Mapa Michel(in)a – recenzja książki „Mapa i terytorium” Michela Houellebecqa

20 stycznia 2012

Michel Houellebecq „Mapa i terytorium”, Wyd. W.A.B.
Ocena: 7 / 10

Od początku swojej pisarskiej kariery Michel Houellebecq grał na nosie krytykom i czytelnikom. Z premedytacją zawierał w swoich powieściach odpowiednią ilość kontrowersji natury moralnej, estetycznej i filozoficznej, żeby pozostać na językach, jednocześnie nie obrażając nikogo na tyle, by narazić się na pełny bojkot. Etykietka obrazoburcy, mizantropa, mizogina i skandalisty zapewniła mu sławę i powodzenie. Czy jego najnowsza powieść „Mapa i terytorium”, odarta w dużej mierze z kontrowersyjnej otoczki, jest w stanie czymś nas zaskoczyć?

Jednego można być pewnym co do Michela Houellebecqa – nie brakuje mu tupetu. Pokazując intelektualnym elitom ich wewnętrzną brzydotę i pustkę, był w stanie wspiąć się na literacki i finansowy parnas. Obraz jego bohaterów: zgorzkniałych, cynicznych i antypatycznych, dość gładko zlał się z medialnym obrazem samego autora. Życie osobiste, pełne skandali stanowiących pożywkę dla francuskich tabloidów, jeszcze podgrzewało atmosferę wokół jego osoby.

„Mapa i terytorium”, której przyjęcie również nie odbyło się bez kontrowersji, jest jednak częściowym pogodzeniem się z krytyką. Dość powiedzieć, że powieść otrzymała prestiżową nagrodę Goncourtów. Houellebecq z pewnością postawił tutaj na inne środki wyrazu. Przede wszystkim erotyka nie zajmuje pierwszoplanowej roli i nie stanowi głównej motywacji bohaterów. W gruncie rzeczy ciężko tu w ogóle mówić o jakiejkolwiek motywacji. Postacie „Mapy i terytorium” są uosobieniem apatii i zrezygnowania. Jednak wbrew swojemu oderwaniu od świata i braku społecznego zaangażowania, bohater powieści – Jed Martin, znacząco różni się od typowego charakteru z twórczości Houellebecqa. Jest przede wszystkim spełnionym artystą, i to spełnionym praktycznie wbrew swej woli. Jedna z najpiękniejszych kobiet Paryża wybiera go na swojego kochanka, wystawy fotografii map Michelina przynoszą mu spektakularny sukces, a zwrot ku malarstwu jeszcze ten sukces pomnaża. Jednak powodzenie, paradoksalnie, jeszcze bardziej odpycha go od świata. I wtedy los styka go z kontrowersyjnym pisarzem, który podejmuje się napisać wstęp do katalogu wystawy Jeda. Jest nim sam Houellebecq. Jego podwójna rola to jeden z najciekawszych elementów powieści.

Niewielu pisarzy potrafi z równą arogancją i ironią bawić się własnym wizerunkiem. Autor przedstawia swój fikcyjny awatar w niezwykle przewrotnym świetle, mieszając autoreklamę z autoparodią, wizerunek medialny z obrazem pełnym kpiny i dystansu. A w dodatku dokonuje na sobie mordu. Zapowiedź tego wydarzenia jest znakomitym wabikiem i jednocześnie wywołuje u czytelnika rodzaj masochistycznego oczekiwania: „Kiedy wreszcie zabiją Houellebecqa?”, zaczynamy się mimowolnie irytować, gdy wśród opisów rodem z Wikipedii i filozofii Williama Morrisa upływa blisko 2/3 książki, a pisarz dalej jest wśród żywych.

Sam Houellebecq w powieści to dość żałosna postać. Znużenie i marazm walczą u niego z resztkami pasji. Nadal z furią myśli o pokazaniu obcym swojego rękopisu, jednak czas spędza głównie na piciu alkoholu i pożeraniu wędlin. Czasem na moment powraca do swojej roli, rzucając jakąś sprośną uwagę, jednak jest to już tylko poza zmęczonego życiem libertyna, którego cała ta erotyka niezbyt już interesuje. Houellebecq w zabawny sposób rozprawia się ze swoim medialnym wizerunkiem, domniemanym alkoholizmem (któż by nie pił mając do czynienia z dziennikarzami?) czy zachowywaniem pozorów (zainteresowanie winami sprawia „francuskie” wrażenie).

Ciekawie prezentuje się również opis lokalnych środowisk związanych ze sztuką i mediami. Dużą liczbę autentycznych postaci wymieniono z nazwiska i ośmieszono w większym lub mniejszym stopniu. Przypisy z pewnością nie zapewniają takiego efektu jak codzienne obcowanie z francuskimi mediami, jednak można odnieść wrażenie, że satyra jest lekko wygładzona i mniej zjadliwa, niż można by się spodziewać. Houellebecq bawi się prawdą i wymysłami tabloidowej papki, kogoś uśmierca, innemu dorabia rzekomy coming-out, jednak gdy przychodzi do prawdziwie ostrych słów, używa fikcyjnych nazwisk. Ciężko ocenić, czy obawia się procesów o zniesławienie, czy to kolejna poza, którą przyjął.

Czy Houellebecq spokorniał na starość? Raczej nie. Jestem skłonna podejrzewać, że w jego przypadku każda akcja jest obliczona na wywołanie konkretnej reakcji. „Mapa i terytorium” – mimo dużej ilości materiału do dyskusji, którego dostarcza, oraz niewątpliwie przyjemnej formy – w pewnym stopniu jednak rozczarowuje. Rzuca się w oczy przede wszystkim wtórność, na każdym kroku natykamy się na motywy już przez autora wykorzystywane. Nie uznawałabym tego jednak za wadę. Można tu pokusić się o metaforę: powieść stanowi swego rodzaju mapę terytorium twórczego Michela Houellebecqa, syntezę jego poplątanych ścieżek. „Mapa i terytorium” zamyka w nawias wszystko to, co już nam powiedział. Robi to jednak w mniej dosadny i efekciarski niż dotychczas sposób.

Katarzyna Lasek

Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje