„Była sobie rzeka” – wielowymiarowa, przesycona ludowym folklorem i tajemniczością powieść Diane Setterfield od 11 marca w księgarniach

7 marca 2020


11 marca nakładem wydawnictwa Albatros ukaże się nowa książka brytyjskiej pisarki Diane Setterfield, znanej polskim czytelnikom z bestsellerowej „Trzynastej opowieści”. „Była sobie rzeka” to urzekająca, wielowymiarowa, pełna zagadek powieść, przesycona folklorem, tajemniczością i romantyzmem.

Akcja książki rozpoczyna się w noc zimowego przesilenia 1887 roku. Gospoda Pod Łabędziem, stojąca nad brzegiem Tamizy w Radcot, to wymarzone miejsce dla tych, którzy lubią snuć opowieści i którzy lubią tych opowieści słuchać – przy kuflu piwa, smacznym domowym posiłku i ogniu płonącym w kominku. Szczególnie w taką długą zimową noc jak ta…

Stali bywalcy właśnie umilają sobie czas kolejną historią, kiedy w drzwiach pojawia się ciężko ranny nieznajomy. W ramionach trzyma martwą dziewczynkę. Kiedy godzinę później dziecko zaczyna oddychać, nikt nie może w to uwierzyć. Cud? Czy magiczna sztuczka? Nauka zna już takie przypadki, ale wśród mieszkańców osiadłych nad brzegami Tamizy wciąż silniejsze są przesądy i wiara w gusła…

Ci, których praca i życie związane są z rzeką, przypuszczają, że w całym zdarzeniu rolę mógł odegrać legendarny Cichy – małomówny przewoźnik, który pomaga podróżnym przeprawiać się na drugi brzeg. Gdy zaginęła jego córka, porzucił wszystko, by ją odszukać. Kiedy w końcu jej ciało wydobyto z wody i pochowano, nie mógł się pogodzić z jej stratą. Wyruszył więc w zaświaty i sprowadził dziecko do domu, ale sam musiał na zawsze pozostać na rzece – i od tej pory pomaga ludziom wrócić do żywych lub bezpiecznie przedostać się do krainy umarłych.

Mieszkańcy nabrzeży prześcigają się w pomysłach, jak rozwiązać zagadkę dziewczynki, która umarła, a potem ożyła. Mijają jednak dni, a tajemnica wydaje się coraz bardziej nieprzenikniona. Ocalona z odmętów dziewczynka nie wypowiada ani słowa. A skoro okazuje się niema, to nie może odpowiedzieć na pytania: kim jest, skąd pochodzi i co stało się z jej bliskimi. W tej sprawie pojawia się coraz więcej pytań i wątpliwości.

Tymczasem trzy rodziny wyrażają chęć, by wziąć dziecko pod opiekę. Zrozpaczone zamożne małżeństwo Vaughanów widzi w dziewczynce utraconą dwa lata wcześniej córkę, która przepadła bez wieści uprowadzona przez nieznanych sprawców. Robert Armstrong, zamożny farmer, którego dorosły syn nie tylko wpadł w złe towarzystwo, ale też uwiódł i doprowadził do samobójczej śmierci porządną dziewczynę, pragnąłby zaopiekować się wnuczką. Lily, skromna i skryta gospodyni księdza, mieszkająca samotnie w chacie nad rzeką, rozpaczliwie chciałaby odzyskać utraconą przed laty siostrę, do której zaginięcia sama się przyczyniła… Każda z tych osób ma własną opowieść, której granice między rzeczywistością a fantazją są ulotne i rozlewają się czasami jak niekontrolowane wody rzeki. Czy zrozpaczone rodziny odzyskają wraz z pojawieniem się dziewczyny szczęście i upragniony spokój?

Autorka książki Diane Setterfield.

Historia opisana w powieści „Była sobie rzeka” wzięła swój początek z młodzieńczych spostrzeżeń autorki. „Gdy byłam bardzo młoda, w gazecie opisano historię amerykańskiego chłopca, który wpadł do bardzo zimnego jeziora i utonął. Wyciągnęli go martwego, a godzinę później on znowu żył. Ta historia bardzo mnie zafascynowała. Myślałam, że była niesamowita, ponieważ udowadniała – w końcu opisano ją w gazecie – że jeśli umrzesz, to możesz powrócić. Dopiero po wielu latach znalazłam podobną historię w innej gazecie. Kolejne małe dziecko, tym razem w Szkocji, wpadło do lodowatej rzeki, utonęło i ożyło. Ale w tym czasie miałam już 20 lat i sądzę, że gazeta wyjaśniła to naukowo (tzw. odruchem nurkowania u ssaków), więc w zasadzie odkryłam prawdziwą naturę tego zjawiska” – opowiada Diane Setterfield.

Oczywiście, skoro chce się napisać o dziecku, które tonie, to potrzebny jest akwen wodny. Rzeka w powieści stanowi nie tylko scenerię, jest też bohaterem i granicą pomiędzy naszym życiem a światem pozagrobowym. W wielu mitologiach i niemal w każdej kulturze woda oznacza kosmiczny prapoczątek, zalążek, narodziny życia i nieustanną zdolność do odradzania się. Tak jak płyną wody rzeki, tak płynie nieprzerwanie nasze życie w ciągle odnawialnym nurcie, biorąc początek ze źródła, aż po kres – ujście do bezmiaru oceanu, w inny wymiar istnienia. Rzeka jest symbolem narodzin, ale też śmierci, przejścia do innego świata. Rzeka łączy i dzieli, jest siedliskiem niezwykłych stworzeń i miejscem, w którym niejedno może się zdarzyć…

Pomysł, aby to właśnie nad Tamizą umiejscowić akcję książki, ma swoje źródło w wyprawie nad rzekę, którą jakieś dziesięć lat temu autorka urządziła sobie wspólnie z rodzicami. „Zdecydowaliśmy się, że pójdziemy na spacer wzdłuż Tamizy. Zawsze myślałam o rzece jako o pięknym, przyjemnym miejscu wypoczynku i uciechy. Po prostu kojarzyłam ją z byciem zrelaksowaną i spędzaniem cudownie czasu. Ale tego dnia padał deszcz, wiał wiatr, a stan rzeki był bardzo wysoki. I to był pierwszy raz, kiedy patrzyłam na rzekę i bałam się. To sprawiło, że pomyślałam o rzece w inny sposób. Potem poświęciłam dużo więcej uwagi jej nastrojom. Stałam się bardziej świadoma rzeki, jej mocy i tego, jak niebezpieczna może być” – komentuje pisarka.

Powieściowa historia o Cichym nie bez przyczyny przywodzi na myśl mityczne historie o Orfeuszu i Eurydyce czy Demeter i Persefonie – opowieści, w których krzyżują się światy żywych i umarłych, a ocalenie ukochanej osoby wymaga zejścia do podziemnego świata lub wysłania tam swojego emisariusza. Mity to właściwy trop w książce Setterfield, która toczy się niczym rzeka – raz spokojnie, raz burzliwie, splatając wątki niczym kolejne dopływy i dążąc do finału, który ułoży tę historię w klarowną całość, tak jak wody rzeki układają się w morzu, gdy wreszcie do niego uchodzą. Podobnie jak baśnie – i to skojarzenie jest tu na miejscu. Wszak mity, baśnie i ludowe bajki to opowieści, które przekazywano z pokolenia na pokolenie, snuto w różniących się niuansami wersjach. Baśniami tłumaczono świat, pouczano przez nie i dawano w nich przestrogi.

„Ludzie często mówią o mojej książce w kategoriach bajki, folkloru lub magii, a ja doskonale rozumiem, o co im chodzi. I mają rację, interesują mnie te rzeczy. Ale tak samo, a nawet bardziej staram się pisać o prawdziwych ludziach, prawdziwych relacjach i prawdziwym życiu” – dodaje Setterfield.

„Była sobie rzeka”, podobnie jak średniowieczne „Opowieści kanterberyjskie” Geoffreya Chaucera, renesansowy „Dekameron” Giovanniego Boccaccia czy oświeceniowy „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego, stanowi hołd złożony tradycji ustnej opowieści. Przez nawiązania literackie autorka składa także głęboki ukłon mistrzowi dziewiętnastowiecznej powieści angielskiej – Charlesowi Dickensowi. Wykreowane przez nią postacie dzieci, drobnych przestępców i bezwzględnych zbrodniarzy mogłyby śmiało pojawić się na kartach Dickensowskiego „Nicholasa Nickleby’ego” czy „Olivera Twista”. A tak mrocznej i misternie utkanej fabuły nie powstydziłyby się mistrzynie powieści gotyckiej Ann Radcliffe i Emily Brontë.

Książka „Była sobie rzeka” Diane Setterfield w przekładzie Izabeli Matuszewskiej ukaże się 11 marca nakładem Wydawnictwa Albatros.

[am]
na podst. mat. prasowe Agata Wiśniewska/Albatros, Goodreads, Waterstones

Tematy: , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi