Terapeutyczny Instagram na papierze – recenzja książki „Chłopiec, kret, lis i koń” Charliego Mackesy’ego

17 stycznia 2020

Charlie Mackesy „Chłopiec, kret, lis i koń”, tłum. Magdalena Słysz, wyd. Albatros
Ocena: 4 / 10

W dobie rozwoju i ciągłej aktualizacji mediów społecznościowych, a także zmieniających się trendów marketingowych nie łatwo zaistnieć (a co dopiero utrzymać się) w tyglu e-rzeczywistości. Brytyjskiego rysownika Charliego Mackesy’ego na Instagramie obserwuje przeszło 270 tysięcy osób i z pewnością liczba ta będzie wzrastać. Dlaczego? Bo niechlujny [ang. grubby] artysta, jak sam siebie nazywa, za pomocą rysunków opatrzonych krótkimi sentencjami przypomina nam o wartościach, o których w codziennym życiu zapominamy. Ale czy to wystarczający powód, aby uczynić z tego książkę?

„Chłopiec, kret, lis i koń” to publikacja (bo trudno nazwać ją książką) składająca się z rysunków udostępnionych na profilu artysty na Instagramie. Ilustracje nie tworzą spójnej opowieści. Stanowią odzwierciedlenie wartości uniwersalnych, takich jak przyjaźń, miłość, wolność, dobro. Tytułowi zwierzęcy towarzysze chłopca przekonują go, że należy pokonywać własny strach, żyć w zgodzie z samym sobą i „kiedy nadchodzą ciemne chmury… iść dalej naprzód”. Banał, prawda? Ale być może w dzisiejszym, pędzącym świecie potrzebujemy czasem usłyszeć uniwersalne, zapomniane prawdy, bo samodzielnie zdajemy się ich już nie dostrzegać.

Biorąc do ręki „Chłopca…”, nie sposób nie pomyśleć o „Małym Księciu”. Oba tytuły pozornie przeznaczone są dla dzieci i w obu obraz stanowi dopełnienie treści. W przypadku Mackesy’ego ilustracje zdają się być jednak dużo bardziej wartościowe niż myśli bohaterów. Dlatego mimo pierwszego, wizualnego wrażenia więcej te pozycje dzieli niż łączy. „Mały Książę”, klasyk światowej literatury, w warstwie narracyjnej oferuje czytelnikowi historię, która zmusza do zastanowienia się nad sensem życia, jego poznania i znalezienia w nim swojego miejsca. Tymczasem „Chłopiec…” nie proponuje żadnej historii. Stanowi zapis złotych myśli, po przeczytaniu których ma nam się zrobić po prostu lepiej; dzięki którym poczujemy się mniej osamotnieni, mniej nieważni.

Rysunkowa podróż chłopca, kreta, lisa i konia znajduje zastosowanie jako obrazy, które chętnie polubimy i udostępnimy w sieci. Każdy miewa gorsze dni, kiedy potrzebuje usłyszeć coś pokrzepiającego; coś, co sprawi, że łatwiej będzie mu się mierzyć z rzeczywistością. I to zadanie twórczość brytyjskiego artysty zdaje się realizować bezkonkurencyjnie. Tylko czy jest sens przenoszenia tego z płaszczyzny wirtualnej na rzeczywistą? Po co przedrukowywać coś, co zostało już parę tysięcy razy udostępnione, skomentowane i oznaczone serduszkiem? Dla jeszcze większej ilości udostępnień, serduszek, komentarzy… i pieniędzy. Szkoda papieru, szkoda drzew.

Paulina Janota

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje