„Rytm Harlemu” Colsona Whiteheada – opowieść o szemranych interesach i barwnym nowojorskim półświatku

13 sierpnia 2022

Po dwóch nagrodzonych Pulitzerami powieściach podejmujących dramatyczne wątki z historii Stanów Zjednoczonych – „Kolei podziemnej” i „Miedziakach” – Colson Whitehead proponuje czytelnikom lżejszą lekturę. „Rytm Harlemu” to napisana w duchu Elmore’a Leonarda i Richarda Starka historia czarnoskórego sprzedawcy mebli, który dorabia sobie jako paser. Jego perypetie rozgrywają się na tle legendarnej afroamerykańskiej dzielnicy Manhattanu.

Whitehead zaczął myśleć o „Rytmie Harlemu” w 2014 roku, czyli jeszcze zanim powstały „Kolej podziemna” i „Miedziaki”. Obie te książki rozgrywały się na Południu Stanów Zjednoczonych i opowiadały o brutalności niewolnictwa i instytucjonalnym rasizmie. Wprawdzie przyniosły autorowi ogólnoświatowy rozgłos, ale ich poważna, traumatyczna tematyka sprawiła, że proces pisania był bardzo przygnębiający i wyczerpujący. Jednym ze sposobów na twórcze odreagowanie było stworzenie powieści w zupełnie innym, lżejszym tonie. Dla polskich czytelników to z pewnością coś nowego, ale w Stanach Zjednoczonych odbiorcy znają wcześniejsze dzieła pisarza, w których czerpał m.in. z literatury kryminalnej („The Intuitionist”) i popkultury („Zone one”), a także pokazał, że lubi używać satyry i czarnego humoru („Apex Hides the Hurt”). To właśnie tym tropem Whitehead poszedł w „Rytmie Harlemu”, a inspirację stanowiły tym razem m.in. literatura i filmy sensacyjne.

„Myślałem o tym, jak bardzo lubię filmy o napadach i jaką frajdę musiało sprawiać reżyserom i scenarzystom ich tworzenie. Zadałem sobie pytanie: czy mogę zrobić coś podobnego?” – mówił w jednym z wywiadów Whitehead. „W przypadku 'Rytmu Harlemu’ myślałem bardziej o filmach pokroju 'Asfaltowej dżungli’, 'Zabójstwa’, 'Rififi’, 'Charley Varrick’ czy 'Długi postój na Park Avenue’ niż 'Ocean’s Eleven’, gdzie (złodzieje) mogą sobie pozwolić na urządzenie elektromagnetyczne za milion dolarów, które zlikwiduje wszystkie zabezpieczenia w Las Vegas. Moi faceci tak nie pracują. Chodziło mi o napad bez przesadnych nowinek technologicznych i lojalności. Inspiracji dostarczył Richard Stark, który napisał serię o socjopatycznym włamywaczu o imieniu Parker, ale też z pewnością Chester Himes, wielki pisarz kryminalny z Harlemu. Tak samo Patricia Highsmith z jej Tomem Ripleyem. Ripley to morderca, który nieustannie zaprzecza swoim morderczym impulsom. Nigdy nie mówi o tym wprost do czytelnika, ale widzimy, że robi takie rzeczy i nie reaguje. Ta podzielona jaźń jest w jakimś stopniu widoczna również u mojego bohatera” – dodaje.

W „Rytmie Harlemu” Whitehead nie poszedł jednak na skróty i nie skupił się na uczestnikach napadu, jak to zwykle ma miejsce w tego typu historiach, lecz główną postacią uczynił kogoś innego – pasera. „W niektórych z tych filmów o napadach przychodzi taki moment, gdy nasi złodzieje, już po tym jak ukradli klejnoty warte 2 miliony dolarów, a połowa gangu została zastrzelona przez gliniarzy, idą do pasera, który zbywa klejnoty dalej. Paser zazwyczaj mówi coś w stylu: 'Cóż, dam wam dziesięć centów za dolara’. I zawsze wydaje się to przerażające. Postanowiłem więc uczynić z pasera głównego bohatera. Wielu paserów, jak dowiedziałem się z moich badań, posiadało interes, który był przykrywką. Mogli więc oficjalnie zajmować się tapicerowaniem mebli, a na tyłach zakładu sprzedawać kradzione towary, albo prowadzić sprzedaż używanych telewizorów i radioodbiorników, a na boku robić brudne interesy” – wyjaśnia pisarz.

Ray Carney, główny bohater „Rytmu Harlemu”, prowadzi sklep z meblami, ale to tylko część jego działalności. Jedynie bardzo wąskie grono osób wie, że zajmuje się też paserstwem. Wygląda to tak, że złodzieje przynoszą do niego swoje łupy, a on wprowadza je na legalny rynek dzięki posiadanym kontaktom u sprzedawców sprzętu czy jubilerów. Ale Ray nie jest zwyczajnym przestępcą. W rzeczywistości ma dwa oblicza, które toczą ze sobą nieustanną walkę. Część niego chciałaby porzucić nielegalny interes, skupić się na rozwoju sklepu i przenieść powiększającą się rodzinę do bezpieczniejszego mieszkania na przedmieściach. Jednak wciąż wchodzi w kolejne układy z półświatkiem, nie może się oprzeć nowym okazjom i możliwościom, a czasem po prostu namowom kuzyna. Wiedzie więc podwójne życie, które stara się ukryć przed żoną i jej rodzicami. Ray pochodzi z rodziny przestępczej i za wszelką cenę chce się wedrzeć do klasy średniej. Czuje, że jedyną szansą na doinwestowanie sklepu i przebicie szklanego sufitu jest w jego przypadku funkcjonowanie poza prawem. Wie również, że interesy, do których przykłada ręce, są niczym w porównaniu chociażby z instytucjonalną korupcją na Wall Street.

Powieść składa się z trzech części liczących po ponad 100 stron. Każda opisuje plany, sukcesy i porażki Raya w innym momencie jego życia – w 1959, 1961 i 1964 roku. W każdej kolejnej też autor nabiera perspektywy. W pierwszej części opisuje przestępczość na poziomie ulicy, w drugiej dowiadujemy się więcej o Harlemie, układach i strukturze społecznej dzielnicy, aż w końcu w trzeciej poznajemy prawdziwe oblicze całego Nowego Jorku przeżartego korupcją i ludzi, którzy dzierżą w nim władzę. Fabuła rozgrywa się na tle ważnych wydarzeń historycznych, odsłaniając kluczowe momenty, które doprowadziły do powolnego rozpadu Harlemu w późniejszych latach, gdy miasto znalazło się na granicy bankructwa, a przestępczość osiągnęła najwyższy poziom.

Zresztą ten rozpad przyjdzie nam jeszcze dalej śledzić. Dzień po zakończeniu pracy nad „Rytmem Harlemu” Colson Whitehead zaczął bowiem pisać jej kontynuację. To pierwszy przypadek w jego ponad dwudziestoletniej karierze, gdy wraca do bohaterów ze swojej wcześniejszej powieści. Nowa książka ma nosić tytuł „Crook Manifestwo” i przedstawi w podobnej formie losy Raya Carneya w latach 70. XX wieku. Premiera zapowiedziana jest na lato 2023 roku.

[am]
fot. WSJ Magazine/YouTube
Wypowiedzi Colsona Whiteheada pochodzą z wywiadów dla: KUOW, Vulture, NPR.


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi