Jak wyglądałby świat bez udziału kobiet? „Śpiące królewny”, wspólna powieść Stephena i Owena Kingów, już w księgarniach!

24 października 2017


Jak wyglądałby świat bez udziału kobiet? Na to pytanie odpowiadają w swojej najnowszej powieści Stephen i Owen Kingowie. „Śpiące królewny” trafiły do polskich księgarń 24 października.

Nazwano to zjawisko Aurorą, od imienia bohaterki disnejowskiej wersji „Śpiącej królewny”. Wszystkie kobiety, które zapadały w sen, owijała zwiewna substancja przypominająca kokon. Nie można ich było wybudzić, ponieważ jakiekolwiek naruszenie obrastającego je materiału powodowało, że uśpione kobiety wpadały w dziką furię i stawały się szaleńczo agresywne. Połowę ludzkości, która nie popadła w sen, czyli mężczyzn, ogarnął popłoch. Niektórzy popełniali samobójstwa, inni szukali odpowiedzi w miejskich legendach krążących w Internecie.

Akcja książki osadzona została w Dooling, niedużym mieście w Appalachach, gdzie największym pracodawcą jest więzienie kobiece. Za kratki trafia akurat tajemnicza kobieta o imieniu Evie, która jest odporna na rozprzestrzeniającą się szybko zarazę. Chodzi spać i budzi się, kiedy chce, a jej rany niewiarygodnie szybko się leczą. Mężczyźni w mieście podzielili się na frakcje. Jedni chcą zabić Evie, drudzy ją chronić, a jeszcze inni wykorzystują panujący chaos dla swoich sadystycznych celów. Psycholog więzienny Clint Norcross próbuje odkryć prawdziwą naturę kobiety w nadziei, że uda mu się cofnąć skutki epidemii.

Pomysł na tę historię zrodził się w głowie młodszego syna Stephena Kinga, Owena, który również zajmuje się pisaniem ? w Polsce mieliśmy okazję poznać jego zbiór opowiadań „Jesteśmy w tym wszyscy razem”, który z pewnością bardziej docenią czytelnicy literatury głównonurtowej czy miłośnicy realizmu magicznego niż wielbiciele grozy.

„Kiedy żyjesz w rodzinie pisarzy, bo moja mama i brat też są pisarzami, przerzucasz się pomysłami cały czas. Więc raz powiedziałem po prostu: A co by było, gdyby wszystkie kobiety na świecie pewnego dnia nie obudziły się? Na co mój tata rzekł: 'to świetny pomysł’. Więc odparłem: 'to czemu tego nie napiszesz?’ Ponieważ do tej pory nie zajmowałem się horrorami, a to brzmiało jak książka Stephena Kinga” ? opowiada Owen.

Z racji tego, że ani Stephen, ani Owen nie byli zainteresowani pisaniem powieści, zdecydowali się przekształcić tę koncepcję w 10-odcinkowy serial telewizyjny. Napisali nawet dwa odcinki, które odpowiadają fabule pierwszych 200 stron powieści. Wciąż pojawiały się jednak nowe wątki i postacie, które chcieli przybliżyć, ale nie pozwalała na to narracja serialu. „Czuliśmy się, jak uwięzieni. Jak byśmy przebywali w pokoju, który był dla nas za mały” ? wspomina Owen. Zasugerował więc ojcu, żeby jednak spróbować zrobić z tego powieść. Pomysł na dobre rozgościł się już w ich umysłach i nie potrafili z niego zrezygnować.

Kiedy Stephen i Owen zaczęli prace nad książką, nie przypominało to wspólnego układania klocków ojca z synem. Nie zasiedli po dwóch stronach biurka, wystukując na klawiaturze wspólnie tekst. Stephen dzieli czas między Maine i Florydę, a Owen wraz ze swoją żoną, powieściopisarką Kelly Braffet, mieszka w północnej części stanu Nowy Jork. Oczywiście spotykali się, jak na rodzinę przystało, odwiedzili nawet razem zakład karny dla kobiet w New Hampshire, aby móc możliwie wiernie oddać życie więźniarek przebywających w tego typu miejscu. Jednakże praktycznie całą pracę wykonali korespondencyjnie.

„Pracowaliśmy e-mailowo, tworząc na zmianę rozdziały i trzymając się częściowego konspektu w jak największym stopniu, jednocześnie nieprzerwanie dodając do niego nowe elementy, im bliżej byliśmy końca. W naszych poszczególnych rozdziałach zawsze pozostawialiśmy sobie nawzajem puste miejsce do wypełnienia ? na przykład 'Napisz tu scenę z tymi a tymi postaciami’. Przepisywaliśmy także nawzajem własne fragmenty. Rezultatem jest książka, która, miejmy nadzieję, posiada swój własny głos” ? mówi Owen.

Tym sprytnym zabiegiem Stephen i Owen chcieli całkowicie uniemożliwić próby ustalenia, kto napisał który fragment książki. „Najważniejszą rzeczą, którą zrobiliśmy, zostawiając sobie nawzajem te dziury w tekście do wypełnienia, było danie szansy na wymieszanie naszego pisarstwa. W wyniku tego, gdy skończyliśmy, materiał był tak poprzeplatany, jak gdyby napisała to trzecia osoba” ? zauważa Stephen King. „Jednym z aspektów współpracy z kimś jest to, że chcesz, aby w pewnym sensie przejął on w posiadanie to, co napisałeś, a ty chcesz przejąć w posiadanie to, co on napisał” ? dodaje Owen.

Stworzenie pierwszej wersji powieści zajęło im jakieś 10-11 miesięcy. Jak wyjawia Owen, zaletą pisania w duecie jest wzajemne inspirowanie się i rywalizowanie. Kiedy jeden z nich napisał coś dobrego, drugi poczuwał się do tego samego. Zdarzało im się też oczywiście negocjować. „Czasami miałem jakiś pomysł i on mówił: 'nie’, a czasami on miał jakiś pomysł i ja mówiłem: 'nie'” ? mówi Owen, choć zaznacza, że tego typu sytuacje nie zdarzały się zbyt często.

Nieco inaczej patrzy na to Stephen. „Mamy z żoną trójkę dzieci i on jest najbardziej rządzalski, więc kiedy mówił: 'zrób to’, najczęściej tak robiłem” ? przyznaje z uśmiechem autor „Lśnienia” i „Miasteczka Salem”. Niekoniecznie musi to być fałszywa skromność. Rad Owena jego ojciec słuchał już m.in. podczas prac nad trylogią o „Panu Mercedesie”. Pełnoprawną współpracę z synem przy nowej powieści uważa za świetnie spędzony czas. „Pisanie powieści jest jak żeglowanie po Oceanie Atlantyckim w wannie. To samotnicza i długodystansowa robota, a ja miałem kogoś ze sobą, i to było świetne, a że to był mój syn… to tym bardziej wspaniały prezent” ? mówi Stephen King.

Powieść „Śpiące królewny” w przekładzie Tomasza Wilusza ukazała się pod patronatem Booklips.pl. Kliknijcie tutaj, żeby przeczytać fragment książki.

[am]
W tekście wykorzystano wypowiedzi autorów m.in. dla: NPR, Off The Shelf, Good Morning America, Lilja’s Library, Litreactor.

Tematy: , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi