Jaka piękna apokalipsa – recenzja książki „Inwazja Jaszczurów” Karela Čapka

7 października 2021

Karel Čapek, il. Hans Ticha „Inwazja Jaszczurów”, tłum. Jadwiga Bułakowska, wyd. Dwie Siostry
Ocena: 9 / 10

„Inwazja Jaszczurów” po ponad osiemdziesięciu latach od wydania wcale nie traci na aktualności, a wręcz zyskuje. Karel Čapek wypełnił ją wszystkimi strachami człowieka, który jest bezradny, ale i arogancki w obliczu nieprzewidywalnych młynów historii, dorzucając do tego główne danie, czyli symbolicznych obcych, reprezentowanych przez tytułowe, inteligentne jaszczury.

Na okładce powieści widzimy czarno-żółtą grafikę z postacią całkiem sympatycznego z wyglądu, stojącego na dwóch nogach jaszczura, który nawet wojskowo przysposobiony nie budzi w nas negatywnych uczuć. Te wyglądające zazwyczaj niewinnie płazy wielokrotnie pojawiają się jeszcze na kartach powieści w różnych konfiguracjach i ludzkich pozach. Jedynie pierwsze strony książki zapowiadają ludzko-jaszczurczą symbiozę, teoretycznie opartą na obopólnej korzyści, jednak człowiek szybko przechodzi do codzienności i po prostu zaczyna te dziwaczne stwory wykorzystywać do różnorakich celów. Choć budzą w wielu odrazę, to są na tyle pożyteczne, że można z ich pomocą budować dalszy światowy postęp. Rzecz jasna – jak domyślamy się z tytułu – do czasu.

„Inwazję Jaszczurów” wznowiło wydawnictwo Dwie Siostry, znane z bogato ilustrowanych publikacji dla młodszych czytelników. Powieść Karela Čapka to zatem pewne novum w ich ofercie, jednak po przekartkowaniu okazuje się, że linia wydawnicza w częściowy sposób została zachowana. Książkę wypełniają bowiem różnorodne stylistycznie ilustracje niemieckiego rysownika Hansa Ticha w mistrzowski sposób wkomponowane w meandry fabuły i pogłębiające jej satyryczny wydźwięk.

Tak jest, „Inwazja Jaszczurów” to przede wszystkim znakomita satyra. Powieść dostawała również łatkę utopii, ale tej tutaj jakoś nie widać, za to jest tak śmiesznie, że aż strasznie. Tworząc kompleksową wizją zetknięcia się z innym rozumnym gatunkiem, Karel Čapek okazał się nie tylko świetnym satyrykiem, ale przy okazji mistrzem stopniowania napięcia, choć sama forma stylistyczna książki wydaje się temu nie sprzyjać. To powieść złożona z relacji przedstawiających wydarzenia z różnych punktów widzenia, w drugiej części zawiera przede wszystkim różnego rodzaju dokumentację, która w pokrewny Lemowi sposób kształtuje świat przedstawiony i sygnalizuje jego problemy. Gdzie tu zatem miejsce na stopniowanie napięcia? Przecież nie mamy do czynienia z thrillerem.

To prawda, że na dłuższą metę formuła powieści może być momentami męcząca, ale trzeba docenić starania Čapka, który postanowił na obrany temat powiedzieć wszystko i snuć swoją wizję od punktu początkowego aż po niewesoły dla ludzkości koniec. Napięcie zaś czujemy wtedy, ilekroć w ludziach narasta przedmiotowy sposób traktowania użytecznych jaszczurów. Finezyjnie beznamiętny sposób, w jaki opisuje to Čapek, wraz z dalszą lekturą coraz częściej wzbudza u czytelnika dreszcz przerażenia tym, do czego zdolny jest człowiek. W 1936 roku, w momencie publikacji „Inwazji Jaszczurów”, ta wizja zapowiadała nadchodzącą wojenną i moralną apokalipsę. Jednak w powieści Čapka apokalipsę można odczytywać trochę inaczej. W dużej mierze łączy się ona z fascynacją nad ludzką bezradnością i głupotą oraz z poczuciem sprawiedliwości, biorącym stronę tych śmiesznych, zdawałoby się nieporadnych z początku płazów. Płazów, albo po prostu obcych, którzy tak mocno wgryźli się w tkankę codziennego ludzkiego życia, że sami zaczęli ją tworzyć i budować, wyręczając w tym wygodnych przedstawicieli naszego gatunku.

Napisana przed wybuchem drugiej wojny światowej „Inwazja Jaszczurów” stanowiła przestrogę. Čapek sam mówił, że to nie żadne wymysły, żadna utopia, tylko opowieść, która toczy się na oczach wszystkich. W jego czasach była odczytywana jako krytyka imperializmu, ostrzeżenie przed faszyzmem, straszyła też upiorami rewolucji. Trzon jednak stanowił stosunek człowieka do kogoś obcego, kogoś spoza jego sfery – czy to kulturowej, czy narodowej. Wystarczy przypomnieć sobie, co wydarzyło się na świecie przez ostatnie dwa lata, i od razu znajdziemy podobieństwa do wydarzeń opisywanych przez czeskiego pisarza. Żywe pokłosie kolonializmu i narodowe ciągoty dowodzą, że świat w niczym się nie zmienił, a ludzkość cały czas jest ślepa, krocząc do być może innej apokalipsy, jeśli nie tylko przedstawicieli innych narodowości, ale też samą planetę będziemy traktować z dewizą, że po nas choćby potop.

Ów potop, jako rodzaj kary, ale też jako narodziny nowego, może lepszego świata (albo odwrotnie), jest najwyraźniejszą alegorią w prozie Čapka. Pisarz dał bowiem swoim jaszczurom wielce symboliczną, łacińską nazwę. Pierwsza część powieści nosi tytuł „Andrias Scheuchzeri” i jest nawiązaniem do rzeczywistego naukowego odkrycia, czyli skamieniałości ze śladami – jak początkowo sądzono – człowieka z czasów biblijnego potopu. Dopiero później zweryfikowano ów błąd i ślady okazały się należeć do wymarłego gatunku salamandry. Z tej naukowej pomyłki Čapek wysnuł alegoryczną historię, która stała się straszno-prześmiewczą klasyką literatury. Klasyką, która sugeruje, że być może człowiek i jego wszelka działalność to po prostu zwykła pomyłka natury, pomyłka jak najbardziej do skorygowania i najlepiej byłoby, gdyby zniknął z powierzchni Ziemi. Boli, uwiera takie odczytanie powieści? Cóż, powinno.

Tomasz Miecznikowski

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje