Mocna fanga foczą łapą

4 czerwca 2012

Peter Milligan, Brendan McCarthy, Carol Swan „Skin”, Wyd. Timof i cisi wspólnicy
Ocena: 8 / 10

Martin Atchison, klasyczny skinhead rodem z żurnala subkulturowej mody. Glany, dżinsy, szelki, robocza koszula, gładko ogolona glaca. „Wyglądał jak ten, co wali konia” – relacjonuje jeden z jego kompanów – „ale oczywiście nawet tego nie umiał robić”. A wszystko przez pokracznie zdeformowane ręce – rezultat eksperymentu, w którym za królika doświadczalnego posłużyły tysiące ciężarnych kobiet.

Scenarzysta Peter Milligan sam był w młodości skinheadem. Z tamtych czasów zapamiętał m.in. innego krótkowłosego chłopaka, którego przekleństwem były „focze łapy” – dłonie połączone niemal bezpośrednio z tułowiem. Na początku lat 70. podobne wady rozwojowe kończyn niepokojąco często dało się zauważyć wśród dorastającej młodzieży zachodnich krajów. Wszystko za sprawą talidomidu, leku, który wprowadzono do obiegu dwie dekady wcześniej. Dostępny bez recepty, cudowny medykament z RFN sprzedawano m.in. jako środek przeciwbólowy dla kobiet w ciąży. Dopiero później wyszło na jaw, że przyjmowany w dużych ilościach powodował zaawansowane deformacje płodów. Blisko dwanaście tysięcy dzieci urodziło się dotknięte zanikiem kończyn. Wśród nich znajomy Milligana. I bohater tego komiksu.

„Skin” opowiada historię młodego londyńskiego skinheada Martina, który pomimo swych „foczych łap” dzielnie dotrzymuje kroku reszcie załogi w ciężkich butach. Gdy trzeba, przywali, lecz z konieczności zamachnie się z dyńki, a nie piąchą. Cały jego gniew i pogarda dla świata wydają się wynikać z przypadłości zawdzięczanej ulubionym pigułkom swojej matki. Kiedy Ruby, skin-girl, która interesuje się Martinem, podtyka chłopakowi lekturę na temat talidomidu, ten wie już przeciwko komu skierować ślepą dotąd agresję. Wprasza się więc do gabinetu prezesa właściwego koncernu farmaceutycznego. Z toporkiem zaciśniętym w dłoni groteskowo przyczepionej do barku.

Brutalność i skrajnie ponury wydźwięk „Skina” przez kilka lat nie pozwalał Milliganowi zainteresować swym dziełem wydawców. Nie pomagał też z pewnością programowy brud naniesiony w kadry przez Brendana McCarthy?ego – cała ta brzydota przedstawionego świata i wykrzywione twarze bohaterów. Szansę historii dał dopiero Kevin Eastman, jeden z ojców Źółwi Ninja, i dzięki jego wstawiennictwu rzecz ukazała się po raz pierwszy w roku 1992.

Jest w „Skinie” coś z „Mechanicznej pomarańczy”, bo oto jeden z maluczkich bierze odwet na tych wielkich, którzy z wysokości swych biurek nie dostrzegają szkód czynionych podczas gry czyimś losem. Są i ekspresjonistyczne kolory (suche pastele?) Carol Swain, być może jednak nieco zbyt żywe jak na krajobraz proletariackich dzielnic Londynu lat 70. Jest i wreszcie historia, która udowadnia, że komiks potrafi zapodać czytelnikowi fangę z siłą wkurwionego na wszystko i wszystkich skinheada. Mocne.

Sebastian Rerak

Gdzie kupić:
Kup komiks w księgarni Selkar
Kup komiks w księgarni Lideria

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje