Melodia z czasów zagłady

26 lutego 2018

Stanisław Grzesiuk „Pięć lat kacetu”, wyd. Prószyński i S-ka
Ocena: 9 / 10

Autentyczność bywa niekiedy najistotniejszym kryterium w ocenie literatury. Bo czasami, tak zwyczajnie i po prostu, chcemy przestać fantazjować, a uwierzyć w słowa, które opisują rzeczywistość. Stanisławowi Grzesiukowi, bardowi stolicy, autorowi „Pięciu lat kacetu”, ufać można niemal bezgranicznie!

Choć trzeba mieć na uwadze, że Grzesiuk ? charakternik, artysta, śpiewak, z zawodu elektromechanik ? posiadał opinię spryciarza, który nie dał sobie w kaszę dmuchać. Czy było to równoznaczne z tym, że mógł koloryzować wspomnienia? Konfabulować? Nadawać im inny wydźwięk? Bynajmniej. Przedwojenny bard, popularyzator folkloru czerniakowskiego, na kartach „Pięciu latu kacetu” opisuje świat wojennego terroru widziany własnymi oczami, rzecz oczywista w kontekście literatury autobiograficznej, za to, co już nie tak częste, z wyrazistym humorem i bez martyrologii.

Grzesiuk spędził w obozach koncentracyjnych Dachau i Mauthausen-Gusen aż pięć lat. Z jego relacji wyłania się obraz codzienności ujęty w różnych, zadziwiających wręcz niekiedy odcieniach… tęczy. Bo wszechobecna śmierć musiała być przez więźniów jakoś oswajana. Remedium na ból była na przykład wzajemna solidarność i przyjaźń, która połączyła Grzesiuka oraz Stefana Krukowskiego. Pieśniarz wspomina zresztą, że w tym świecie trudno było zachować człowieczeństwo, nie stać się zwierzęciem w ludzkiej skórze. Przyjaźń, wyzwolenie czystych, prawdziwych emocji, troska i przywiązanie były siłą, która pozwoliła wierzyć, że człowiekiem można pozostać do końca. I zwyciężyć ? mimo przeciwności losu. A zwyciężyć, znaczyło w tym przypadku po prostu przeżyć.

Grzesiuk w szalenie ujmujący sposób ? jeśli można w tym kontekście użyć właśnie takiego sformułowania ? oddaje zmianę, jaka nastąpiła w ludziach, którzy przekroczyli bramy obozu koncentracyjnego. Bo pisze o ludziach, którzy musieli uzmysłowić sobie wojenny terror, zaadaptować do zupełnie nowych, wyjątkowo ekstremalnych warunków. Codzienne kradzieże, wielkie-małe kłamstwa, załatwianie przenosin, doświadczenia z prostytutkami, opisy relacji homoseksualnych, walka z głodem, chorobami, wycieńczająca praca, ale też żarty, wzajemne docinki, tworzenie pozorów normalności… Z prozy Grzesiuka dowiadujemy się niezwykle wielu cennych informacji, to nieomal kronikarskie zapiski, które są tym bardziej wartościowe, że uzupełnione o fragmenty poddane wcześniej cenzurze. Wydawca zadbał o to, aby zaznaczyć, które części były wcześniej usunięte lub zmodyfikowane przez aparat komunistycznej władzy. Niesłychanie cenne adnotacje wzbogacają kontekst i przekaz.

A przekaz, jego sugestywność, zyskuje na wartości także za sprawą języka, którym jest napisana ta autobiograficzna książka. Prosty, celny, bez rozbudowanych metafor, za to oddający sens i esencję wojennej rzeczywistości. Grzesiuk, prawdziwy artysta, potrafi naturalnie bawić się słowem, czarować jego melodyjnością ? wszak to muzyk, a także nasycić przekaz ironią, humorem, za sprawą którego jeszcze łatwiej jest dać się ponieść emocjom. Szczególne doświadczenie czytelnicze.

Wydaje się, że nikt, kto nie przeżył niemieckich obozów śmierci, nie powinien rościć sobie specjalnego prawa do oceniania takich czy innych postaw ludzi więzionych w siedlisku wojennego zła. Jednak należy pamiętać, należy wspominać. A przede wszystkim ? warto, ba, po prostu należy wiedzieć. Zapis przeżyć Grzesiuka, który znajduje się w „Pięciu latach kacetu”, to lektura wielka, bo autentyczna. Książka, która porusza do głębi, wzrusza, nakazuje, aby zachować pamięć. Warszawski bard przekonuje nas o tym w wyjątkowo dobitny sposób.

Marcin Waincetel
fot. archiwum rodzinne autora

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: recenzje