W klimatach weird fiction ? recenzja komiksu „Miasto Wyrzutków tom 1: Mężczyzna, który gromadził rupiecie” Juliena Lamberta

30 marca 2020

Julien Lambert „Miasto Wyrzutków tom 1: Mężczyzna, który gromadził rupiecie”, tłum. Jakub Syty, wyd. Non Stop Comics
Ocena: 8 / 10

Nowa propozycja w ofercie Non Stop Comics to kolejny trafiony tytuł, podczas lektury którego uśmiech ani na chwilę nie schodzi z ust czytelnika.

Patrząc na panoramę miasta na pierwszej stronie komiksu, nie znajdziemy w tym obrazie nic szczególnie dziwnego: masa budynków i światła w niektórych oknach, most kolejowy z całkiem zwyczajnym pociągiem, na horyzoncie widoczne wzgórza i kominy. Ot, pejzaż jakiejś większej metropolii. Coś jednak powoduje, że ten obraz mocno przemawia do wyobraźni. To może być użyta paleta niebiesko-szarych barw. To może być też widok wraku samochodowego w raczej niespodziewanym miejscu. Słowa o tytułowym mieście wyrzutków, którymi raczy nas twórca w kilku ramkach, nie są w zasadzie potrzebne, by czytelnik poczuł niepokój i dał się pogrążyć w aurze niesamowitości, która przez cały komiks nie odpuszcza, tworząc groteskową wizję w klimatach weird fiction. I przy okazji wykorzystując schematy klasycznego kryminału.

Bohaterem komiksu jest dość nietypowy detektyw, który para się odszukiwaniem zagubionych przedmiotów. W śledztwie pomaga mu zdolność porozumiewania się z tymiż przedmiotami, choć czasem może się wydawać, że ta zdolność jest również jego przekleństwem, bo z jej powodu nie może pozwolić sobie na minimum prywatności. Żyje w mieszkaniu wypełnionym rupieciami i jest jednym z wielu dziwacznych mieszkańców dziwacznego miasta. Jego życie staje się jeszcze dziwniejsze, kiedy w wyniku zbiegu, rzecz jasna, dziwnych wydarzeń, przyjmuje zlecenie na odszukanie zaginionej kobiety, porwanej przez tajemniczego latającego człowieka.

Można oczywiście powiedzieć, że po raz kolejny czytamy dobrze nam znaną historię. Jest detektyw, jest femme fatale (choć wyglądem odbiegająca od klasycznych piękności), jest tajemniczy naukowiec i dziwaczne eksperymenty, a na dodatek jeszcze banda ciekawskich dzieciaków, których ścieżki krzyżują się z prowadzącym śledztwo bohaterem. A jednak podczas lektury mamy wrażenia obcowania z czymś świeżym, z historią, która zarówno twórcy jak i czytelnikowi przynosi dużo frajdy.

„Miasto Wyrzutków” to autorskie dzieło Juliena Lamberta i powinniśmy to nazwisko zapamiętać, bo śmiało można je postawić obok takich tuzów europejskiego komiksu jak Joann Sfar czy Christophe Blain. Naprawdę, bardzo to udany album, w którym pobrzmiewają echa właśnie twórczości Sfara z serii o Profesorze Bellu, a i wielbiciele powieściowego „Dworca Perdido” Chiny Miéville’a powinni znaleźć tu coś dla siebie. Wypada teraz poczekać cierpliwie na kontynuację, która ma jednocześnie zakończyć opowieść o mężczyźnie, który gromadził rupiecie w Mieście Wyrzutków.

Tomasz Miecznikowski

Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje