Stanisław Grzesiuk, jakiego nie znamy – recenzja książki „Klawo, jadziem!”

17 lutego 2019

Stanisław Grzesiuk „Klawo, jadziem!”, wyd. Prószyński i S-ka
Ocena: 9 /10

Życie Stanisława Grzesiuka zostało utrwalone na kartach autobiograficznej trylogii – prawdziwie monumentalnego dzieła – zarejestrowane na nagraniach, zdjęciach, zachowane we wspomnieniach bliskich… Skarbnica pamięci o bardzie z Czerniakowa zdaje się być jednak źródłem wciąż niewyczerpanym, o czym przekonać się możemy za sprawą zbiorku „Klawo, jadziem!”. To kolejna perełka w powojennej literaturze polskiej.

Tym razem w ręce czytelników oddano książkę złożoną z próbek twórczości prozatorskiej, jak i publicystycznej Grzesiuka. Zmienia się forma, inny jest gatunek, niezmienny jest jednak styl – dowcipny, gawędziarski, lekki. Z opublikowanych w „Klawo, jadziem!” opowiadań i felietonów wyłania się miłość do szczególnego miasta, którym bez wątpienia jest Warszawa, a także ludzi – pięknych, brzydkich, uroczo romantycznych, skrajnie poważnych, starych i młodych… na progu życia i śmierci. Szczególnie wymowne w tym kontekście są pierwsze trzy historie ze zbioru opatrzone wspólnym tytułem „Trzy pogrzeby”.

„Pogrzeb pierwszy” to przewrotna opowieść o trójkącie miłosnym, w którym najbardziej tragiczną postacią był niejaki Heniek, bezdzietny czterdziestolatek. Jego żona wykorzystywała każdą nadarzającą się okazję, aby wejść w bliższe relacje z sublokatorami, co – koniec końców – doprowadziło do finału brzemiennego w skutkach. Marzenie o wybudowaniu domu, rodzinnego azylu, okazało się być dla Heńka celem życia, ale też czynnikiem, który doprowadził do jego końca. Grzesiuk potrafi zaskakiwać, pisać prowokująco, z pasją, oddając ducha codzienności, ale też przekazując w ujmującym, niepozbawionym humoru stylu pewne moralne nauki.

„Pogrzeb drugi” traktuje z kolei o walce w przestępczym półświatku Warszawy. Młodzi, zdolni ludzie niejednokrotnie zbaczali na ścieżkę bezprawia, ale i tam liczył się jednak honor i lojalność. Bard stolicy przywołuje te wartości w historii niemalże gangsterskiej, pięknej, acz tragicznej. Największe wrażenie wywołuje jednak chyba „Pogrzeb trzeci”, a więc opowieść o tym, jak więźniowie wojennych obozów koncentracyjnych próbowali na nowo zasmakować życia – już po wyzwoleniu z wojennego piekła. Uratowane zostały ich ciała, jednak dusze przez długi czas nie zaznały jeszcze ukojenia. Terapią był alkohol, który okazywał się być nierzadko śmiertelną trucizną, spokój odnajdywano wśród kumpli, u boku kochanek… Znamienne i bardzo poruszające są słowa jednego z bohaterów tej historii: „Wy, z obozu, jesteście wszyscy pomyleni. Tylko że wy sami tego nie dostrzegacie, bo jesteście znów razem w kupie, tak jak w obozie”.

Ale nie tylko opowiadania, wzbogacone zdjęciami rękopisów Grzesiuka, stanowią siłę zbiorku „Klawo, jadziem!”. Osobnym rozdziałem są felietony publikowane na przełomie 1961 i 1962 roku w tygodniku „Stolica”. Nieodżałowany śpiewak zawarł w nich przemyślenia o mieście, w którym spędził lwią część swojego życia. Ciekawe są refleksje o Czerniakowie, o dojrzewaniu, wychowaniu, tradycjach i wartościach, ale najbardziej interesujący jest jednak tekst „Warszawa dzisiejsza i ja”, w którym to Grzesiuk dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat społeczno-kulturowych przemian zachodzących w stolicy – od czasów przedwojennych aż po lata 60. XX wieku. Treść tego felietonu jest zaskakująco aktualna, żeby przywołać choćby konstatację, że ludności napływowej „brak patriotyzmu lokalnego. Nie są duchowo związani z miastem, a to stwarza obojętność dla Warszawy i dla opinii, jaką będzie miało miasto”. Z drugiej jednak strony Grzesiuk, artysta, ale też swoisty filozof, zauważa: „Mimo to z optymizmem patrzę w przyszłość. Dzieci 'napływowych’ rodziców, obecna młodzież, zaczynają łączyć w sobie pozytywne cechy przed- i powojennej Warszawy. Wzorują się na tradycjach warszawiaków, starają ich naśladować, by być i czuć się warszawiakiem z urodzenia i tradycji”. Ważna obserwacja, z którą warto się wciąż konfrontować.

„Klawo, jadziem!” to cudowna pamiątka o niewątpliwej wartości historycznej. Poznajemy w tej książce Grzesiuka nieco innego, jeszcze bardziej melancholijnego, refleksyjnego, a jednocześnie niezmiernie dowcipnego, charakternego. Ten zbiorek jest kolejnym dowodem na to, że dzieła barda z Czerniakowa powinny stanowić kanon naszej współczesnej kultury.

Marcin Waincetel

Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje