„Zakładnik” Guya Delisle’a – autentyczna historia pewnego porwania

7 grudnia 2017


Kanadyjczyk Guy Delisle zasłynął komiksami opowiadającymi o jego osobistych doświadczeniach z pobytu w Korei Północnej („Pjongjang”), Birmie („Kroniki birmańskie”), Chinach („Shenzhen”) i Jerozolimie („Kroniki jerozolimskie”). W swym najnowszym dziele, opublikowanej właśnie przez Kulturę Gniewu powieści graficznej „Zakładnik. Historia ucieczki”, po raz pierwszy skupia się na przeżyciach kogoś innego. Z jakim skutkiem?

W 1997 roku Francuz Christophe André udał się na Kaukaz z pierwszą misją w ramach akcji humanitarnej. Zajmował się sprawami administracyjnymi dla międzynarodowej organizacji pozarządowej Lekarze bez Granic. Pewnej nocy, gdy położył się spać samotnie w jednym z budynków w Inguszetii, do jego pokoju wtargnęła grupa mężczyzn, związali go i zmusili, żeby wsiadł z nimi do samochodu. Początkowo Christophe myślał, że sprawcom chodzi o to, aby dostać się do sejfu, w którym przechowywano pieniądze na wypłaty, ponieważ z racji pełnionej funkcji klucze do schowka z pieniędzmi posiadał właśnie on. Mężczyźni najwyraźniej jednak nie wiedzieli nic o sejfie. Później okazało się, że Christophe był jedną z pięciu lub sześciu osób, które padły tego lata ofiarą porwań.

Nie wiadomo, kim dokładnie byli porywacze, poza faktem, że pochodzili z Czeczeni, i tam został wywieziony Christophe. Porwania są częścią tradycji kaukaskiej. Od lat mężczyźni uprowadzają w ten sposób kobiety, które nie chcą ich poślubić albo których rodzina jest przeciwna związkowi. W takiej sytuacji rodzina często ustępuje i godzi się, żeby córka pozostała u porywacza, domniemując, że ten zapewne pozbawił już ją dziewictwa. Uprowadzanie cudzoziemców niesie ze sobą inne korzyści. Za takiego człowieka można dostać nawet milion dolarów. Najwyraźniej więc Czeczeńcy zaczęli wyjeżdżać do sąsiednich republik, aby znaleźć jakichś obcokrajowców, ponieważ w Groznym nie było wówczas nikogo. Co warte podkreślenia, ówczesny przywódca Czeczeni, Asłan Maschadow, był przeciwnikiem porwań. Zapowiedział, że każdy Czeczen, który dokona uprowadzenia, zostanie powieszony. Jednak chęć szybkiego dorobienia się sprawiła, że niektórzy, szczególnie dawni wojskowi, byli gotowi podjąć ryzyko.

Christophe myślał, że wyjdzie z niewoli za kilka dni, najwyżej tydzień, kiedy nawiązany zostanie kontakt z oddziałem organizacji i dojdzie do przekazania okupu. Nie wiedział, że przyjdzie mu spędzić ponad 3,5 miesiąca przykutym kajdankami do kaloryfera w kilku pustych mieszkaniach, zanim sam – osłabiony i niedożywiony – zdoła uciec przez niedopatrzenie pilnujących go ludzi.

Guy Delisle po raz pierwszy usłyszał o przeżyciach Christophe’a tak, jak wszyscy. Czytając o nim artykuł w gazecie jeszcze w latach 90. Z racji tego, że żona artysty pracowała wówczas dla Lekarzy bez Granic, mógł on zaprzyjaźnić się ludźmi działającymi w tej organizacji i w 2001 roku miał sposobność poznać Christophe’a osobiście. Większość osób, które doświadczyły porwania, stara się zapomnieć o wszystkim, bo są to dla nich traumatyczne przeżycia. Z Christophe’em było inaczej. Z chęcią odpowiadał na wszystkie pytania, relacjonując rysownikowi historię. „Ten facet był inny, ponieważ uciekł. Jak sam powiedział, ucieczka jest najlepszą terapią, więc nie czuł się ofiarą czy kimś takim. W rzeczywistości czuł się silniejszy niż przed porwaniem. Nie miał więc problemu z mówieniem o tym” – zauważa Delisle.

To był materiał na książkę. Ale Christophe nie miał ochoty jej pisać. Delisle zaproponował więc, żeby zrobić z niej komiks. Zanim jednak doszło do jego powstania, musiało upłynąć kilkanaście lat. Jeszcze w tym samym 2001 roku rysownik wyjechał służbowo do Korei Północnej, skąd powrócił z materiałem na „Pjongjang”. Kiedy głośny komiks o absurdach komunistycznego reżimu panującego w najbardziej odciętym od świata państwie był już gotowy, Delisle skontaktował się z Christophe’em.

Guy Delisle

Panowie spędzili razem jeden dzień w 2003 roku. Rysownik musiał poznać szczegółowo całą historię. Nie było to łatwe, zważywszy na fakt, że Christophe spędził 3,5 miesiąca praktycznie w odosobnieniu, zamknięty w pustych pomieszczeniach. Na szczęście niektóre daty łatwo było ustalić, jak moment porwania, dzień zrobienia mu zdjęć przez porywaczy czy rozmów telefonicznych, które odbyli z Czeczenami przedstawiciele Lekarzy bez Granic. Inne z kolei z zostały oszacowane z dość dużą precyzją. Na przykład Christope pamiętał, że porywacze dali mu koszulę. Nie znał dokładnej daty, ale musiało to być na początku września, kiedy na dworze zaczęło robić się zimno. Daty w komiksie nie są więc dowodem arcyfenomenalnej pamięci Christophe’a, lecz swobody twórczej Delisle’a. Trzeba jednak pokreślić, że bohater komiksu zapamiętał wiele. Opisał wygląd porywaczy, co jadł i widział. „Na szczęście nagrania poczyniłem zaledwie kilka lat po tych wydarzeniach, więc jego pamięć była wciąż świeża. Korzystałem też z dokumentu nakręconego przez organizację pozarządową, która zarejestrowała materiał zaraz po porwaniu” – komentuje Delisle. To było dobre posunięcie ze strony rysownika, zważywszy na fakt, że komiks „Zakładnik. Historia ucieczki” miał zostać ukończony dopiero za trzynaście lat.

Delisle już w 2003 roku zrobił pierwszą przymiarkę do narysowania historii Christophe’a. Wykonał kilkanaście stron, nie był jednak zadowolony z efektu. „To wyglądało raczej jak hollywoodzki film akcji niż prawdziwa historia z życia” – wspomina. „Czytałem komiksy bardzo utalentowanych artystów, którzy niesamowicie dobrze rysują, tworzą ujęcia pod kątem i zbliżenia, które widzisz w filmach, bardzo kinematograficzne, ale dla mnie, im więcej używasz efektów specjalnych, tym bardziej odchodzisz od prawdziwej historii” – dodaje, przyznając, że w pierwszej wersji zastosował podobne chwyty, ale „wyglądało to jakoś fałszywie”. Odłożył więc projekt na półkę.

W 2005 roku żona Delisle’a, Nadege, pracująca dla Lekarzy bez Granic, została wysłana na misję do Birmy. Guy postanowił jej towarzyszyć, biorąc na siebie opiekę nad ich malutkim synkiem. Mając dużo wolnego czasu, zaczął zbierać materiały do nowego albumu, który dokumentowałby obserwacje, jakie poczynił w kraju rządzonym przez juntę wojskową („Kroniki birmańskie”). Później na podobnej zasadzie rodzina udała się na półtoraroczny pobyt w Jerozolimie, który zaowocował kolejnym komiksem („Kroniki jerozolimskie”). Do pomysłu graficznego opracowania historii Christophe’a Delisle wrócił na dobre dopiero, gdy wspólnie z żoną podjęli decyzję o zaprzestaniu wyjazdów na kolejne misje (głównym powodem były dorastające dzieci).

„Zakładnik. Historia ucieczki” to pierwszy dokumentalny album, w którym Delisle wkłada słowa w usta kogoś innego. Zazwyczaj w swych dziennikach podróżnych opisywał własne przeżycia i rysował samego siebie. Stworzenie komiksu nie wymagało długotrwałych badań. Większość akcji dzieje się bowiem w zamkniętych pomieszczeniach. „Kupiłem sobie parę kajdanek, wiedząc, że jest to coś, co będę rysował na czterystu stronach. Przyjaciel zrobił mi zdjęcie, jak leżę półnagi na łóżku lub na podłodze, co wyglądało naprawdę dziwnie, ale było bardzo pomocne, ponieważ mój rysunek był trochę bardziej realistyczny niż zwykle” – opowiada autor. W „Zakładniku” znajdziemy również kilkanaście ujęć Czeczenii, zazwyczaj oglądanej nocą. W tym przypadku Delisle posłużył się zdjęciami wiosek z Inguszetii i Gruzji. „Ponieważ kiedy zaczniesz szukać w Internecie zdjęć Czeczenii, znajdziesz tylko pokoje, żadnych plenerów” – tłumaczy.

Historia Christophe’a różni się od pozostałych dokonań kanadyjskiego rysownika jeszcze jedną rzeczą – próżno szukać tu ironicznego humoru, z którego słynie Delisle. W zasadzie – oprócz momentu porwania i ucieczki – brak tu też jakichkolwiek elementów sensacyjnych. Christophe nie był bity ani torturowany, porywacze częstowali go na początku papierosami i wódką, oglądali z nim wspólnie telewizję. To nie byli oprawcy, lecz zwyczajni ludzie. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że Delisle nie potrafi z tej monotonnej codzienności uczynić dzieła niepokojącego i trzymającego w autentycznym napięciu. Buduje je jednak subtelnymi narzędziami, które odbieramy niemal podświadomie. Powtarzające się kadry i gra kolorystyką (a konkretniej: ponurą paletą szarości) mają zwiększyć poczucie przygnębienia. „Chciałem, żeby czytelnik utknął w tym miejscu, tak jak Christophe, a potem odwrócił stronę i prawie zaczął się dusić” – komentuje autor.

Historia powstawała według sporządzonego wcześniej ogólnego szkicu chronologicznego, jednak zazwyczaj Delisle planował góra dwie lub trzy strony naprzód. Nie był to wynik lenistwa, lecz świadomego artystycznego wyboru. „Nie mogę więcej planować, ponieważ w przeciwnym razie nie da się odczuć codziennych sytuacji. To się nie sprawdza. Oczywiście próbowałem. Napisałem całość, a kiedy nadszedł czas pracy nad projektem, po prostu to zostawiłem, nawet do tego nie sięgnąłem. Dla mnie nie było możliwe zapisanie wszystkich szczegółów za jednym podejściem. Musiałem to robić dzień po dniu – trochę tak jak Christophe doświadczał tego wszystkiego. Musiałem codziennie wstawać i pracować, nie wiedząc dokładnie, gdzie zmierzam” – opowiada. Artysta nie zamierzał też wybierać żadnych dróg na skróty, stąd taka, a nie inna objętość. „Chcę, aby czytelnik fizycznie odczuł upływ czasu. Dlatego książka ma czterysta stron” – komentuje Delisle.

Tytuł komiksu zdradza już jego zakończenie. Pod żadnym względem nie odbiera to jednak przyjemności z lektury. „Zakładnik. Historia ucieczki” to bowiem przede wszystkim opowieść o przetrwaniu, znajdywaniu w sobie siły oraz przełamywaniu własnych lęków i obaw. Choć od uprowadzenia Christophe’a minęło 20 lat, pracownicy organizacji pozarządowych wciąż padają ofiarą porwań. Mimo to nie rezygnują z działalności humanitarnej. Podobnie było z bohaterem tego komiksu.

Artur Maszota
Wypowiedzi Delisle’a pochodzą z wywiadów udzielonych Paste Magazine, The Paris Review, The Star, DigBoston.

Tematy: , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi