„Pan Żarówka” – debiut komiksowy cenionego animatora porusza historią i zachwyca wydaniem

5 czerwca 2018


Swój pierwszy komiks tworzył w wolnym czasie przez kilkanaście lat. Nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu ukazał się debiut Wojtka Wawszczyka, animatora znanego z pracy przy hollywoodzkich produkcjach „Ja, robot” i „Æon Flux” oraz z reżyserskiej pełnometrażówki „Jeż Jerzy”. „Pan Żarówka” to poruszająca opowieść o nadziei i szukaniu własnego miejsca w życiu, a jednocześnie edytorski majstersztyk, który zachwyca wykonaniem.

Historia ma swój początek gdzieś na Śląsku. Narrator przychodzi na świat w rodzinie robotniczej. Matka pracuje na zmiany w hucie, a ojciec w prasowalni. Nie jest lekko. Często wręcz mijają się w drzwiach, próbując pogodzić obowiązki zawodowe z wychowywaniem malca. Ale mimo trudów uważają się za szczęśliwą rodzinę. Życie gotuje im jednak niełatwy los. Pewnego dnia ojciec, przygnieciony dużym żelazkiem, rozprasowuje się niczym dywan albo naleśnik. Musi nie tylko zrezygnować z pracy, ale też nie jest w stanie opiekować się dzieckiem. Matka zaczyna więc brać syna ze sobą do huty. Tam dochodzi do wypadku. Chłopiec połyka niechcący kroplę ciekłego metalu, która wyprysła z kadzi. Metal wypala mu całkowicie wnętrzności, po wystygnięciu pozostawiając w środku jedynie trzy druciki podtrzymujące ciało. Te trzy druciki zaważą na przyszłości bohatera. Za ich sprawą bowiem potrafi on świecić jak żarówka. Wystarczy, że włoży palce do kontaktu.

Nadzwyczajne talenty chłopaka czynią z niego odmieńca. W jednych budzi śmiech, w innych chwilową fascynację lub lęk, przez co trudno mu nawiązać z kimkolwiek bliższą wieź. Aby odnaleźć swe miejsce na ziemi, będzie musiał opuścić rodzinny dom i schorowanych rodziców, zdobyć wykształcenie, przeżyć pierwszą miłość, smak sławy i gorycz porażki. Nie można jednak określać „Pana Żarówki” opowieścią stricte inicjacyjną. To raczej historia o tym, aby nie dać się przeciwnościom. „Życie jest mroczne i w tym mroku każdy z nas musi odnaleźć własne światło” – mówi autor.

„Pan Żarówka” to projekt życia Wojtka Wawszczyka, animatora, który miał okazję pracować nad hollywoodzkimi filmami „Ja, robot” i „Æon Flux”, nakręcił również kilka krótkometrażowych produkcji, które zyskały popularność na międzynarodowych festiwalach. To on przeniósł na ekran serię komiksową „Jeż Jerzy”. Nad opowieścią o świecącym w ciemnościach młodzieńcu zaczął pracować jakieś piętnaście lat temu, mniej więcej wtedy, gdy zajmował się animacjami do filmu z Willem Smithem. Powstała wówczas pierwsza, bardzo krótka wersja historii, którą znamy z komiksu. Po jakimś czasie Wawszczyk wrócił do tego pomysłu i zaczął rysować opowieść w notesie. Miała ona charakter szkicowy i tworzona była do szuflady. Rysowanie na brudno skończył w 2009 roku. Za namową przyjaciół postanowił przerysować „Pana Żarówkę” na czysto. Proces ten zajął mu siedem lat. „Robiłem to nieregularnie, głównie wieczorami, po pracy” – pisze na swojej stronie.

W „Panu Żarówce” Wawszczyk opisuje ponurą polską rzeczywistość, posługując się wyrazistymi, często dosłownymi metaforami. Kiedy matka bohatera doznaje w hucie poważnego złamania, to po prostu łamie się w pół. Gdy Żarówka czuje się osamotniony i przytłoczony problemami, to najlepiej chciałby zniknąć, więc chowa się w ścianie. Jak autor sam przyznaje, to wynik fascynacji czeskim kinem surrealistycznym i polską szkołą animacji. „Byłem wychowywany w szkole filmowej zgodnie z duchem polskiej animacji, która lubi się posługiwać metaforą. Metafora powinna być czytelna bez słów i powinna załatwiać wszystko. A dopiero wokół tego można pleść historię” – powiedział Wawszczyk w wywiadzie udzielonym Kamilowi Jasieńskiemu w programie „Pierwsze słyszę” na antenie radiowej Czwórki.

Na osobną wzmiankę zasługuje samo wydanie komiksu, które przypomina czarną cegłę, na której widoczne są jedynie złote druciki podtrzymujące bohatera przy życiu. Ten edytorski majstersztyk przyprawił ponoć wydawcę o siwe włosy. Szukanie drukarni, która podjęłaby się zaczernienia brzegów, zajęło kilka miesięcy. Wawszczykowi zależało, żeby żadne niepotrzebne elementy nie psuły efektu końcowego. Dlatego też numer ISBN, cena i kod kreskowy, elementy obowiązkowe w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie, zostały umieszczone na niedużej niebieskiej naklejce, którą łatwo można usunąć z minimalistycznej okładki. Jeśli zatem przyjąć, że walka z ciemnością przyjmuje różne oblicza, również na polu artystycznym i wydawniczym, to autor swoją wygrał w cuglach.

[am]

Tematy: , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi