„Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa – nowe tłumaczenie z kluczem do zrozumienia powieści zapowiedziane na 26 października
Myślisz, że o „Mistrzu i Małgorzacie” powiedziano już wszystko? Po blisko 50 latach od ukazania się książki Grzegorz Przebinda wraz z żoną Leokadią i synem Igorem udowadniają swym tłumaczeniem, że to nieprawda. Wielka powieść Bułhakowa w nowej odsłonie pojawi się w księgarniach 26 października nakładem wydawnictwa Znak.
„Mistrz i Małgorzata” to nie tylko jedna z najważniejszych powieści XX wieku, ale jedno z najbardziej tajemniczych dzieł światowej literatury, pełne zagadek, symboli, niedopowiedzeń. Od pierwszego wydania książki minęło już prawie 50 lat, od ostatniego polskiego tłumaczenia – ponad 20 lat. Filologiczny klan Przebindów uznał więc, że bez względu na to, jaką ów przekład miał wartość, czas na nowo przybliżyć czytelnikom dzieło Bułhakowa.
„Marzyłam, by kiedyś z synem coś takiego przedsięwziąć i on ten pomysł chwycił. Z Igorem zaczęłam myśleć o przekładzie, bo my w odbiorze języka zgadzamy się dość dokładnie. Największą wartością tego naszego przekładu jest uwspółcześnienie” – mówi Leokadia Przebinda w rozmowie z Marią Makuch. „Dla mnie największą wartością jest odczytanie tej powieści i zrozumienie jej dogłębnie” ? zauważa syn Igor. „Także rytmu i logiki” ? dodaje Grzegorz Przebinda.
Klan Przebindów jest dziedzicznie obciążony zamiłowaniem do czytania, a szczególnie do dzieła Bułhakowa. Syn Igor, dziś absolwent filmoznawstwa, w swej chęci naśladowania ojca pochłaniał słowo pisane od trzeciego roku życia, już w roku 1984 widząc tatę Grzegorza, zapalonego rusycystę, historyka idei i znawcę rosyjskiej myśli religijno-filozoficznej, ciągle pochylonego nad przypisami i komentarzami do wydania „Mistrza i Małgorzaty” w drugiej serii Biblioteki Narodowej. Sam Igor uległ fascynacji „Mistrzem i Małgorzatą” już jako dziesięciolatek, powracając później do tej powieści kilkanaście razy. Czytał ją oczywiście w pierwszym polskim przekładzie Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego. Młodsza siostra Aneta przeszła podobną drogę z tą lekturą, tyle że korzystała z opublikowanego już w 1995 drugiego przekładu autorstwa Andrzeja Drawicza, który zresztą był przyjacielem domu. Mama Leokadia to doktor nauk humanistycznych, slawistka i polonistka, a przedmiotem jej zainteresowania w ostatnich latach stały się zagadnienia przekładoznawstwa i komunikacji międzykulturowej. Zamiłowanie do Bułhakowa łączy się u czteroosobowej rodziny Przebindów z pasją do podróży, które wielokroć odbywały się śladami „Mistrza i Małgorzaty”.
Przebindowie odkrywają kolejne warstwy fascynującej historii opisanej na kartach powieści Bułhakowa, rozwiewają wątpliwości i polemizują z poprzednimi przekładami. Oferują też nowy klucz do odczytania tej wielkiej księgi, przybliżając ją współczesnemu czytelnikowi. Jak zapowiada wydawnictwo, to prawdopodobnie pierwszy przypadek, gdy przypisy czyta się z równą fascynacją co tekst samej powieści. „Chcieliśmy, by to nowe pokolenie czytało właśnie ten utwór, bo nie będą go czytać ci, którzy mówią ? i to nieraz wybitni ludzie, następny przekład potrzebny nie jest” – mówi Grzegorz Przebinda.
Aby osiągnąć zamierzony cel, Przebindowie dążyli do tego, by wszystkie trzy osoby w zespole powiedziały: tak, akceptuję. Nie unikali też konsultacji z innymi na Facebooku. „Mój ulubiony motyw z całej książki to jest ten przysłowiowy kocur” – opowiada Igor. „W scenie z rozdziału 'Czarna magia’ jest taka sytuacja, kiedy ekipa teatru Variete wchodzi do przymierzalni i pojawia się świta Wolanda. W tym momencie, m. in. kot Behemot wykonuje drobny numer z piciem wody z karafki i wycieraniem sobie włosów. Puenta sceny jest taka, że wszyscy jęknęli z zachwytu, a charakteryzator zajęczał: 'ale kocur’. I to w obecnym języku jest kodowe, bo kocur z jednej strony jest kocurem, kotem ? z drugiej strony od paru lat funkcjonuje takie slangowe powiedzenie, że jeśli coś jest kocurem, to jest świetne, np. 'widziałeś ten film? No widziałem, kocur'”. Grzegorz i Leokadia dodają zgodnie: „A my tego nie wiedzieliśmy”.
O tym, jak klan Przebindów poradził sobie z wielką powieścią Bułhakowa, będziemy mogli przekonać się już 26 października. „Mistrz i Małgorzata” ukaże się w dwóch wersjach okładkowych: w ramach serii „50 na 50” oraz poza serią. Poniżej prezentujemy krótki fragment nowego przekładu.
Wielki bal u szatana[1]
Zbliżała się północ, czas naglił. Małgorzata widziała wszystko wokół siebie bardzo niewyraźnie. Zostały jej w pamięci świece i jakiś basen migoczący w mroku jak diament. Gdy stanęła na jego dnie, Hella i Natasza oblały ją czerwoną, gęstą, gorącą cieczą. Małgorzata poczuła na wargach słony smak i zrozumiała, że to krew.
Szkarłatny płaszcz zmienił się szybko w inny ? przezroczysty, różowy i równie gęsty. Małgorzacie zakręciło się w głowie od zapachu olejku różanego. Hella i Natasza opuściły ją na kryształowe łoże i wielkimi zielonymi liśćmi masowały jej ciało, aż nabrało wyjątkowego blasku. Do pokoju wpadł zawsze skory do pomocy kocur, przysiadł u nóg Małgorzaty i zaczął gorliwie nacierać jej stopy z miną zadowolonego z siebie pucybuta.
Małgorzata do dzisiaj nie wie, kto uszył dla niej pantofle z bladych płatków róży, ze złotymi klamrami, i jakim cudem owe pantofelki same wskoczyły na jej stopy. Jakaś siła kazała jej się podnieść z kryształowego łoża i stanąć przed lustrem ? na głowie miała teraz królewski diadem z brylantów. Nie wiadomo skąd pojawił się Korowiew i powiesił jej na piersi ciężki owalny medalion z wizerunkiem czarnego pudla[2]. Łańcuch wpijał się Małgorzacie w szyję, medalion ciążył jak ołów, aż ugięła się pod jego brzemieniem. Coś jednak wynagradzało Małgorzacie niewygody, których przysporzył jej łańcuch z czarnym pudlem. Był to szacunek, jaki nagle zaczęli jej okazywać Korowiew z Behemotem.
? Cóż zrobić, tak być musi? Proszę pozwolić, królowo Margot, że udzielę ostatniej rady. Oj, różni będą ci goście, przeróżni! Ale żaden nie może być traktowany ani lepiej, ani gorzej niż inni. Nawet gdyby któryś wyjątkowo nie przypadł pani do gustu, nie wolno dać tego po sobie poznać, trzeba zachować kamienną twarz. Oni są na swoim punkcie niesłychanie wrażliwi, wszystko zauważą! Każdemu trzeba okazać serce, królowo. Po stokroć będzie to wynagrodzone gospodyni balu. Tylko proszę nikogo nie pominąć!
Przypisy tłumaczy:
[1] Akcja rozdziału ? przedstawiającego sabat ciemnych mocy lub czarną mszę ? toczy się w nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę tego.
[2] wizerunek czarnego pudla ? w „Fauście” (1154?1332) pod postacią czarnego pudla po raz pierwszy ukazuje się głównemu bohaterowi Wagnerowi Mefistofeles.
Dla porównania podajemy ten sam fragment w tłumaczeniu Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego:
Wielki bal u Szatana
Zbliżała się północ, trzeba się było śpieszyć. Małgorzata jak przez mgłę widziała komnatę. Zapamiętała świece i basen z malachitu. Kiedy stanęła na dnie owego basenu, Helia i Natasza, która Helii pomagała, oblały ją jakąś gęstą, ciepłą, czerwoną cieczą. Małgorzata poczuła słonawy smak na wargach i zrozumiała, że kąpią ją we krwi.
Miejsce krwawego płaszcza zajął potem inny, gęsty, przejrzysty, różowawy i Małgorzacie zakręciło się w głowie od zapachu olejku różanego. Potem położono ją na kryształowym łożu i zaczęto wycierać do sucha jakimiś wielkimi zielonymi liśćmi. Wtedy wdarł się tam kocur i zaczął pomagać. Przycupnął w nogach łoża i naśladując ulicznego pucybuta nacierał stopy Małgorzaty.
Małgorzata nie pamięta, kto uszył jej pantofle z płatków bladej róży, nie pamięta, w jaki sposób te pantofle same zapięły się na złote klamerki. Jakaś nieznana siła poderwała ją i postawiła przed lustrem – we włosach jej błysnął królewski brylantowy diadem. Nie wiedzieć skąd zjawił się Korowiow i zawiesił Małgorzacie na piersiach, na ciężkim łańcuchu, ciężki medalion w owalnej ramie, przedstawiający czarnego pudla. Ta ozdoba strasznie zaciążyła królowej. Łańcuch z miejsca zaczął ocierać jej kark, medalion przyginał ją ku ziemi. Było jednak coś, co wynagrodziło Małgorzacie kłopoty, jakie jej sprawiał łańcuch z czarnym pudlem – był to szacunek, jaki jej zaczęli okazywać Korowiow i Behemot.
– To nic, to nic, to nic – mamrotał Korowiow przed drzwiami komnaty, w której znajdował się basen. – Cóż robić, tak trzeba, tak trzeba… Ale niech pani pozwoli, królowo, że dam jej jeszcze tylko jedną radę. Pośród gości będą różni, o, bardzo różni, ale nikogo, królowo Margot, proszę nie wyróżniać! Jeśli nawet ktoś się pani nie spodoba… ja wiem, oczywiście, że nie da pani tego po sobie poznać, o tym nie ma mowy! Zauważy, natychmiast zauważy! Jedyne wyjście to polubić takiego kogoś, trzeba go polubić, królowo! Gospodyni balu zostanie za to po stokroć wynagrodzona. I jeszcze jedno – proszę nie zapomnieć o nikim! Chociaż uśmiech, jeżeli nie starczy czasu, żeby rzucić jakieś słówko, choćby najlżejsze skinienie głowy! Cokolwiek pani zechce, byle tylko nikt nie zastał pominięty. Inaczej uświerkną ze zgryzoty…
TweetKategoria: premiery i zapowiedzi