„W pogoni za wielką rybą”, czyli jak David Lynch nauczył się pobudzać swoją kreatywność i pomysłowość

17 stycznia 2018


Któż może wiedzieć więcej o kreatywności i procesie twórczym niż David Lynch, czołowy hollywoodzki surrealista i ekscentryk? W 2006 roku twórca takich kultowych produkcji, jak „Głowa do wycierania”, „Blue Velvet” czy „Miasteczko Twin Peaks”, wydał książkę „W pogoni za wielką rybą”, która objaśniała metodę pracy artystycznej reżysera. Po latach mamy możliwość znowu zapoznać się z tą publikacją dzięki nowej edycji przygotowanej przed wydawnictwo Samsara.

Lynch przyrównuje pomysły do ryb. „Nie zrobiłeś ryby, tylko ją złapałeś” ? mówi. Zdaniem reżysera szukanie pomysłów przypomina łowienie ryb we własnej świadomości. „Jeśli chcecie łowić płotki, możecie brodzić w płytkiej wodzie. Jeśli jednak zapragniecie upolować grubą rybę, musicie wejść głębiej” ? twierdzi. Bardzo pomocne w tej materii było w jego przypadku praktykowanie medytacji transcendentalnej.

Po raz pierwszy o medytacji transcendentalnej Lynch usłyszał pod koniec lat 60., kiedy ten ruch duchowy zapoczątkowany przez indyjskiego guru Maharishiego Mahesha Yogiego przeżywał na Zachodzie pierwszą falę popularności. Duża w tym była zasługa Beatlesów i szkockiego pieśniarza Donovana, którzy fascynowali się wschodnią duchowością. Młody Lynch nie zainteresował się jednak tematem, uważając, że to strata czasu. „Słowo 'harmonia’ sprawiłoby, że zachciałoby mi się rzygać” ? wspomina ze śmiechem.

Wszystko zmieniło się w 1973 roku dzięki siostrze, która praktykowała medytację transcendentalną od sześciu miesięcy. „Wyczułem w jej głosie coś niezwykłego ? jakąś zmianę i pewien rodzaj szczęścia. Pomyślałem, że tego właśnie pragnę” ? opowiada Lynch. Na pierwszą sesję do ośrodka medytacji udał się dokładnie 1 lipca 1973 roku. Od tego czasu nie opuścił ani jednego dnia praktykowania.

„Odkryłem, że dzięki temu czerpię więcej przyjemności z tego, co robię. Mam wyostrzony zmysł intuicji. Odczuwam więcej radości i mniej negatywnych emocji” ? komentuje reżyser. Medytacja transcendentalna pozwoliła Lynchowi uwolnić własną wyobraźnię. Wiele pomysłów ? tych „wielkich ryb” ? przychodzi do niego podczas medytacji. Tak było chociażby z sitcomem o królikach czy greckim chórem prostytutek w filmie „Inland Empire”.

Ktoś mógłby zapytać, czy wewnętrzny spokój i harmonia nie kłócą się z mieszanką przemocy, koszmaru i dziwności, którą widzimy w produkcjach reżysera? Lynch twierdzi jednak, że tworzenie mrocznych historii nie oznacza, że autor sam musi znajdować się w takim nastroju. „Słyszałem, że Charles Bukowski zaczął medytować pod koniec swego życia. To był gniewny facet, ale najwyraźniej kochał medytację” ? mówi reżyser.

Lynch polemizuje z panującym od lat przekonaniem, że filmowiec musi cierpieć, by przekonująco pokazać cierpienie. „Zdrowy rozsądek podpowiada, że im bardziej artysta cierpi, tym mniejszą kreatywnością będzie się wykazywać. Cierpienie sprawi, że w nieznacznym stopniu będzie czerpać radość ze swojej pracy i jest mało prawdopodobne, że uda mu się dokonać czegoś wielkiego” ? tłumaczy. Tym, którzy chcieliby przytoczyć jako kontrargument przykład van Gogha, reżyser odpowiada: „Byłby artystą o wiele bardziej płodnym i wybitnym, gdyby tak bardzo nie ograniczałyby go jego rozterki. To nie ból uczynił go wielkim, to raczej malarstwo pozwoliło mu się cieszyć resztkami szczęścia”.

Lynch dementuje jeszcze jedno mylne przekonanie: że uprawianie medytacji transcendentalnej wiąże się z jakąś formą ascezy. Sam, jak wiemy, wypija codziennie wiadra kawy. Kiedy David Foster Wallace pojawił się na planie „Zagubionej autostrady”, zobaczył reżysera sikającego na drzewo. Tak tłumaczył powód, dla którego ekipa filmowa nic sobie z tego zachowania nie robiła, w eseju „David Lynch ocala głowę” wydanym w Polsce w zbiorze „Rzekoma fajna rzecz, której nigdy więcej nie zrobię”: „Pan David Lynch, jako zaprzysięgły konsument kawy, sika widocznie dużo i często, a ani on sam, ani produkcja nie mogą sobie pozwolić na stratę czasu, jakiej wymagałoby pobiegnięcie wzdłuż długiego szeregu przyczep Obozu Bazy do przyczepy z toaletami za każdym razem, gdy zachce mu się siku”. Nałogowe picie kawy nie kłóci się z uprawianą przez Lyncha formą medytacji. „Nie musisz rezygnować z niczego, nie musisz żyć w określony sposób, po prostu dodawaj medytację ? nurkowanie wewnątrz ? do tego, co chcesz robić” ? twierdzi reżyser.

W 2005 roku Lynch założył fundację swego imienia, która finansuje stypendia dla nastolatków pragnących uczyć się medytacji transcendentalnej. Wtedy rozpoczął też serię wykładów na uczelniach wyższych, poświęconych temu zagadnieniu. Kłopot w tym, że Lynch nienawidzi przemawiać publicznie. Pewnego razu miał odebrać nagrodę podczas uroczystej gali. Nagrał więc swoje przemówienie w domu na taśmie, a następnie odtworzył je do mikrofonu, stojąc na podium. Napisanie książki, która propagowałaby medytację, wydawało się więc naturalnym posunięciem. „W pogoni za wielką rybą” nie można jednak traktować jako podręcznika duchowości. Publikacja z pewnością ucieszy przede wszystkim miłośników ambitnego kina, którzy chcieliby poznać ciekawostki z planu filmowego, a także liczne wspomnienia i obserwacje reżysera. Dużo pożytku odniosą też z niej wszyscy artyści, pragnący rozwinąć w sobie kreatywność. Lynch w praktyczny i obrazowy sposób przedstawia, jak „wyłowić” dobry pomysł, a następnie rozwinąć go i przełożyć na praktyczne działanie. A jeśli ktoś zechce spróbować medytacji, tym lepiej dla takiej osoby. Zdaniem Lyncha technika ta jest dobrym antidotum na otaczający nas, pełen stresu świat, szczególnie dla ludzi młodych. I to jest też powód, dla którego rozpoczął swoją krucjatę.

Artur Maszota
źródło: The Guardian, Salon, New York Times
Niektóre wypowiedzi Davida Lyncha pochodzą z książki „W pogoni za wielką rybą”, tłum. Bartłomiej Kotarski, wyd. Samsara.
Wypowiedź Davida Fostera Wallace’a pochodzi z książki „Rzekomo fajna rzecz, której nigdy więcej nie zrobię”, tłum. Jolanta Kozak, wyd. W.A.B.

Tematy: , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi