Niezwykły ogród o rozwidlających się ścieżkach – recenzja książki „Opowiadania prawie wszystkie” Edgara Allana Poego

19 kwietnia 2021

Edgar Allan Poe „Opowiadania prawie wszystkie”, tłum. Sławomir Studniarz, wyd. Marginesy
Ocena: 10 / 10

Kruk, czaszka, czarny kot, serce – te wszystkie proste elementy z okładki „Opowiadań prawie wszystkich” zapowiadają rodzaj niezwykłej podróży, która zabierze nas do odległych początków raczkującej w czasach romantyzmu popkultury.

Biedny Edgar Allan Poe nawet chyba nie marzył, że po śmierci stanie się jedną z największych popkulturowych ikon. Lektura „Opowiadań prawie wszystkich” udowadnia, że autor w swym niepohamowanym pragnieniu dotknięcia wszystkiego, co niezwykłe, uwolnił wyobraźnię wielu przyszłych pisarzy i czytelników, którzy czasem nie zdają sobie sprawy, czyje wpływy uwidaczniają się w dziesiątkach powstających wciąż utworów.

Tak duży zestaw dokonań Poego – trzydzieści dziewięć opowiadań – powinno się dawkować na spokojnie, jeśli chcemy w pełni docenić ich literacki kunszt i tematyczne zróżnicowanie. Jednak lektura wszystkiego jednym ciurkiem też ma swoje plusy. Wpadamy bowiem do świata, czy też światów, w których autor miota nami, jak chce, i silnie wpływa na wyobraźnię, pokazując różne oblicza swojego pisarstwa i prowokując do zadawania pytania: czy całą tę mnogość często różnorodnych gatunkowo tekstów mógł naprawdę wymyślić jeden człowiek? A przecież niektórych opowiadań tu nadal brakuje, jak choćby „Bujdy balonowej”, tak ważnej dla późniejszej twórczości Juliusza Verne’a, czy wierszy, które dokładają kolejną cegiełkę do szerokiego wachlarza literackich umiejętności Edgara Allana Poego.

Pisząc wyżej o wpływie na czytelnika, użyłem czasu teraźniejszego, ponieważ podczas lektury to pamiętane z ikonografii, smutne oblicze pisarza jest nieustannie obecne gdzieś z tyłu głowy, a fakt, że opowiadania pisane były najczęściej w pierwszej osobie, tworzy wrażenie, jakby to właśnie sam Poe, a nie narrator dzielił się z nami osobistymi przeżyciami. Odsłaniając swoje lęki, obsesje i uczucia, pisarz do tego stopnia zrósł się z własną twórczością i pozostawił na niej charakterystyczne piętno, że wydaje nam się, jakbyśmy siedzieli z nim w jednym pokoju twarzą w twarz i pochłaniali to, co zawarł w utworach z własnych doświadczeń.

To wrażenie jest szczególnie silne podczas czytania o kobiecych, najczęściej stojących o krok przed śmiercią bohaterkach z opowiadań opatrzonych imionami: „Berenika”, „Morella”, „Ligeja” i „Eleonora”. Romantyzm, czy też mówiąc dokładniej: czarny romantyzm, wabi w nich czytelnika niczym kosmiczna czarna dziura udręki, z której narrator nie będzie w stanie znaleźć wyjścia. A fakt, że żona Poego rzeczywiście zmarła przedwczesną śmiercią (a nawet bardzo przedwczesną, biorąc pod uwagę, że miała dwadzieścia cztery lata), dodaje tym tekstom jeszcze większej głębi.

Edgar Allan Poe (fot. Mathew Brady/National Archives at College Park)

W „Opowiadaniach prawie wszystkich” znajdziemy wiele klasycznych tekstów, które zostały rozsławione ekranizacjami, choć nigdy jakoś szczególnie popularnymi. Po lekturze z wielką siłą wracają we wspomnieniach obrazy zapamiętane z „Zagłady domu Usherów” Rogera Cormana czy „Williama Wilsona” z Alainem Delonem, czyli jednej z filmowych nowel w „Historiach niesamowitych”. Mamy w zbiorze także fascynującą „Studnię i wahadło”, „Maskę czerwonego moru”, „Serce oskarżycielem” i inne utwory, które po wielu latach od młodzieńczych lektur – bo przecież do Poego nie wraca się zbyt często – w tłumaczeniu Sławomira Studniarza odsłaniają swe nowe oblicze.

Ciekawsze jednak są w tej książce rzeczy o wiele mniej znane, czasem błahe, czasem zbudowane na jednej alegorii, innym razem przejmujące niespodziewanym smutkiem. Gdyby wymienić na szybko te, które szczególnie utkwiły w pamięci, to będzie to profetyczny „Człowiek tłumu”, niezwykły portret osobnika bez własnej indywidualności, który czuje pełnię życia tylko wtedy, gdy znajdzie się wśród ludzi. Bardzo niepokojąca i posiadająca bardzo współczesne konotacje jest „Schadzka”. Krótka „Wyspa wróżki Fay” kończy się jednocześnie pięknym i niezwykle smutnym akcentem, który jest idealnym przedstawieniem ludzkiej egzystencji w obliczu przemijającego czasu. Coś niezwykłego ma w sobie niesamowita makabreska „Psyche w opałach”, która fabularnym pomysłem, choć przedstawionym w jakże innej formie, nawiązuje do „Studni i wahadła”. Wreszcie dostajemy też „Dialog Eirosa i Charmiony”, który niespodziewanie przepoczwarza się w opowieść katastroficzną pełną gębą, z brutalnym zakończeniem, jakiego nie zobaczymy w żadnym z hollywoodzkich filmów. Te kilka przywołanych tekstów to zaledwie wierzchołek eksplorowanej przez Poego tematyki, która wykracza poza makabryczne, gotyckie wizje pisarza na stałe wpisane do kanonu opowieści niesamowitych.

Dla Poego opowieści niesamowite to było za mało. Dlatego znajdziemy w tym zbiorze także detektywistyczne historie, których bohaterem jest francuski detektyw C. Auguste Dupin, potrafiący rozwiązać zagadkę zbrodni, nie ruszając się z własnego fotela. Najbardziej znaną i wciąż uważaną za najlepszą z nich jest „Zabójstwo przy Rue Morgue”, której finał potrafi zaskoczyć także współczesnego czytelnika. To w jakimś stopniu również opowieść niesamowita – dwie pozostałe z Dupinem, czyli „Tajemnica Marie Roget” i „Skradziony list”, bardziej niż na fabularnych fajerwerkach skupiają się na wnikliwej, przedstawionej krok po kroku metodzie dedukcyjnej bohatera. Można łatwo się przekonać, jak wiele z tej postaci (i drugiej – w osobie narratora) zaczerpnął Arthur Conan Doyle, kreując Sherlocka Holmesa i doktora Watsona. Do tych detektywistycznych opowieści należy jeszcze „Tyś to uczynił”, kończące się motywem jak z horroru, co pozwala wyrokować, że zanim filmowcy zaczęli straszyć widzów jump scare’ami, Poe wymyślił je już wcześniej.

Przez niektóre z tych tekstów nie jest wcale łatwo przebrnąć, ponieważ tak się stało, że bogaty i plastyczny język sprzed dwustu lat stał się współcześnie anachroniczny i zwyczajnie może męczyć przeciętnego czytelnika. Jednak z każdym przeczytanym opowiadaniem górę zacznie brać ciekawość, co też znajdziemy dalej. W ostatnim z nich, zatytułowanym „Artysta pejzażu” i będącym swoistym wyciszeniem potoku emocji zawartego w tym zbiorze, wędrujemy przez najwspanialszy, stworzony ręką człowieka krajobraz i czuć wtedy, że Poe nie poszukiwał w literaturze jedynie tego, co niesamowite, ale też piękna. Z dużo ważniejszej dla niego poezji przeniósł ten pierwiastek do prozy.

Jednak piękno czy przeróżne niesamowitości to tylko elementy tej prozy, składające się na coś dużo większego – na widowiskowy i tajemniczy ogród o rozwidlających się ścieżkach, którymi możemy wędrować w różnych, nie tylko literackich, ale też historycznych, czy po prostu modnych za życia pisarza kierunkach (mesmeryzm!). Bywa też tak, że u racjonalnego, wydawałoby się, narratora odzywa się tytułowy dla jednego z utworów „Duch przekory”. Ma on napędzać nasze istnienie i wlewać w codzienność element zawracający z racjonalnie wytyczonej drogi, co sprawia, że pakujemy się w sytuacje zupełnie nieracjonalne. To właśnie z tego zestawienia powstaje pożywka dla literatury, którą uprawiał Edgar Allan Poe.

Poemu udało się w jakiś niezwykły sposób wytrącić stworzonych przez siebie bohaterów z kolein zwykłego istnienia, głównie za sprawą pragnienia czegoś więcej niż tylko zbudowanie domu, posadzenie drzewa i doczekanie się potomstwa. To było zwyczajnie za mało. Jeśli jest dom, to przecież może runąć, jeśli jest drzewo, to można na nim kogoś powiesić, a potomstwo może stać się największą zmorą dla rodziców. Być może to właśnie przekora kazała Poemu być nieszczęśliwym pijakiem, który znajdował spełnienie w pisanych przez siebie wierszach i również z przekory postanowił jako jeden z pierwszych twórców żyć jedynie z pisania, co zaowocowało powstaniem opowiadań, na których mógł zarobić trochę grosza. Nie do końca mu ten plan wyszedł, ale taka jest cena za rzucanie się pod koła przeznaczenia. I tak jak w przypadku wielu innych pisarzy, przekorny los sowicie nagrodził go za twórczy wysiłek dopiero po śmierci.

Tomasz Miecznikowski

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: recenzje