Otrzymał od dziadka dzienniki. Stworzył na ich podstawie bestseller „Wojna i terpentyna”

26 września 2015

wojna-i-terpentyna-premiera
Na krótko przed śmiercią w 1981 roku Urbain, dziadek Stefana Hertmansa, powierzył mu dzienniki, w których zapisał swoje życie. Wnuk obiecał, że zrobi coś z tym materiałem, choć dramatyczne historie rodzinne zasłyszane w dzieciństwie sprawiły, że przez wiele lat bał się zajrzeć do tekstu. W końcu to zrobił. W efekcie powstała wzruszająca, świetnie skonstruowana powieść „Wojna i terpentyna”, która ukazała się właśnie w Polsce nakładem wydawnictwa Marginesy.

Lektura otrzymanych w spadku dzienników uświadomiła Hertmansowi, że musi opisać losy dziadka naznaczone biedą, terminowaniem w odlewni żeliwa, przedwczesną śmiercią ojca, strasznymi doświadczeniami żołnierza frontowego w czasie I wojny światowej i śmiercią jego wielkiej miłości. Hertmans stworzył wspaniałą opowieść o okrucieństwie, strachu i przemocy, ale także o odwadze, nadziei i sile potrzebnej do przetrwania. To nie tylko wyjątkowy zapis nieco zapomnianej, ale jakże bogatej historii Flandrii, to także powieść o ukrytej pasji i o tym, co wojna może uczynić z duszą skromnego, ale fascynującego człowieka.

Hertmans opowiada z niezwykła? mocą, która? posiadają tylko najwięksi pisarze, i w sposób, który sprawia, że nie sposób oderwać się od lektury. „Tak, dziadek miał talent literacki” ? przyznaje Hertmans. „Ta książka to jego historia. Dziadek opisywał wiele rzeczy, których ja nie byłbym w stanie wymyślić”.

W Polsce hasło „wojna” przynosi skojarzenie z II wojną światową, dla Belgów jest nim I wojna światowa. Naród ten wciąż odczuwa traumę Wielkiej Wojny, choć od czasów jej rozpoczęcia w ubiegłym roku minęło 100 lat. To na polach Flandrii rozgrywała się większość działań tamtych czasów i dotąd odkopywane są niewypały. Książka „Wojna i terpentyna” wyróżnia się na tle ogromu publikacji poświęconej temu okresowi w historii, ponieważ stanowi osobiste dochodzenie przeprowadzone przez autora-wnuka i parafrazę dzienników dziadka-weterana.

Stefan Hertmans tak opowiada o swojej książce: „Nie chciałbym być źle zrozumiany, ale w pewnym sensie druga wojna światowa była 'prostsza’, prostsza do zrozumienia i wytłumaczenia. Był jeden bad guy, wiadomo kto jest zły, walczyliśmy z diabłem, z Hitlerem. A pierwsza wojna światowa to była grupka eleganckich panów z wielkimi kapeluszami, cygarami i sumiastymi wąsami, którzy posłali na śmierć miliony młodych ludzi. Zupełnie bez sensu, nikt nie wiedział właściwie dlaczego”.

Pradziadek Stefana Hertmansa był malarzem fresków, przez prawie całe życie chorował na astmę i wcześnie zmarł zostawiając młodą żonę z gromadką dzieci. Sam dziadek od trzynastego roku życia był zmuszony do wycieńczającej pracy w odlewni żelaza, następnie trafił do szkoły wojskowej, a w sierpniu 1914 roku został powołany do wojska. W notatkach spisywanych pięćdziesiąt lat po wojnie tak pisał we wstępie: „Mój dziennik o wojnie 1914?1918 w ponad połowie zapisany jest nudnymi opowieściami o latach dzieciństwa i wiele stron jest nieważnych. Teraz pisze? wyłącznie o wojnie, prawdziwie i szczerze, nie jako hołd. Bóg mi dopomóż. Tylko moje przeżycia. Moje okropności”.

Dziadek Hertmansa dał tu niezwykle dokładny opis działań wojennych opisanych z punktu widzenia młodego, wrażliwego katolika. Był ranny kilkakrotnie i za każdym razem wracał na pole bitwy. Po wojnie spotkał swoją wielką miłość, dumną, piękną młodą kobietę, która umarła w 1919 roku na hiszpankę, zanim zdążył ją poślubić.

„Po zakończeniu I wojny światowej nastąpiła jeszcze większa katastrofa. Dziś już się o tym często zapomina, ale pandemia grypy hiszpańskiej w latach 1918?1919 kosztowała życie jeszcze większej liczby osób. W trakcie I wojny światowej zginęło około 12 milionów ludzi, a w ciągu roku tej epidemii na hiszpankę zmarło 100 milionów ludzi! Po wojnie ludzie byli niedożywieni, mieli osłabiony układ odpornościowy, a w dodatku wszyscy się obściskiwali, bo się cieszyli z końca wojny. I voil?, 100 milionów zabitych” ? opowiada Stefan Hertmans.

To był dla dziadka Stefana moment kompletnego załamania. Poproszony o to, by poślubił starszą siostrę ukochanej, zrobił to, czując, że w ten sposób spełnia swój obowiązek wobec jej rodziny. Od tego czasu wiódł spokojne, wyciszone życie malarza, kopiując prace wielkich twórców, takich jak Tycjan, Rubens, Rembrandt, van Dyck czy Velázquez. „O sztuce współczesnej nie chciał słyszeć. Dla dziadka to nie I wojna światowa była końcem świata, ale socjaliści i sztuka współczesna” ? wspomina pisarz.

Stefan Hertmans, wnuk Urbaina, nie tylko w fantastycznym stylu opowiada historię niezwykłego życia dziadka, ale także odkrywa miłosne sekrety ukryte w obrazach, które na pierwszy rzut oka wydawały się jedynie kopiami. Prace dziadka, które przetrwały wojenną zawieruchę, pozwalają wnukowi powoli wypełnić luki w informacjach z dzienników, tworzą także fresk z opowieścią o historii ubiegłego stulecia zestawionej z losami pojedynczego żołnierza flamandzkiego, co stanowi odpowiedź na powieść Ericha Marii Remarque?a „Na zachodzie bez zmian”. Opowiada o konflikcie, który zmienił belgijskie społeczeństwo znacznie bardziej niż II wojna światowa.

„Wojna i terpentyna” to fascynujący obraz życia człowieka, które zbiegło się z tragediami XX wieku ? oraz pośmiertna, niemal mityczna próba pozwolenia, aby to życie wybrzmiało.

Powieść w przekładzie Alicji Oczko ukazała się pod patronatem Booklips.pl.

fot. Marginesy

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi