Raporty z PRL

16 września 2013

Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz Marek Nowakowski „Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz”, wyd. Iskry
Ocena: 7 / 10

Jeżeli chcesz wiedzieć, co wydarzyło się wczoraj, wertujesz dzisiejszą gazetę. Jeżeli chcesz wiedzieć, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu, oglądasz programy publicystyczne. Jeżeli chcesz wiedzieć, jak żyli urkowie i cała reszta społecznego marginesu w początkach PRL, poczytaj Marka Nowakowskiego.

Zbiór dwóch pierwszych tomów opowiadań Nowakowskiego, „Ten stary złodziej” z 1958 r. i „Benek Kwiaciarz” z 1961 r., to historie z życia nizin społecznych w powojennej Warszawie i okolicach. W rolach głównych występują: włamywacze, prostytutki, doliniarze, urki; w pozostałych rolach: frajerzy, paserzy, kapusie, ekspedientki, bezdomni i cała gama indywiduów. Wszystko to odbywa się w entourage’u więziennych cel, zatęchłych knajp i ciasnych melin, w oparach wódki i przygniatającym, kwaśnym dymie papierosów. Dwadzieścia pięć, raz krótszych raz dłuższych, opowieści to miejskie gawędy. Głównie o przeszłych lub przyszłych akcjach albo o wychodzeniu lub wchodzeniu z ich powodu do paki. Mimo braku wyraźnych znamion koherentności wszystkie one są ze sobą dyskretnie połączone, poprzez ksywy osób występujących bądź miejsca. Zbiór czasami przywodzi na myśl coś na wzór kryminalnej, osiedlowej sagi. Odczucie to potęguje totalnie zminimalizowane, charakterystyczne pisarstwo. Język bywa wulgarny, zawsze jest prosty, jak ludzie, którzy się nim posługują. Jednak ta konsekwencja po trzydziestu stronach nuży. Można odnieść wrażenie, że w książce pojawiają się co rusz te same zwroty i wyrazy. Jeżeli czas cię nie goni i nie jesteś zmuszony przeczytać jej za jednym razem (bo goni cię deadline na napisanie recenzji), to daj na wstrzymanie.

Czytanie „na raz” może spowodować nasilenie się objawów depresji. Opowiadania Nowakowskiego to przykład na funkcjonowanie Prawa Murphy’ego w polskiej literaturze. Wszystko, co się mogło w tych historiach potoczyć źle, tak się właśnie potoczyło. A to ktoś wymiękł, a to ktoś się przekręcił, a to kogoś okradli, a to kobita poszła w tany. Wszystko źle. Dodatkowo pojawiają się postaci-ofiary: starzy, garbaci, kulawi, szambiarze, wsioki. Blisko opowieściom Nowakowskiego do reportażu albo lakonicznych notatek prasowych. To bez emocji, chłodno zrelacjonowane losy ludzi uwikłanych w sploty banalnych zdarzeń. Nie wiemy, ile w tych gawędach jest kreacji, a ile prawdy. Nie wiemy, czy bohaterowie istnieli naprawdę, czy są li tylko fikcją stworzoną na potrzeby literackiego świata. Ale jest coś, co stanowi o sile tego wydawnictwa. Wielką zasługą pisarza jest uchwycenie pewnego klimatu, wycinka z życia naszych miast sprzed ponad piećdziesięciu lat. „Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz” to fotografie, na których odnajdziemy nie tylko zapis brutalnego życia wąskiej części społeczeństwa, lecz szerszy plan miast i miasteczek oraz ich mieszkańców. Polański pisał to samo o powojennej Łodzi w swojej autobiografii, gdzie bandy zakapiorów malowały na chodniku kredą białą linię i lali po gębach tych, którzy ją przekroczyli. Szemrani szarzy ludzie w pogniecionych za dużych marynarkach przy budzie z piwem. Zawistni, egoistyczni, pozbawieni głębszej refleksji. Nikt tu nikogo nie kocha. To obraz ludzi doświadczonych przez wojenną hekatombę, którym sierpem, młotem i hakenkreuzem odebrano godność.

Nowakowski tworzył w czasach ostrej cenzury. Wydawałoby się, że skutecznie wyprała ona tekst z treści, które mogłyby szkodzić wizerunkowi PRL. Ale tu nie trzeba żadnych MacGyver?owskich sztuczek, helikopterów z cyrkla i kamery sprytnie ukrytej w chlebie. Wystarczy opisać to, co się widzi za oknem. Komunizm tak odbudował Polskę, że – jak wspominała prof. Jadwiga Staniszkis – w szminki zaopatrywano się na wszystkie możliwe sposoby, tylko nie w ten najnormalniejszy ? w sklepie. Te historie mogłyby opisywać losy mechaników, mleczarzy, malarzy, motorniczych, by wymienić tylko tych kilku na ?m?. Finansami zarządzano w wyjątkowo przemyślny sposób, tak by w siłę rósł przemysł ciężki, bo wiadomo, że w czasach powojennej biedy ludzie najchętniej kupiliby sobie wyrzutnię rakiet albo czołg. Do tego stosowano bardzo korzystną dla nas wymianę z Sowietami, która polegała mniej więcej na tym, że my im wysyłaliśmy cukier, a oni od nas brali węgiel.

Pod kątem historycznym zbiór opowiadań młodego Marka Nowakowskiego jest nieoceniony. Warto pomyśleć, w jak siermiężnych czasach przyszło żyć naszym dziadkom i rodzicom. Zresztą, „zmęczyłem się, trzeba wypić”.

Kasper Linge

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje