Portret prowincji z beznadzieją w tle

27 listopada 2015

mlode-skoryColin Barrett „Młode skóry”, tłum. Agnieszka Pokojska, wyd. Igloo
Ocena: (brak)*

Debiut Colina Barretta (rocznik 1982) to przygnębiające opowieści o życiu bez nadziei na lepsze jutro i poprawę losu, które bezlitośnie demitologizują mit sielankowego życia na prowincji.

„Nie byliście w mojej miejscowości, ale znacie inne z tej samej sztancy”. Już w pierwszym zdaniu pierwszego opowiadania autor ustanawia swoiste poczucie bliskości miejsca, w którym rozgrywa się akcja większości tekstów zebranych w debiutanckiej książce „Młode skóry”. To nieduże miasto, zagubione gdzieś na rolniczej irlandzkiej prowincji, w którym nie ma za wiele atrakcji – jedno kino, puby upchane na jednej mili kwadratowej, a poza tym pola, pastwiska i strefa przemysłowa. Młodych ludzi jest mało, a ich jedyna rozrywka to wyścigi ścigaczy na bocznych drogach, niemal rytualne upijanie się w pubie podczas weekendu i snucie teorii o losie zaginionego dziecka.

Życie tu toczy się powoli i zdawałoby się bez konkretnego celu. Emocjonująca kariera, piękne kobiety i atrakcyjni mężczyźni – to wszystko znaleźć można gdzieś indziej: w dużym mieście, do którego, nawet jeśli leży blisko, zawsze jest daleko. Takie miasteczka są wszędzie. Położone na uboczu, ze starzejącą się w zastraszającym tempie populacją, niezauważalnie, ale i nieubłaganie zmierzające ku śmierci, ciągnące ze sobą w dół kolejne pokolenia mieszkańców, którzy go jeszcze nie opuścili. W tym pozbawionym promyka nadziei krajobrazie Barrett umieszcza swoich bohaterów i maluje portret z wycinku ich życia. Życia, które jest bardzo znajome.

Skacowany dwudziestokilkulatek dochodzi w niedzielę do siebie po „trzydniowym święcie wyniszczenia”. Dwóch kuzynów próbuje zwrócić na siebie uwagę miejscowej piękności. Bramkarz jednego z nocnych klubów szuka miłości. Pracujący na stacji benzynowej odludek po raz pierwszy od bardzo długiego czasu idzie na imprezę. Pomocnik lokalnego dealera narkotyków zmaga się ze zwykłą codziennością i problemami w pracy. Alkoholik próbuje zerwać ze swoim dotychczasowym stylem życia. Dwóch przyjaciół z młodości rozważa, czy wziąć udział w pogrzebie wokalistki ich dawnego zespołu, która była przyczyną rozejścia się ich ścieżek.

Bohaterowie Barretta to przeważnie ludzie młodzi, w teorii rozpoczynający swoje życie, w teorii świat stoi przed nimi otworem, ale z każdą kolejną stroną i każdym kolejnym opowiadaniem trudno oprzeć się wrażeniu, że to tylko iluzje, gdyż w rzeczywistości życie dwudziestokilkulatków tak naprawdę dobiegło końca. Już zawsze będą pracować na stacji benzynowej i codziennie wypijać samotnie sześć piw na dachu swego domu. Kobieta lub mężczyzna, w której się zakochali, albo potraktuje ich jako jednorazową przygodę i chwilę zapomnienia od nijakości własnej codzienności, albo nie zwróci na nich uwagi, albo wyjedzie z miasta i już nie wróci, albo wejdzie z kimś innym w skazany na porażkę związek. Tu nie ma miejsca na nadzieję i miłość, bo nadzieja i miłość albo umarły, albo dawno temu stąd wyjechały. Jedyne perspektywy na ucieczkę z tej czarnej dziury całkowitej beznadziei to alkoholizm lub przedwczesna śmierć.

Co gorsza, bohaterowie Barretta wydają się mieć tego świadomość. Wprawdzie bardziej mglistą niż jasno określoną, ale podskórnie czują, że to nie jest sposób na życie, że powinni wyrwać się z tego zaklętego kręgu rozkładu. A jednak podjęte przez nich próby wzięcia swego losu we własne ręce kończą się porażką. Dawne miłości nie przestają nawiedzać niczym upiory przeszłości. Przerwanie narzuconego sobie odosobnienia i wyjście z domu na pożegnalną imprezę kolegi z pracy tylko umacnia poczucie osamotnienia i chęć ucieczki przed ludźmi i światem. Wykazanie się inicjatywą i chęć rozwiązania problemu prowadzi tylko do dalszych komplikacji i ostatecznie do tragicznego końca.

Światu namalowanemu w opowiadaniach Barreta daleko do kolorowych, słonecznych i radosnych obrazków sielankowego prowincjonalnego życia, które wciskają poprawiające samopoczucie seriale, filmy i bestsellery. Nie ma tu dobrotliwego księdza rozwiązującego zagadki kryminalne, nie ma wójta pieniacza o złotym sercu, uroczych pijaczków-filozofów z ławeczki pod sklepem czy komicznie skłóconych sąsiadów będących w rzeczywistości przyjaciółmi. Nie. Świat Barretta zamieszkują ludzie z krwi i kości, którzy próbują przetrwać kolejny dzień bez nadziei, że ich los ulegnie poprawie.

Krzysztof Stelmarczyk

*Nie poddajemy ocenie książek, które ukazały się pod naszym patronatem.

Kliknij tutaj, żeby dowiedzieć się, gdzie można kupić książkę.

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje