Intertekstualna baśń miłosna z tysiąca i jednej nocy

23 grudnia 2012

Craig Thompson „Habibi”, Wyd. Timof i cisi wspólnicy
Ocena: 9 / 10

Gdzieś i kiedyś, w świecie islamu żyła sobie arabska dziewczyna i czarnoskóry chłopiec, których połączyło wielkie uczucie. I dotarli do łodzi na pustyni, do haremu sułtana oraz nowoczesnego wieżowca. A wraz z nimi podążali: Mojżesz, Noe, Salomon, Archanioł Gabriel i inni, o których mówią święte księgi.

Tak mogłaby brzmieć notka okładkowa do powieści graficznej „Habibi” ? stworzona zgodnie z zasadami intertekstualnej gry autora. Prawdziwa esencja albumu Craiga Thompsona kryje się bowiem w odniesieniach. „Habibi” nawiązuje do „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Czerpie również z Biblii, Koranu, sztuki islamu czy arabskiej poezji. Ciężko określić jej tożsamość. To hybryda. Współczesny komiks, baśń, legenda, opowieść biblijna oraz ekologiczny manifest w jednym. I jak to jedynie z niektórymi krzyżówkami bywa, bardzo udana. Autor zmiksował różne składniki na gładką masę, w której ma się ochotę zanurzyć palec, jeśli nie całą rękę.

Fabuła powieści Thompsona opiera się na gwieździe wśród tematów, czyli miłości ? ale skomplikowanej i zmiennej jak prawdziwa kobieta. Zbiegli niewolnicy: ciemnoskóry chłopczyk Zam i arabska nastolatka Dodola łączą się nierozerwalną więzią, która chroni ich przed okrutnym światem sułtanów, z którego Bóg „uciekł” do dawnych podań. Mają tylko siebie i żyją dla siebie, nawet wówczas, gdy zostają rozdzieleni. Kiedy spotykają się po latach, ich miłość ewoluuje niemalże w bólach porodowych z relacji starsza siostra-brat/matka-syn w partnerską. Dodola, która straciła swojego małego chłopca, dostając w zamian wykastrowanego mężczyznę, musi teraz przewartościować cały swój świat. Jej myśli pełne wątpliwości i rozterek, ubrane w przepiękną szatę graficzną, widnieją w kadrach niczym symboliczne obrazy.

Thompson z jednej strony tworzy baśń opartą na kontrastach i pewnych uproszczeniach, ale z drugiej kładzie wyraźny nacisk na psychologizm postaci oraz ich wzajemnych złożonych relacji. Zarówno główni, jak i niektórzy poboczni bohaterowie, np. rybak Noe czy mąż nastoletniej Dodoli, nie są ani trendy, ani passe, ani constans. Są ludźmi.

Dwutorowość stanowi zresztą nieodłączny składnik dzieła Thompsona, gdzie mitologia miesza się ze współczesnością, poezja z brutalnością, a zachwyt z niechęcią.

Główni bohaterowie są dla przykładu notorycznie zawieszeni między dwoma światami: realnym oraz znanym z opowieści. Dodola niczym Szeherezada zaraża małego Zama historiami pochodzącymi głównie z Biblii i Koranu. Kiedy chłopiec zostanie sam, będzie ? podobnie jak ona ? wracał do zasłyszanych opowieści, które są u Thompsona lekiem na całe zło. Bawią, relaksują, uczą, motywują, jednoczą, a także przekazują ukryte prawdy. Można by wręcz pokusić się o stwierdzenie, że „Habibi”, w przeciwieństwie do „Blankets. Pod śnieżną kołderką”, to swoisty ukłon w stronę religii, ale nie jako synonimu głębokiej wiary czy zbioru dogmatów, tylko skarbnicy kojących i pouczających historii oraz bogatej tradycji, z której można czerpać do woli.

Hołd dla słowa oraz współistnienie dwóch rzeczywistości odbija się w warstwie wizualnej dzieła. Wiele komiksowych kadrów przyozdobionych zostało arabską kaligrafią. Szczególnie wymowne, a przy tym wyrafinowane są rysunki przedstawiające Dodolę zbudowaną nie z krwi i kości, ale z tekstu albo pijącą z dzbana atramentową wodę. Zwraca uwagę również postmodernistyczny obrazek przytulonej pary na tle padających z nieba liter układających się w arabski wiersz pt. „Deszcz”.

Autor umiejętnie zestawia komiksowe „tu i teraz” ze świętym „tam”. Raz jest „tu”, raz „tam” albo „tu” i „tam” jest razem – to znaczy w jednym kadrze. Opowieści nierzadko uzupełniają bądź w jakimś stopniu odbijają historię Dodoli i Zama. A żeby było jeszcze ciekawiej, Thompson burzy chronologię wydarzeń, tworząc ekspresywną, a przy tym logiczną układankę. Czasem zaś tak manewruje obrazem i tekstem, że wyprowadza czytelnika w pole (jak w scenie ze ślicznotką, czyli szkieletem wielkiej ryby). Mimo tych „podstępnych” zabiegów przekaz nie tylko nie traci na jasności, ale wręcz zyskuje więcej watów, dzięki czemu w trakcie lektury tego opasłego (grubo ponad 600 stron!) albumu z pewnością nie zaśniemy.

Wszystko, co wiąże się w „Habibi” z prawdziwą miłością, zawiera w sobie silnie rozwinięty pierwiastek baśniowo – romantyczny. Komiks miejscami bywa niezwykle nastrojowy i liryczny. Szczególnie wtedy, kiedy autor kładzie wyraźny nacisk na wizualność, umieszczając bohaterów w pięknych sceneriach ? na przykład w łodzi zagłębionej w falach piasku, o zmierzchu, przy świetle nocnej lampy czy w towarzystwie pustynnych kwiatów ? bądź wkłada w usta postaci słowa pełne metafor (stylizowane niekiedy na język biblijny). Nawet seks przybiera poetycki, a przy tym niecodzienny wymiar. Nie chodzi w nim o zaspokojenie, lecz o oddech (to tlen rozpala w kochankach namiętność). Kadry przedstawiające zbliżenie Dodoli i Zama powinny wejść do kanonu najpiękniejszych scen intymnych w historii komiksu.

Tak, jak i autor nie boi się „czarować”, tak chyba jeszcze bardziej szokować. „Habibi” posiada także drugą, „ciemną stronę mocy”. Ale nie chodzi tu o diabły, złe wilki, czarownice czy inne baśniowe stwory, tylko o ?mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet? i rozbierają je siłą do naga. Co poniektórych może to razić ? komiks był krytykowany za epatowanie seksualną przemocą ? ale tak naprawdę potwierdza to tylko jego baśniowość, opartą na silnych kontrastach: dobra i zła (choć pokomplikowanych scen w haremie mogłoby być ciutkę mniej). Pamiętajmy, że mamy do czynienia z bajką dla dorosłych. Dzieciakom wstęp wzbroniony.

Nie do końca przekonuje natomiast u Thompsona wątek ekologiczny ? ograna przestroga przed skutkami nadmiernej urbanizacji i rozwoju przemysłu, spowodowanymi ludzką chciwością. Zdaje się być na siłę doklejony do reszty fabuły niczym propagandowy transparent wzniesiony nad głowami niedzielnych spacerowiczów. W baśniową scenerię (którą tworzy m.in. dziejowy harem sułtana oraz pustynna łódź) niespodziewanie wpisane zostają znaki współczesności ? a więc góry przewalających się śmieci, zanieczyszczone rzeki, fabryki butelkujące wodę i nowoczesne miasta odpowiedzialne za produkcję odpadów oraz dewastację wiejskich terenów. Lekcja, która z tego sztucznego połączenia płynie, jest tak nachalna, że aż banalna. Zdarza się jednak, że zhiperbolizowane przez Thompsona śmieci współtworzą baśniowy, liryczny klimat – jak w scenach z ex-rybakiem, który z rzeki odpadów łowił na wędkę szkielety ryb i stare, znoszone buty.

W „Habibi” odbija się echo „Dziennika Podróżnego”, wcześniejszego komiksu Thompsona dokumentującego jego wycieczki po Europie i Maroku. W komiksie tym autor wyraża zmęczenie arabską rzeczywistością (zaśmieconą, tłoczną, hałaśliwą i nachalną), w której czuje się obco i samotnie. Położenie Dodoli i Zama, usilnie szukających azylu w nieprzyjaznym dla siebie świecie, stanowi ukrytą projekcję tychże uczuć. Jednocześnie „Habibi” to jawny dowód fascynacji autora islamską sztuką, religią i kulturą, co odbija się zarówno w treści, jak i formie dzieła (łącznie z jego zdobioną okładką). Powieść graficzną twórcy „Blankets?” można przyrównać do islamskiej świątyni, której ściany obwieszone zostały pięknymi, bogatymi w szczegóły rysunkami oraz udekorowane za pomocą bliskowschodnich (licznych w „Habibi”) motywów, arabesek (ornamentów geometrycznych i roślinnych) oraz kaligraficznego pisma, odsyłającego do Koranu. Wystarczy otworzyć twarde, tekturowe drzwi i wejść do jej wnętrza, a z pewnością przeżyjemy katharsis?

Emilia Dulczewska-Maszota

Gdzie kupić:
Kup komiks w księgarni wydawnictwa
Kup komiks w księgarni Lideria

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje