Papermint ? magazyn o książkach?

13 września 2011


W weekend na prasowych półkach w Empiku pojawił się drugi numer magazynu ?Papermint?. To chyba najodpowiedniejszy moment, żeby przyjrzeć się z bliska gazecie, która wedle oficjalnych zapowiedzi miała traktować o książkach.

Na przełomie czerwca i lipca 2011, na krajowym rynku prasy doszło do niewytłumaczalnego naukowo zjawiska. Nagle, po latach posuchy okazało się, że można wydać profesjonalny, wysokonakładowy magazyn, który będzie stargetowany na ludzi interesujących się literaturą. Ba, można nawet wydać dwa takie magazyny! Pierwsze nakładem Agory ukazały się ?Książki?. Kilka dni później pojawił się ?Papermint?.

?Papermint? reklamowano jako ?lifestylowo-literacki magazyn skierowany do wszystkich tych, dla których czytanie jest trendy?. Okładkę zdobić miał czarno-biały, surowy design, środek wypełniać kolorowy, elegancki minimalizm. Jeśli dodać do tego świetną nazwę, to rzeczywiście zapowiadało się, że będziemy mieli do czynienia z nowoczesnym i świeżym tytułem. Na dodatek, traktującym o książkach.

Im większe były oczekiwania, tym bardziej zetknięcie z gazetą okazało się rozczarowujące. Miało być trendy, a wyszła Muzyczna Jedynka (Zakopower, Artur Orzech i Tomasz Kammel), miało być o książkach, a było o disneyowskim Bambi, ciuchach oraz torbach z filcu. Drugi numer nie przynosi w tym względzie większych zmian.

Niby gdzieś w tle przewijają się pisarze, tłumacze, ale czasami można odnieść wrażenie, że są oni poupychani w gazecie na siłę. Wszak wcześniej był na tapecie Marcin Szczygieł a teraz Truman Capote, ale ten pierwszy potraktowany został półstronnicowym kwestionariuszem (na otarcie łez zamieszczono krótki fragment jego niepublikowanej prozy), za to drugi ? przeciętnym, wikipedystycznym artykulikiem. Można odnieść wrażenie, że środek ciężkości w tej dziwnej gazecie przesunięty został w zupełnie inną stronę.

Może to się wydać zdumiewające, ale w ?Magazynie o książkach? więcej miejsca zajmują aktorzy i prezenterzy telewizyjni niż prawdziwi literaci. Współpracowniczki redakcji chętnie i z wdziękiem rozpisują się o pięknej Audrey Hepburn czy Marilyn Monroe, o tym jakie nosiły zegarki, gdzie kupić ozdoby z ich wizerunkiem oraz inne tym podobne bibeloty. Są wreszcie również ?literaccy? felietoniści. Jest Artur Orzech z żoną Karoliną, jest Zbigniew Zamachowski i Tomasz Kammel. Wszyscy oni prezentują się na swój sposób sympatycznie: państwo Orzech pisują w formie zaadresowanych do siebie nawzajem listów, Kammel sprzedaje ciekawostki związane ze swoją pracą a Zamachowski drugi raz z rzędu przynudza o pogodzie, ale przecież wszystko to równie dobrze, a nawet lepiej, mogliby opisywać autorzy powieści, wydawcy, tłumacze czy dziennikarze kulturalni. Może gdyby więcej było w magazynie pisarzy a mniej celebrytów, uniknięto by tak żenujących wpadek jak wywiad z Markiem Bukowskim (dość interesującym polskim aktorem), który bardzo lubi czytać (i chwała mu za to), ale wie o książkach zaledwie tyle, że? bardzo lubi je czytać. Redaktor naczelna ?Papermint? dwoi się i troi żeby wyciągnąć z niego ulubionych pisarzy, młodzieńcze inspiracje, ale aktor oszczędnie racjonuje nazwiska. ?Pochłaniam książki w tak ogromnych ilościach, że nawet nie mogę wymienić tej jednej jedynej? ? tłumaczy. Może nawet i lepiej? Bo kiedy rozmowa schodzi na temat kryminałów, to Marek Bukowski, przyznając, że czytał klasyków gatunku, wymienia Raymonda Chandlera i? Philipa K. Dicka.

Byłoby przekłamaniem twierdzić, że w ?Papermint? nie występuje literatura. Jest przecież Kalicińska (bardzo trendy), która staje nogami i garnkami w obronie harlequinów (jeszcze bardziej trendy), jest literacka Toskania (a bardziej to, co można w niej zjeść)?

Są też oczywiście zjawiska in plus: Zdzisław Romanowski intrygująco pisze o kobietach Mickiewicza, Jolanta Świetlikowska rozmawia zajmująco z Maciejem Maciejewskim, z felietonistów zaś Marek Bieńczyk zdaje się poruszać po właściwej orbicie. Trochę ciekawej prozy znalazło się wśród recenzji, pojawiły się nawet pierwsze, nieporadne próby recenzowania komiksu (anonimowy tekst skupia się przede wszystkim na opisaniu fabuły, odnosząc się do treści albumu w zaledwie trzech ubogich zdaniach). Są klubokawiarnie i inne około-literackie ciekawostki. Wszystko to jednak ginie w nawale niepotrzebnych treści.

Czy ?Papermint? zdoła jeszcze wyjść na prostą, wpasować się w wyznaczoną samemu sobie formułę? Zadanie karkołomne, co wcale nie znaczy, że niemożliwe. Czytelnicy są spragnieni literackiego life-stylu, nowoczesnej formy i atrakcyjnej treści. Miejsce w salonach prasowych też się znajdzie. Trzeba tylko przejrzeć się w lustrze i zabrać ostro do pracy. Ja osobiście życzę tego magazynowi z całego serca.

Artur Maszota

Tematy:

Kategoria: prasa