Nieprawdziwa historia legendy – recenzja komiksu „Dziki Zachód tom 1: Calamity Jane”

27 lutego 2021

Thierry Gloris, Jacques Lamontagne „Dziki Zachód tom 1: Calamity Jane”, tłum. Jakub Syty, wyd. Lost In Time
Ocena: 7 / 10

Naprawdę nazywała się Martha Jane Cannary-Burke i swoją biografią mogłaby obdzielić przynajmniej kilka osób. Jeszcze za życia stała się legendą Dzikiego Zachodu, a w następstwie – swoistą ikoną popkultury, często stawianą za wzór niezłomnej i pewnej siebie kobiety, która z piekła swoich czasów zdołała wyrwać się dzięki determinacji i bezwzględności, niekoniecznie zaś zgodnie z literą prawa. Calamity Jane. Kobieta – rewolwerowiec. Przyjaciółka Dzikiego Billa Hickoka – według plotek także jego kochanka, a później żona i matka jego dziecka. Tak naprawdę postać tragiczna, skrzywdzona przez brutalność epoki, w której żyła. Tak mocno pragnęła swojej legendy, że chyba sama w końcu w nią uwierzyła. I choć jest bohaterką najnowszej publikacji Wydawnictwa Lost In Time, to jej komiksowe losy niewiele mają wspólnego z rzeczywistą historią.

Czy scenariusz Thierry’ego Glorisa oparty wiernie na życiorysie Calamity byłby nudny? Nie sądzę. To fascynująca kobieta, która z jednej strony sięgnęła po szansę wejścia w typowo męski świat – co musiało wówczas być dla wielu szokujące – a z drugiej jednak nie wykorzystała okazji w pełni i nie do końca udało jej się znaleźć spokój i stabilność. Owszem, zyskała niezależność i siłę, ale przypłaciła to alkoholizmem i cierpieniem, które szybko zaczęło wynikać z szaleńczego pragnienia doścignięcia własnej legendy. Co nigdy tak naprawdę nie udało. W związku z tym Gloris koloryzuje, zmienia, odkształca prawdziwe losy Marthy-Calamity, nadając im nową, w dużej mierze bardziej widowiskową formę, jednak też poniekąd zatracając esencjonalność autentycznej postaci. Czyni z niej symbol kobiet Dzikiego Zachodu – bezwolnych ofiar męskiej dominacji, przemocy i uprzedmiotowienia. Wszystko, czym można gardzić w patriarchalnym świecie, Calamity Jane odczuwa na sobie samej. Niczym w soczewce skupiły się w niej wszelkie troski i cierpienia kobiet tamtych czasów. I dopiero przypadkowe spotkanie z pewnym łowcą nagród uświadomi jej, jak krucha jest równowaga Dzikiego Zachodu i w czym tak naprawdę tkwi siła. Broń palna nie różnicuje. Jeśli jesteś w stanie unieść rewolwer, wymierzyć i pociągnąć za spust, to nikt nie jest dla ciebie za wielki i za silny. I nie ma znaczenia, czy jako drobna dziewczyna staniesz przed zwalistym mężczyzną. Granica znika rozdarta przez kilka gram ołowiu.

Opowieść o Calamity Jane – przynajmniej ta jej wersja, którą przedstawia Gloris – to historia cierpienia prowadzącego do zemsty. A zemsta kształtuje nową tożsamość bohaterki, jej nowe oblicze i osobowość. Martha Cannary, służąca, prostytutka, męska zabawka, domowe zwierzątko dla tego, kto ją zdominuje, znika bezpowrotnie. Umiera, by dać miejsce twardej i bezwzględnej Calamity Jane. Znającej ciężar i moc rewolwerowej kuli oraz smak sprawiedliwości, którą trzeba wyrwać światu, bo sam nie zechce jej ofiarować. I choć historia pokazała, że ta ścieżka przywiodła ją do sławy, lecz nie przyniosła ukojenia, to dopiero w komiksie nic w przypadku Jane nie jest przesądzone.

Patrząc od strony graficznej, komiks olśniewa plastycznością kadrów, przykuwa uwagę szczegółowością i dopracowaniem detali. Jacques Lamontage lubuje się w scenach rozgrywających się we wnętrzach z dużą ilością postaci. Burdele, saloony, domy hazardu – wszędzie tam za sprawą scenarzysty trafia Martha-Calamity, a rysownik z powodzeniem to wykorzystuje, oddając klimat miasteczek Dzikiego Zachodu. Nie ma tu krzty romantycznego, hollywoodzkiego uroku z westernów, które królowały na ekranach w latach 60. Nie znajdziecie tu klimatu rodem z filmów Johna Forda, a raczej z tych, które kręcił Sam Peckinpah. Jest surowo, brutalnie. Na tle takich komiksowych serii, jak choćby klasyczny „Blueberry” duetu Charlier i Giraud czy „Comanche” autorstwa Grega i Huppena, to zupełnie nowe spojrzenie, które może okazać się naprawdę ciekawym doświadczeniem. Tom pierwszy oznacza, że pojawią się następne. Pomysł na serię ma duży potencjał – istnieje wiele legendarnych postaci Dzikiego Zachodu godnych upamiętnienia. Pozostaje mieć nadzieję, że twórcy w kolejnych odsłonach go nie zmarnują.

Mariusz Wojteczek

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje