(Nie)trafiony, zatopiony

3 lipca 2017

Paula Hawkins „Zapisane w wodzie”, tłum. Jan Kraśko, wyd. Świat Książki
Ocena: 5 / 10

Paula Hawkins wskoczyła na listy bestsellerów jak burza. Jej debiut, „Dziewczyna z pociągu”, rozchodził się jak świeże bułeczki, film na jego podstawie święcił triumfy w kinach na całym świecie, a autorka błyskawicznie znalazła się na literackim szczycie. Tyle że rynek wydawniczy ma swoje prawa: szum medialny gwarantujący sprzedaż i uwagę czytelnika wymaga podsycania, a to można osiągnąć jedynie dzięki regularnemu dostarczaniu najwyższej jakości „produktu”. I oto jest: „produkt” pod tytułem „Zapisane w wodzie”. Tylko co z tą jakością?

Główną bohaterką tej historii jest rzeka. Niby niepozornie i spokojnie przepływająca przez brytyjskie prowincjonalne miasteczko, ale z jakiegoś powodu niczym magnes przyciągająca kobiece życia. Bo to właśnie kobiety oddają się w jej chłodne ramiona, kiedy świat zdaje się nie być już przyjaznym miejscem. Topielisko ? tak nazwano zakole rzeki przepływające przez miasto ? staje się przekleństwem, ale i źródłem obsesji dla wielu osób. Jedną z tych ostatnich jest Nel Abbott, która wychowała się właśnie w Beckford. Po latach postanawia odkupić rodzinny dom ? młyn stojący nad samą rzeką ? i zamieszkać w nim razem z nastoletnią córką. A to wszystko dlatego, że chce napisać książkę o Topielisku i kobietach, które złączyły z nim swój los na wieki. Kiedy jednak i Nel Abbott zostaje znaleziona w zabójczych ramionach rzeki, pytania zaczynają mnożyć się w zastraszającym tempie. Czy to możliwe, że targnęła się na własne życie? Czy jej obsesja wzięła górę? A może to wcale nie było samobójstwo? Szczególnie że na dzień przed śmiercią nagrała na automatyczną sekretarkę telefonu siostry wiadomość, w której rozpaczliwie prosi o kontakt, bo ma jej coś bardzo ważnego do powiedzenia?

Historia zaczyna się obiecująco. Paula Hawkins znowu bierze pod lupę tematy trudne: samobójstwo i wszystkie odcienie szarości związane z tym zjawiskiem. Mamy więc w tej historii i matkę, która nie potrafi poradzić sobie ze śmiercią córki, i syna, który musi żyć z piętnem tego, że jego matka popełniła samobójstwo, i nastolatkę, która czuje się winna śmierci przyjaciółki. Jednak autorka opisała nie tylko psychologię straty i poczucia winy. W zgrabny sposób pokazała też, że na decyzję o tak radykalnym posunięciu, jak odebranie sobie życia, składa się przecież cały splot wypadków, interakcji, rozmów, gestów i czynów ? a zatem pojęcie samobójstwa oczyszcza z winy jedynie w kontekście prawa karnego, nigdy w sensie społecznym.

Kolejny mocny punkt prozy Hawkins to osnucie historii wokół wątków feministycznych. To kobietom i ich problemom poświęca większość uwagi w swoich książkach. W najnowszej powieści również: właśnie kobiety giną na Topielisku, i to te, stanowiące problem dla społeczności. Cały ten wątek zaczyna się od historii Libby, która „pozytywnie” przechodzi test na czarownicę (podtapianie, tak czy inaczej, kończące się dla większości oskarżonych śmiercią). Rzeka staje się cmentarzem dla kobiet, które odważyły się złamać zasady. Ale w książce pojawia się także problem seksualności: gwałtu i uświadomienia sobie tego, czym jest przyzwolenie na zbliżenie. Taki dobór tematyki potwierdził, gdzie autorka widzi swoje miejsce w literackim gąszczu gatunkowym. Jej twórczość można by zakwalifikować do thrillerów społeczno-feministycznych.

Niestety w tym miejscu kończy się część związana z pochwałami dla Pauli Hawkins. Nie bez przyczyny we wstępie do recenzji pojawiło się słowo „produkt”, na które można się oburzać ? przecież w kontekście literackim brzmi ono dość brutalnie, może nawet pejoratywnie. Nie sposób jednak uwolnić się od tego określenia, czytając „Zapisane w wodzie”. Książka zdradza oznaki niedopracowania, a nawet nieprzemyślenia sposobu realizacji. Brak jej mocy rażenia, punkt kulminacyjny ? rzecz kluczowa w thrillerze ? rozmywa się, przechodząc płynnie w przydługą końcówkę z finałem w stylu: co słychać u głównych bohaterów. Niby nic w tym złego, ale nie tego czytelnik spodziewa się po „najgorętszej premierze wiosny”. Bo zamiast mocnego sensacyjnego kopniaka, dostajemy zwykłego średniaka, o którym można zapomnieć niemal zaraz po zamknięciu książki?

Szczególnie jednak razi sposób narracji. Tak jak w „Dziewczynie z pociągu”, tak i tutaj mamy do czynienia z narracją wielogłosową. Problem polega na tym, że tych „głosów”, które ma za zadanie śledzić czytelnik, jest aż 10. Co więcej, część z nich opowiada zdarzenia w pierwszej osobie, pozostałe prowadzą narrację trzecioosobową (na wszelkie możliwe sposoby próbowałam odnaleźć w tym jakąś prawidłowość ? niestety nie potrafię domyślić się, co kierowało autorką przy wprowadzeniu tego podziału. Wzdragam się jednak przed konkluzją, że był to czysty przypadek). Paula Hawkins w „Dziewczynie z pociągu” stworzyła znakomity sposób narracji: dawkowała informacje niczym wybitny strateg, jednocześnie kazała wątpić we wszystko, czego czytelnik się dowiadywał, bo ogląd rzeczywistości bohaterek okazywał się mylny. Tutaj dostajemy wgląd w myśli i uczucia postaci ? do tego w nieznośnym czasami stylu pamiętnikowym. W książkach z tajemniczą śmiercią w tle czytelnik staje się poniekąd śledczym, a „Zapisane w wodzie” jest niczym śledztwo prowadzone z użyciem veritas serum.

Paula Hawkins udowodniła, że potrafi pisać dobre książki. Nie udało jej się jednak uciec przed pierwszym książkowym prawem fizyki, które mówi, że jakość rośnie wprost proporcjonalnie do upływu czasu (niezależnie co na ten temat ma do powiedzenia pan Remigiusz Mróz). Miejmy więc nadzieję, że autorka „Dziewczyny z pociągu” następnym razem będzie głucha na podszepty wydawców, księgarzy, reżyserów filmowych, a nawet i samych czytelników ? i szczególnie z uwagi na tych ostatnich pozwoli sobie na to, by pisać kolejną książkę długo, w spokoju, mając czas na przemyślenie i dopracowanie każdego szczegółu.

Katarzyna Figiel

Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje