Swojska mikroapokalipsa – recenzja komiksu „Koniec świata w Makowicach” Jana Mazura

18 lutego 2020

Jan Mazur „Koniec świata w Makowicach”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 7 / 10

Minimalistyczny komiks Jana Mazura jest wyjątkowo przyziemną wizją apokalipsy. Tyle że określenia „przyziemna” w tym przypadku nie należy odczytywać w znaczeniu pejoratywnym.

Zanim jednak wnikniemy w fabułę „Końca świata w Makowicach” warto chwilę uwagi poświęcić samej formie wydania komiksu. Kolory inne niż czerń i biel znajdziemy jedynie na okładce, w postaci prostego, ale i wywołującego niepokój rysunku z płonącym domem i chmurą kłębiącego się dymu. Razem z tytułem w postaci dużych, białych liter został osiągnięty zadziwiająco klarowny przekaz, który ma przygotować czytelnika na emocjonalną i najwyraźniej nietypową formalnie historię. Wyjątkowości dodaje komiksowi grzbiet wydania, na którym widać to, co zazwyczaj jest zakryte przed czytelnikami, czyli sposób szycia. Dzięki temu zabiegowi do „Końca świata w Makowicach” jak ulał pasuje określenie, że to apokalipsa grubymi nićmi szyta.

Tytułowe Makowice to wieś gdzieś na obrzeżach bocznych dróg, do której ciężko trafić, bo nawet drogowskaz daje podróżnym błędną wskazówkę. Już na początku lektury dowiadujemy się, że najprawdopodobniej w wielkim świecie wybuchła wojna, a bomby spadły na najważniejsze metropolie, nie tylko w Polsce. Mamy zatem klasyczny punkt wyjściowy dla wszelkiej maści literatury postapokaliptycznej. Zazwyczaj od tego rozpoczyna się opowieść o wędrówce bohatera lub bohaterów przez zniszczony świat, podczas której twórcy epatują nas obrazami ludzkiego zezwierzęcenia. Jednak koniec świata w Makowicach wygląda zupełnie inaczej.

Trochę jest tak, jakby niewiele się tam zmieniło. Pod sklepem, niczym na ławeczce w serialu „Ranczo”, siedzą i komentują rzeczywistość miejscowi menele z filozoficznym zacięciem. Marek, będący jedną z istotniejszych postaci komiksu, nie może dogadać się z matką, z którą zapewne nie mógł też się dogadać przed apokalipsą, i ostatecznie decyduje się na samotną wędrówkę do wyludnionego, dużego miasta. W Makowicach nie ma prądu i internetu, ale to wcale nie przeszkadza rozprzestrzenianiu się informacji. Do wsi trafia trójka obcych – młodych ludzi pragnących rozpocząć nowe życie albo (jeśli się uda) ideologiczną rewolucję. Zatrzymują się za wikt i opierunek u miejscowego potentata, Kuleszy, który jak się okazuje ma swoją małą tajemnicę. Makowice nawiedzają jeszcze przeróżnej maści goście, jak współczesny traper z synem, który stara się przetrwać w pobliskim lesie. W zasadzie nie dzieje się nic wybuchowego, co rozruszałoby fabułę, stworzyło jakiś konflikt, potrząsnęło czytelnikami. A i tak historię Mazura czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem.

Twórca idzie bowiem na przekór prawidłom gatunku i prezentuje bardziej ludzkie oblicze apokalipsy. Nie znaczy jednak, że nie brak w tym obrazie groteski, bo przecież ludzie w obliczu wielkich zmian często zachowują się groteskowo, udając choćby, że nic się nie stało i wcale nie muszą z miejsca ulegać najgorszym popędom. Tę właśnie warstwę apokalipsy, czy raczej anty-apokalipsy bada z przymrużeniem oka Mazur, zajmując się małymi ludzkimi sprawami w obliczu wielkiego wydarzenia.

Te małe sprawy autor realizuje również w możliwie najprostszej formie graficznej. Jeśli ktoś uważał, że nie można być rysunkowo bardziej minimalistycznym niż Jacek Świdziński, powinien sprawdzić, co ze swoim światem przedstawionym zrobił Jan Mazur. Nie da się tutaj uniknąć porównań między obydwoma autorami i trzeba przyznać, że jednak Świdziński bardziej eksperymentuje z formą, nawet w tak prostym graficznie wymiarze, a jego twórczość jest z pewnością bardziej abstrakcyjna. W „Końcu świata w Makowicach” trochę zabrakło właśnie tej równowagi między abstrakcją prostej formy a realistycznie poprowadzoną historią. Nie zabrakło jednakże udanej zabawy z tematyką postapokaliptyczną. Oprócz zabawy, dostajemy także proste przesłanie, które realizuje się w urzekających obrazkach tulących się do siebie ludzkich figurek. Razem damy radę – tyle na koniec wynoszą z tej nietypowej apokalipsy mieszkańcy Makowic, jakby usiłowali nam przekazać słowami poety, że innego końca świata nie będzie.

Tomasz Miecznikowski

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje