Smaczny deser ze Świata Pośredniego

12 maja 2013

Wiatr przez dziurkę od kluczaStephen King „Wiatr przez dziurkę od klucza”, Wyd. Albatros
Ocena: 8/10

King w kolejnym, bonusowym tomie „Mrocznej Wieży” powraca do tego, co jest esencjonalne dla jego sagi, czyli do Świata Pośredniego, a zwłaszcza do czasów, zanim ów „świat poszedł naprzód”.

Gdyby przyrównać fantasy Kinga-Amerykanina do alkoholu, to prędzej dostalibyśmy poncz aniżeli „czystą”, jak na przykład u Sapkowskiego, pisarza Polaka. „Mroczna Wieża” składa się bowiem nie tylko z rzeczywistości fantastycznej utworzonej z szerokiej palety elementów (oprócz samej fantasy także groza i postapokaliptyczny western), ale i tej jak najbardziej realnej. Bohaterowie sagi, rewolwerowiec Roland wraz z grupą przyjaciół, migrują pomiędzy rozpadającym się Światem Pośrednim, gdzie można natknąć się na pozostałości magii, zaawansowanej technologii oraz zmutowane potwory, a stykającym się z nim w niektórych punktach? Nowym Jorkiem.

Jedne z tomów posiadają większą, inne zaś mniejszą zawartość amerykańskiej metropolii. „Wiatr przez dziurkę od klucza” zalicza się do tej drugiej, lepszej grupy, co odbija się również na jego położeniu. Plasuje się bowiem pomiędzy tomami czwartym a piątym, opartymi na wątku stricte fantastycznym. Już sam jego numer, cztery i pół, brzmi zgoła fantastycznie, budząc skojarzenia z nierzeczywistym piętrem siedem i pół z filmu „Być jak John Malkovich” Spike?a Jonze?a.

Powieść zaczyna się od wędrówki bohaterów wyludnionym szlakiem prowadzącym w stronę Mrocznej Wieży, którzy za sprawą wspomnień cofają się do żywej i barwnej epoki sprzed upadku świata oraz – czego jeszcze w serii na taką skalę nie było – do powiązanej z nią przestrzeni mitycznej. Tym razem katalizatorem akcji jest lododmuch ? potężny wicher zmiatający z drogi wszystko, co nie znalazło schronienia. W obliczu nadchodzącego zagrożenia Rewolwerowiec i jego przyjaciele chowają się w porzuconej świetlicy, gdzie Roland zaczyna snuć opowieść z młodości, kiedy to dzięki chłopcu imieniem Bill Streeter pokonał morderczego potwora, skóroczłeka. Ta opowieść z kolei kryje w sobie jeszcze jedną historię o owianym legendą dzieciaku Timie Rossie, późniejszym rewolwerowcu.

Każdą z części tejże szkatułkowej powieści, choć dotyczącą różnych wydarzeń, łączą wspólne motywy. Oprócz przewijającego się przez całą książkę refrenu, którym jest lododmuch przepowiadany przez czworonożne bumblery, mamy również wspólny wątek chłopca, który musi przedwcześnie stać się mężczyzną (odbity w postaci Billa, Tima, jak i samego Rolanda), śmierci rodzica czy ważnej dla rozwoju fabuły postaci matki, a także powtarzające się, znane z poprzednich tomów atrybuty Świata Pośredniego.

Akcja utworu nie jest ani zbytnio odkrywcza, ani rozbudowana, opiera się na prostym śledztwie demaskującym potwora oraz baśniowym motywie wędrówki z przeszkodami, a mimo to książka absorbuje uwagę czytelnika, który zapomina o bożym świecie na rzecz ojczyzny Karmazynowego Króla. To, co bowiem najlepsze w powieści, kryje się gdzieś na meandrach akcji.

Mimo że „Wiatr?” jest jednym z typowych reprezentantów literatury masowej, w przeciwieństwie do wciągających, acz schematycznych dzieł chociażby takiego Cobena zawiera pewien naddatek. Oczywiście, stary wyjadacz Stephen potrafi świetnie stopniować napięcie (pomijając kilka przynudnawych opisów wędrówki przez las) czy rozpisywać dialogi. W inteligentny sposób naprowadza czytelnika na istotne tropy, jak np. zagadkowy kuferek ojczyma Tima Rossa, kryjący przerażającą tajemnicę. Ale potrafi też to, czego nie umie większość ? urzekać oraz emocjonować. Stworzony we „Wietrze…” świat ma po prostu duszę. Rządzą nim silne, nieobce każdemu człowiekowi uczucia, które przedstawione są jednak w subtelny, a przy tym poruszający sposób, nie mający nic wspólnego z tanim melodramatem.

Podobnie jak w czwartym tomie sagi („Czarnoksiężnik i kryształ”) mamy tu do czynienia z wszechobecnym piętnem miłości – ale tym razem nie do ukochanej dziewczyny, tylko znienawidzonej matki. Roland prowadzi jednocześnie dwa śledztwa, próbując zwalczyć zarówno potwora ukrytego w skórze zagadkowego mężczyzny, jak i w swojej własnej. Widmo jego rodzicielki powraca niczym koszmar w odwiedzanych przez bohatera miejscach, wspomnieniach, a także odbija się w odwróconym zwierciadle baśni o Timie Rossie (chłopcu, który uratował swą mamę), drążąc umysł rewolwerowca do czasu, aż wypowie on jedno ważne słowo.

Siła tego „wietrznego” świata tkwi także w mocno wyeksponowanej, budującej nastrojowość otoczce, którą standardowo u Kinga tworzą wielkie przestrzenie, małe miasteczka i niekończąca się droga, tym razem przyprószone baśniowo-fantastycznym śniegiem. Zapełniają go pozornie zwyczajni ludzie, potrafiący poświęcić życie dla szczytnych celów, jak stara nauczycielka ze skrytą za woalką twarzą, której dzielnością nie dorównałby nawet Superman.

„Wiatr przez dziurkę od klucza” z pewnością nie rozczaruje fanów „Mrocznej wieży”, a być może zainteresuje nią nowych czytelników. To smaczny, literacki torcik, który ofiarował nam autor na deser po sycącym daniu głównym. Oby więcej takich słodkich niespodzianek na stole, panie King!

Emilia Dulczewska-Maszota

Gdzie kupić:
Kup książkę w księgarni Selkar
Kup książkę w księgarni Lideria

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje