„Samotność komiksiarza” Adriana Tomine’a, czyli co złego może przytrafić się autorowi komiksów

9 grudnia 2022

Adrian Tomine to ceniony na całym świecie autor komiksów „Niedoskonałości” oraz „Śmiech i śmierć”, a także twórca licznych okładek „New Yorkera”. Życie żadnego artysty nie jest jednak usłane jedynie różami. To często pasmo różnorodnych upokorzeń, które trzeba przeżyć, żeby zdobyć upragnioną pozycję. Tomine pokazał to w najnowszym wydawnictwie zatytułowanym „Samotność komiksiarza”.

W nowej powieści graficznej autor w anegdotycznej formie opowiada o trudnych początkach swojej kariery komiksiarza. Dla Tomine’a, Amerykanina japońskiego pochodzenia, czytanie i rysowanie komiksów od wczesnego dzieciństwa było formą ucieczki. „Chodzi o radzenie sobie z niemożliwym do opanowania chaosem życia, a za coś takiego postrzega się świat, zwłaszcza jeśli się jest dzieckiem, które przeżywa rozwód rodziców i przeprowadzkę” – mówił, dodając, że komiksy pozwalają kontrolować wszystko w uporządkowany sposób. „Umieszczasz rysunki w małych kwadratach i decydujesz, jak dane rzeczy powinny wyglądać i co ludzie powinni mówić” – wyjaśniał.

Tomine od małego chciał zostać rysownikiem komiksowym. Dziś, gdy filmy superbohaterskie Marvela i DC Comics podbijają kina na całym świecie, niemal każdy twierdzi, że jest nerdem. W młodości autora, na początku lat 80., takie fascynacje nie były powszechne, a za nerda uważało się kogoś, kto autentycznie śledził wszystkie zawiłości fabularne poszczególnych serii komiksowych, na dodatek znał licznych artystów pracujących nad poszczególnymi tytułami i rozróżniał ich kreskę. Tego typu entuzjazm był często obiektem drwin w szkole. Spotkało to również Tomine’a, ale nie przekreśliło jego marzeń. Co więcej, jeszcze bardziej utwierdziło na obranej drodze.

„Dwadzieścia lat temu wydawało mi się, że to jedyna praca, w której nigdy nie będę musiał wchodzić na scenę ani przemawiać przed publicznością” – mówił po latach. „Wszedłem w ten fach z iluzją, że będzie to jeden z tych zawodów, który (…) pozwala spędzić cały ten czas, siedząc w pokoju i pracując, ponieważ w większości przypadków tak to wyglądało, kiedy zaczynałem” – dodawał. Jak się jednak okazało, było zupełnie odwrotnie. Tomine przekonał się o tym dość szybko. Żeby komiks się dobrze sprzedawał, warto jeździć na spotkania z czytelnikami i rozmawiać z dziennikarzami. To może być coś wspaniałego, jeśli jesteś ekstrawertykiem, który lubi dużo mówić. Autor „Samotności komiksiarza” do takich osób nie należy.

Już jako dwudziestolatek Tomine został okrzyknięty „cudownym chłopcem” komiksu. W 1995 roku jechał na konwent w San Diego pełen nadziei na kontynuację passy i miłe spotkanie ze starszymi kolegami. Na miejscu dowiedział się, że prestiżowy periodyk napisał o jego dziele druzgoczącą recenzję, a inni rysownicy nie szczędzili mu uszczypliwości. To była pierwsza z wielu krępujących sytuacji, z którymi musiał się mierzyć. Nieudane wywiady radiowe, w których wypadł gorzej, niż zakładał. Mylenie go z innymi rysownikami. Pustki przed stolikiem, przy którym miał rozdawać autografy. Potyczki z prześladowcą, który śledził każdy jego krok. Czy wreszcie jego wypowiedzi kierowane do prawie pustej sali zagłuszane przez tłum, który znajdował się po sąsiedzku na spotkaniu promującym poradnik Khloé Kardashian.

Wielu artystów przeżywało podobne uciążliwości, jednak w czasach, kiedy miernikiem czyjejś wartości jest osiągnięty sukces, rzadziej mówi się o nich publicznie. Tomine z tego typu porażek, nieprzyjemnych zdarzeń i innych wstydliwych sytuacji stworzył cały swój komiks. Na dodatek w swych opowieściach jest bardzo szczery i nie obawia się ujawniać najskrytszych myśli.

Tomine twierdzi, że podczas pracy nad „Samotnością komiksiarza” zastanawiał się, jaki będzie oddźwięk na jego opowieść wśród tych, którzy zostali w niej sportretowani. Ku swojemu zdumieniu otrzymał m.in. przeprosiny od dwóch osób – jednej, która poprawnie rozpoznała siebie w komiksie, i drugiej, która w ogóle w „Samotności…” nie wystąpiła.

Ważną cechą „Samotności komiksiarza” jest również samo wydanie. Komiks ukazał się w formie notesu w kratkę, zamykanego na gumkę. Jak twierdzi Tomine, zawsze podobały mu się tego typu zeszyty, a na dodatek przykuwają uwagę potencjalnego czytelnika w księgarni. Takie rozwiązanie łączy formę z treścią w sposób, w jaki ebook nigdy nie byłby w stanie tego zrobić.

[am]


Tematy: , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi