„Wilson” Daniela Clowesa – nieznośny typ, którego pokochacie

8 lutego 2019


Poczet najlepszych literackich outsiderów właśnie poszerzył się o kolejnego sympatycznego, na swój pokręcony sposób, osobnika. Poznajcie Wilsona, bohatera nowego komiksu Daniela Clowesa, który ukazał się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu.

Znacie ten typ ludzi, którzy przysiadają się w kawiarniach, poczekalniach czy innych miejscach publicznych i zagadują do was, choć wcale sobie tego nie życzyliście? A teraz dodajcie do tego bezczelność, złośliwość oraz niekończące się pokłady cynizmu i pomnóżcie przynajmniej przez trzy. Otrzymacie Wilsona.

Główny bohater komiksu Daniela Clowesa jest samotnym egoistą w średnim wieku. Wbrew pozorom nie można go jednak nazwać mizantropem. Nie stroni od ludzi. Lubi wychodzić z domu, interesuje się otoczeniem i stara się nawiązać kontakty. Robi to jednak nie tak, jak powinien. Mówiąc głośno o rzeczach, o których inni odważą się co najwyżej pomyśleć, odbierany jest, poniekąd słusznie, jako wyjątkowo nieprzyjemna persona.

Kiedy Wilsonowi umiera ojciec, dopada go ponura konstatacja, że został sam. Wprawdzie gdy rodzic żył, często zwyczajnie zapominał o jego istnieniu, teraz jednak, gdy go zabrakło, uświadamia sobie, że nie ma rodziny. Nikogo. A przecież, jak sam mówi, „życie jest ciężkie, jeśli nie masz go z kim dzielić”. Postanawia więc odnaleźć żonę, z którą rozstał się szesnaście lat temu. W momencie rozwodu kobieta była w ciąży. Najwyraźniej ma zatem syna lub córkę. Wprawdzie dziecko zostało oddane do adopcji, ale to dla Wilsona nie stanowi przeszkody. Nie cofnie się przed niczym, żeby po raz pierwszy w życiu „zrobić, co należy” i spróbować mieć prawdziwą rodzinę.

Powstanie komiksu wiąże się z osobistymi przeżyciami autora. Podobnie jak u Wilsona ojciec Clowesa umierał na raka w szpitalu. „Poleciałem do Chicago i siedziałem obok niego w tej próżnej nadziei, że przeżyjemy moment ostatecznej epifanii, że wyjawi mi sekrety, których nigdy mi nie mówił, powie coś głębokiego” – opowiada Clowes. „Siedziałem tam, nie mając nic do roboty. Stwierdziłem, że byłoby to lekceważące, gdybym sprawdzał sobie skrzynkę e-mailową, gdy on leży obok, pomyślałem więc, że zacznę rysować”. Tak narodził się Wilson, początkowo bliższy ego autora, z czasem jednak zaczynający żyć własnym życiem, wzorowany na wielu jego przyjaciołach, starzejących się artystach, którzy w którymś momencie życia przemienili się w samotników o trudnych charakterach.

Czytelników wcześniejszych komiksów Daniela Clowesa, jak choćby „Davida Boringa”, „Patience” czy wznowionego właśnie kultowego „Ghost World”, z pewnością zaskoczy forma „Wilsona”. Zamiast ciągłej narracji otrzymujemy zestaw jednostronicowych historyjek, rysowanych w bardziej lub mniej realistycznym stylu, które jednak układają się w spójną, acz poszatkowaną opowieść. Bardzo oryginalny zabieg, który w tym przypadku doskonale się sprawdził. Z uwagi na zgryźliwość tytułowego bohatera każdy z epizodów przybiera formę osobnego skeczu, a jednocześnie posuwa akcję do przodu.

„To był eksperyment. Zdałem sobie sprawę, że ugrzęzłem, robiąc te długie historie, w których jest się ożenionym z tym samym stylem, tempem i tonem. W takiej sytuacji nie możesz nic zmienić. Chciałem wymyślić sposób na robienie dłuższych rzeczy, w których codziennie mógłbym zacząć z nowym podejściem i zachować świeżą energię” – tłumaczy Daniel Clowes. Artysta przystąpił do rysowania pojedynczych stripów, nie myśląc o spójnej narracji. Później jednak zaczęła wyłaniać się z nich opowieść. Jak wylicza Clowes, łącznie powstało jakieś trzy razy więcej plansz, niż otrzymujemy w komiksie. Na koniec pozbył się wszystkich tych, które nie były częścią tej historii.

Clowes posiada wyjątkowy talent do tworzenia postaci outsiderów potrafiących zjednać sobie sympatię czytelników. Tak było chociażby z Seymourem w przywołanym już wcześniej „Ghost World”. Nie sposób podobnie zareagować na Wilsona. To bohater, w którym możemy przeglądać się niczym w lustrze. Z jednej strony wiedzie żywot, jakiego nikt z nas nie chciałby zaznać, z drugiej jednak czasem w duchu możemy zazdrościć mu bezczelnej otwartości, mówienia tego, co myśli, a co my zazwyczaj tłumimy w sobie, spętani wstydem, konwenansami, czy po prostu zwykłą grzecznością. Bo zdajemy sobie sprawę, że niektórym należy się trzeźwiący komentarz. W tej dziedzinie Wilson jest specjalistą. Przypomina ostrą, choć częstokroć żałosną w swej ostatecznej wymowie, broń wymierzoną w hipokryzję i głupotę. Komiks Daniela Clowesa jest tym bardziej poruszający, że za brutalnym (zazwyczaj) humorem kryje się jakże uniwersalny dramat, który może dotknąć każdego. W końcu samotność to choroba cywilizacyjna XXI wieku. Ile jesteśmy w stanie poświęcić, zaakceptować lub zmienić, żeby się jej ustrzec?

„Wilson” doczekał się filmowej adaptacji w reżyserii Craiga Johnsona. W główną rolę wcielił się brawurowo Woody Harrelson. Na ekranie partnerują mu Laura Dern i Judy Greer.

Komiks „Wilson” Daniela Clowesa w przekładzie Wojciecha Góralczyka ukazał się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu.

[am]
Wypowiedzi Daniela Clowesa pochodzą z wywiadów udzielonych: „Little White Lies” i „The Atlantic”.

Tematy: , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi