Każdy ma coś na sumieniu – recenzja książki „Winni jesteśmy wszyscy” Bartosza Szczygielskiego

27 stycznia 2021

Bartosz Szczygielski „Winni jesteśmy wszyscy”, wyd. Czwarta Strona
Ocena: 7 / 10

Bartosz Szczygielski powraca z nowa powieścią „Winni jesteśmy wszyscy”, której bliżej do thrillera niż klasycznego kryminału. Nie jest to jednak zarzut, ponieważ odnoszę wrażenie, że na rodzimym rynku kryminalnym mamy już nadprodukcję, a o dobrą powieść sensacyjną polskiego autora nie tak znowu łatwo.

Zaczyna się drastycznie – od strzelaniny. Konrad Łazar ociera się o śmierć, jego dziewczyna ledwie uchodzi z życiem, jednak znajduje się w stanie wegetatywnym, a on bezustannie obwinia się za zdarzenie, na które nie miał wpływu i którego nie mógł przewidzieć. Jednak wiedzieć coś – to jedno, ale czuć coś zupełnie innego – to drugie.

Główny bohater to były żołnierz pracujący w firmie zajmującej się tzw. „białym wywiadem”. Potrafi poznać historię czyjegoś życia, skrupulatnie zbierając okruchy, które mniej lub bardziej świadomie pozostawiamy podczas naszej obecności w internecie. Tym razem jednak zawiódł go instynkt, zawiodły zawodowe umiejętności, nie pomogło przeczucie. Zdarzenie, w którym nieomal zginął, zmieniło jego życie. Bynajmniej nie na lepsze. Kiedy w tajemniczych okolicznościach samobójstwo popełnia koleżanka z pracy, pozostawiając przed śmiercią wyraźne znaki, które tylko on potrafi dostrzec, Konrad zaczyna zastanawiać się, co jest prawdą, a co fałszem. Dlaczego doszło w ogóle do tragicznej strzelaniny i czy rzeczywiście cała sprawa zakończyła się tamtego feralnego wieczoru?

Konrad postanawia przeprowadzić własne śledztwo, a niespodziewanie w sukurs przychodzi mu policjantka, która prowadziła sprawę samobójczego zamachu. Główny bohater niekoniecznie cieszy się z jej obecności, ale z drugiej strony odznaka funkcjonariuszki może otworzyć wiele drzwi… Ten niechętny sobie duet musi zjednoczyć siły, by odkryć prawdę. Ale czy obydwoje rzeczywiście chcą ją poznać? I czy powinni?

Powieść Szczygielskiego to historia pełna tajemnic, zagadek i ślepych tropów. Autor odkrywa brudy wielkich miast i obnaża starą zasadę, że nie istnieją ludzie niewinni, ponieważ każdy ma coś na sumieniu. Pytanie tylko, jak wielkie są to grzechy? Fabularnych twistów tu nie brak, pod dostatkiem jest też zaskoczeń i fałszywych tropów, mających wyprowadzić czytelnika w pole. Główny bohater to żaden heros ani sterany życiem, twardy policjant. Nie jest również cwanym ulicznikiem, umiejącym radzić sobie w najgorszych sytuacjach. Stąd pojawiające się skojarzenia z „Prostą sprawą” Wojciecha Chmielarza są po części celne. Jednak po głębszej analizie można dojść do wniosku, że bohaterowie tych dwóch książek różnią się zupełnie, co pozwala obydwu autorom nie tylko poprowadzić fabułę dwiema różnymi ścieżkami, ale i zaoferować odbiorcom zupełnie odmienne wnioski.

Szczygielski przypomina nam, że zło istnieje, jest wszechobecne, choć na co dzień nie myślimy o nim. Staramy się go nie zauważać, bo tak jest łatwiej. Okopani w swych mniej lub bardziej wygodnych przestrzeniach, w bańkach, które odcinają nas od szumu rzeczywistości, tak naprawdę nie umiemy dostrzec tragedii rozgrywających się obok nas. Zdolności interpersonalne społeczeństwa są coraz uboższe. Nasze wzajemne relacje słabną, izolujemy się od siebie, separujemy, jak robią to kolejni bohaterowie powieści. Cała sensacyjna otoczka wskazuje, że świat nie jest czarno-biały, a wybory, jakich dokonują ludzie, niekoniecznie podyktowane są konformizmem, ale chociażby zwykłym brakiem alternatywy czy niedostrzeganiem uczciwszej drogi. To nie tyle gloryfikacja zła, próba jego usprawiedliwienia, ale pokazanie, że to częstokroć gest rozpaczy, ostatnia próba zwrócenia uwagi… I niestety bywa, że cierpią też wtedy jednostki postronne, niejako rykoszetem. Bo świat nie jest prosty, uczciwy, sprawiedliwy.

Proza Szczygielskiego jest oszczędna – ale to dobrze pasuje do przedstawionej przez niego fabuły. Główny bohater bywa zupełnie nieporadny. Działa nielogicznie, w chaotyczny sposób. Jednak z czasem, kiedy autor odsłoni przed nami kolejne fakty ze starannie skonstruowanej łamigłówki, zaczynamy rozumieć i aprobować taki, a nie inny wizerunek Konrada. Okazuje się on adekwatny do sytuacji. I – paradoksalnie – ta nieporadność dodaje Łazarowi autentyzmu. Zachowuje się czasem bezsensownie, ale w dużej mierze każdy z nas – postawiony na jego miejscu, w stresie, w postępującej depresji wynikającej z trawiących boleśnie wyrzutów sumienia – zachowywałby się w podobny sposób. Zakończenie powieści trudno określić mianem szczęśliwego. Bo czy któraś z postaci może zostać uznana za zwycięzcę? Nawet jeśli przeżyła?

„Winni jesteśmy wszyscy” to mocna, dynamiczna i trzymająca w napięciu powieść sensacyjna, która może i posiada miejscami niewielkie wady – pewne sceny zdają się być dołożone na siłę, choć są konieczne dla rozwoju fabuły – to jednak całościowo jest naprawdę dobrą pozycją, którą czyta się z zapartym tchem.

Mariusz Wojteczek

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje