Lot wznoszący Świdzińskiego – recenzja komiksu „Wielka ucieczka z ogródków działkowych” Jacka Świdzińskiego

21 maja 2016

wielka-ucieczka-z-ogrodkowJacek Świdziński „Wielka ucieczka z ogródków działkowych”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 9,5 / 10

Wiosna to czas, kiedy spragnione kontaktu z naturą mieszczuchy ruszają szturmem na swoje działki. Zdarzają się jednak persony, które z tej namiastki własnego miejsca na ziemi muszą salwować się ucieczką. Jedną z nich przedstawił na kartach swego ostatniego komiksu Jacek Świdziński.

Gdyby dzieło Świdzińskiego jakimś cudem znalazło się u końca lat 60., i to nie w miejscu przypadkowym, a w łapskach szanownego Andrzeja Kondratiuka, ten bez wahania zrezygnowałby z pomysłu na „Hydrozagadkę” i zabrałby się za kręcenie „Wielkiej ucieczki z ogródków działkowych”. Część obsady mógłby nawet pozostawić, a my – dla lepszego zwizualizowania sobie historii i ułatwienia sprawy, gdyż autor nie raczył ujawnić nam personaliów bohaterów – właśnie nazwiskami aktorów będziemy się tutaj posługiwać.

wielka-ucieczka-z-ogrodkow-rys1

W pociągu relacji dalekobieżnej spotyka się czworo pasażerów: Wojciech Rajewski to działkowicz z aspiracjami i pochodzeniem, który na skutek „nieposłuszeństwa obywatelskiego” poczynionego wespół z sąsiadem Romanem Kłosowskim musiał pozostawić swą dumę i krwawicę na pastwę okręgowego zarządu polskiego związku działkowców. Zofia Merle to emerytka z blokowiska zajmująca się prowadzeniem punkciku farbowania odzieży i chłodzenia podzielników ciepła, która zdecydowała się przejść na emeryturę absolutną i spędzić ostatnie lata życia w ośrodku opieki. Towarzystwa dopełnia Czesław Lasota, tajemniczy jegomość z plecakiem wbiegający w ostatniej chwili do pociągu, oraz pewna młodziutka studentka i zarazem badaczka uczestnicząca. Niechby ją zagrała nastoletnia Jolanta Fraszyńska, choć nijak ma się do epoki. A jeśliby Kondratiukowi starczyło jaj, mógłby w roli studentki obsadzić liliputa Bolesława Kamińskiego.

Każde z tej czwórki ma inny cel podróży, ale żadne do niego nie dociera, a to dlatego, że w środku lasu pociąg rozkracza się niestandardowo, blokując oba tory. Za namową Zofii Merle i przy pewnym oporze Wojciecha Rajewskiego pasażerowie przedziału decydują się skorzystać z okoliczności przyrody i dla zabicia czasu wybierają się na przechadzkę. Zabijanie czasu przeradza się jednak w wyścig z czasem, gdy okazuje się, że podczas ich nieobecności pociąg znikł, a oni sami zostali porzuceni w głuszy bez bagaży i, co gorsza, w zasadzie bez prowiantu.

wielka-ucieczka-z-ogrodkow-rys2

Pisząc to, zdradzam wiele, ale też praktycznie nie zdradzam nic, ile by bowiem nie mówić o fabule „Wielkiej ucieczki…”, w najmniejszym nawet stopniu nie dorównuje to obcowaniu z samym dziełem. Zresztą podobnie jest z filmami Andrzeja Kondratiuka. Gdzieżby tu streszczać i zachęcać opisem fabuły do oglądania „Wniebowziętych”, „Jak to się robi” czy „Hydrozagadki”. Ten ostatni film nie bez powodu przywoływany jest w tym miejscu powtórnie, bowiem Świdziński porusza się na podobnym styku groteski i przerysowania z domieszką oniryzmu i umowności, a wszystko nasączone jest po koniuszki atmosferą lat 60., choć dialogi są jak najbardziej współczesne.

A skoro już przy dialogach jesteśmy, warto wspomnieć, że autor „Wielkiej ucieczki…” posiadł ową zdolność dostępną jedynie dawnym mistrzom polskiego kina, którzy potrafili okrasić scenariusze imponującą ilością zabawnych zdań, bon motów i innych treści. „Największym sukcesem Polskich Kolei Państwowych jest jechanie”, „Włosi to mają smykałkę do interesów. Od starożytności. Fiat, mafia, renesans” czy „Wszyscy jesteśmy wyrostkami bocznymi guza kości piętowej w stopach króla Edypa” – to tylko trzy spośród licznych przykładów tekstów, jakie znajdziecie w dziele Świdzińskiego, które przy większej popularności medium komiksowego zyskałyby status kultowych.

wielka-ucieczka-z-ogrodkow-rys3

Od czasu debiutu w 2008 roku Jacek Świdziński porusza się lotem wznoszącym, wyrastając na godnego następcę Bohdana Butenki. I choć przy okazji „Zdarzenia. 1908” wyróżnionego pierwszą Nagrodą Literacką im. Henryka Sienkiewicza dla najlepszej popowej powieści roku mogło się wydawać, że osiągnął sufit możliwości, najwyraźniej jednak w jego przypadku sufitu brak. „Wielka ucieczka…” wprawdzie nie ma fabularnego rozmachu poprzednika, ale dzięki otwartemu zakończeniu pozwala na morze interpretacji. Przy pomocy czwórki bohaterów (i kilku postaci pobocznych) autor sporządził fenomenalną panoramę polskości z całym sztafażem obyczajowości, teorii spiskowych i mądrości spod lady. Nie jest to obraz ani zjadliwie krytyczny, ani górnolotnie pochwalny. Bliski raczej sympatii, z jaką portretował naszych krajan w swych filmach Stanisław Bareja. Każdy, kto ceni niebanalny humor i umie się śmiać z siebie, będzie czekał na nowe tytuły Świdzińskiego jak na mało które pozycje wydawnicze na naszym książkowo-komiksowym poletku.

Artur Maszota

Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje