Szczepionka przeciw zagładzie – recenzja książki „Unicestwianie” Michela Houellebecqa

5 października 2022

Michel Houellebecq „Unicestwianie”, tłum. Beata Geppert, wyd. W.A.B.
Ocena: 7 / 10

Kolejne powieści Houellebecqa wydawały się być jak kanarki w dawnej kopalni – ostrzegały przed nadchodzącym kataklizmem. Przyszłość pokaże, na ile prawdziwa jest wizja z „Unicestwiania”, choć oprócz katastroficznych wieszczeń wielki prowokator ma też do zaproponowania swoistą szczepionkę przeciw zagładzie.

Tę książkę długo otaczał nimb tajemniczości, a sam Houellebecq kokietował, że być może jest to jego ostatnie dzieło. Jeśli już coś kończyć, to z przytupem. Dostajemy więc do rąk przeszło sześćset stron, a na nich niewesołą ekstrapolację najbliższych losów Europy oraz rozprawę o starości, chorobie i… no właśnie, unicestwianiu.

„Unicestwianie” przenosi czytelnika do roku 2027, w którym starym kontynentem wstrząsa seria zamachów terrorystycznych. W jednym z nich ginie minister finansów francuskiego rządu, co jedynie podnosi temperaturę w kraju, dostatecznie już podgrzaną bezwzględną walką polityczną w przededniu wyborów prezydenckich. Ciężar coraz większej odpowiedzialności spada na barki Paula Raisona, bliskiego przyjaciela nieboszczyka, który sam piastuje wysokie stanowisko w osieroconym przez tegoż resorcie.

Michel Houellebecq (fot. Silvina Frydlewsky/Ministerio de Cultura de la Nación)

Podczas gdy widmo terroryzmu obnaża i akceleruje człapiący dotąd powoli rozkład instytucji państwa, rozpada się też najbliższe otoczenie Paula – kryzys toczy jego małżeństwo, a konsekwencje udaru mózgu obłupiają z resztek życia ojca – emerytowanego funkcjonariusza kontrwywiadu. Obowiązek wobec kraju i obowiązek wobec rodziny ciążą coraz bardziej, a uchylić się od odpowiedzialności nie sposób.

Houellebecq w nowej powieści jest po prostu sobą. Czasem brutalnym, czasem groteskowym, zawsze klarownym i w pewien straceńczy sposób romantycznym. Jego konserwatyzm wyraża się krytyką eutanazji i tradycyjnym już ironizowaniem nad wielokulturowością Francji, zaś jako antidotum na chaos proponuje rodzinę i miłość. Nawet jeśli wydaje się to zbyt proste, to przedstawia swoje racje z wielkim polotem, choć czasem zdarza mu się łopatologiczność (polecam proste ćwiczenia z przetłumaczeniem nazwisk głównych bohaterów na polski), a już zupełną naiwnością wydaje się sugestia, że terrorystyczne zamachy mogą być dziełem jakichś antyglobalistów, współczesnych luddystów czy innych wojujących mizantropów. Zwłaszcza że podkładanie ognia pod „zgniłą nowoczesność” jest raczej domeną zupełnie innych formacji.

Sebastian Rerak


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje