„À propos niczego” – autobiografia Woody’ego Allena do kupienia w księgarniach

28 listopada 2020

Woody Allen od lat śmieszy, prowokuje i wzbudza kontrowersje. Znany jest głównie jako filmowiec, ale regularnie też sięga po pióro – nie tylko po to, by pisać scenariusze, ale też opowiadania i eseje. Tym razem dał się nakłonić na napisanie autobiografii. Książka nosi tytuł „À propos niczego” i ukazała się w Polsce nakładem Domu Wydawniczego Rebis.

Woody Allen otwarcie przyznaje, że woli pisać niż kręcić filmy, bo reżyserowanie to ciężka praca. „Przede wszystkim uważam się za pisarza, i to jest dobrodziejstwo, gdyż pisarz nie jest nigdy zależny od zatrudnienia, ale tworzy własne dzieła i wybiera czas pracy” – stwierdził w „À propos niczego”. „Lubię kręcić filmy, ale nie przejąłbym się, gdybym już żadnego nie wyreżyserował. Jeśli nikt ich nie wyprodukuje, z radością będę pisał sztuki. Jeśli nikt ich nie wystawi, zadowolę się pisaniem książek. Jeśli nikt ich nie wyda, będę z radością pisał do szuflady, przekonany, że jeśli ta literatura jest dobra, pewnego dnia zostanie odkryta i będzie czytana, ale jeśli te teksty są złe, to lepiej, żeby nikt ich nie zobaczył” – dodał.

W trwającej ponad sześć dekad karierze Woody Allen pisał dowcipy dla komików, sztuki dla teatru, scenariusze swoich filmów, opowiadania i eseje. Wydawało się więc tylko kwestią czasu, aż w końcu da się namówić na sięgnięcie do swoich wspomnień. „Od lat proszono mnie o napisanie autobiografii, ponieważ jestem w showbiznesie od 16. roku życia. (…) Zebrałem wiele doświadczeń, które ludzie chcieliby usłyszeć” – powiedział w wywiadzie dla gazety „Times of Israel”.

Po raz pierwszy o wydaniu autobiografii Allena głośno zrobiło się w 2003 roku, kiedy to wydawnictwo Penguin było bliskie podpisania umowy opiewającej na około 3 miliony dolarów za prawa do publikacji wspomnień w Stanach Zjednoczonych. Książka jednak nie powstała, na co wpływ mogły mieć zbyt wygórowane oczekiwania finansowe reżysera. Od tamtego czasu Allen wielokrotnie nadmieniał w wywiadach o spisaniu całej swojej historii. Wielbiciele jego filmów na oficjalną informację o premierze musieli jednak czekać aż do marca 2020 roku. Należący do Hachette imprint Grand Central Publishing ogłosił na początku marca, że autobiografia zatytułowana „À propos niczego” ukaże się w amerykańskich księgarniach 7 kwietnia, i wtedy zaczęły się schody.

W ostatnich latach, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, to nie jest najlepszy czas dla Woody’ego Allena. Wpływ na to mają oskarżenia o to, że na początku lat 90. miał molestować swoją adoptowaną córkę Dylan Farrow. Wprawdzie dwa niezależne śledztwa – jedno przeprowadzone przez Child Sexual Abuse Clinic w Yale-New Haven Hospital, a drugie przez Wydział Opieki Społecznej nad Dziećmi stanu Nowy Jork – wykazały, że dziewczynka nie była wykorzystywana seksualnie, to jednak w epoce #MeToo duża część środowiska filmowego i opinii publicznej stanęła po stronie Dylan i jej brata Ronana Farrowa, który w znacznym stopniu przyczynił się do ujawnienia afery z Harveyem Weinsteinem i nieustająco podtrzymuje zarzuty wobec Allena. Informacja o premierze „À propos niczego” spotkała się więc z reakcją 75 pracowników Grand Central Publishing, którzy zorganizowali strajk przeciwko publikacji autobiografii. Oburzenia nie kryła również rodzina Farrowów, ponieważ reportaż „Złap i ukręć łeb” Ronana ukazał się wcześniej w jednym z wydawnictw należących do Hachette. Dylan określiła zachowanie domu wydawniczego jako „całkowitą zdradę” jej brata, a sam Ronan zerwał umowę na kolejne książki.

W obliczu krytyki niecały tydzień później Hachette odwołało premierę autobiografii Allena. Zdaniem jednych był to jedyny słuszny krok, drudzy zaś uważali, że doszło do niepokojącego precedensu. Stephen King napisał: „Nie chodzi o niego, mam w dupie Allena. Martwi mnie to, komu następnemu nałożą kaganiec”. Na szczęście dla reżysera oraz jego miłośników szybko znalazł się inny wydawca.

Na publikację książki zdecydowała się kobieta. Była nią Jeanette Seaver z nieco mniejszej oficyny Arcade Publishing, która jest imprintem Skyhorse Publishing. Poruszyła niebo i ziemię, żeby skontaktować się z Allenem. Zaczęła starania w czwartek po południu, a w niedzielę siedziała już w mieszkaniu reżysera i podpisywała z nim umowę. Jeanette jest Francuzką, która od wielu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Wydawnictwo prowadziła wspólnie z mężem, Richardem Seaverem, który odegrał kluczową rolę w walce z cenzurą w Ameryce i przyczynił się do opublikowania na tamtejszym rynku dzieł m.in. Jeana Geneta, Samuela Becketta, Henry’ego Millera, Williama S. Burroughsa czy markiza de Sade’a. Od śmierci Richarda w 2009 roku wdowa kontynuuje jego misję.

„Byłam zbulwersowana, myśląc o tym, że solidny, posiadający dobrą reputację dom wydawniczy, taki jak Grand Central, porzucił tak ważnego autora. Zdałam sobie sprawę, że w Grand Central zrezygnowali z książki, ponieważ przed ich biurem wybuchły protesty. Dali się zastraszyć… co delikatnie mówiąc, było zaskakujące. To niedopuszczalne. Trzeba bronić wolności słowa” – powiedziała Jeanette Seaver w wywiadzie udzielonym „Book & Film Globe”. „Ja – podobnie jak mój mąż – od dziesięcioleci stoję na kulturowych barykadach, walcząc o zniesienie cenzury. Jestem teraz sama, bo zostałam wdową. Ale wciąż podnoszę sztandar wolności słowa i sprzeciwu wobec cenzury. (…) Zawsze znajdzie się wydawca, który się boi i zdecyduje się porzucić książkę. Ale zawsze znajdą się też ludzie tacy jak ja, którzy wstaną (…) i będą mieli odwagę opublikować coś, co dla innych ludzi było problematyczne. Wielcy artyści zasługują na to, by ich wysłuchać” – dodała.

W „À propos niczego” Allen z wrodzonym dystansem, ironią i gawędziarską lekkością opisuje całe swoje życie, począwszy od dzieciństwa na Brooklynie aż po ostatnie lata u boku Soon-Yi na Mahattanie. Bo jak wiele wojaży po świecie by nie odbył, kręcąc swoje filmy, wszystkie drogi ostatecznie prowadzą go zawsze do Nowego Jorku.

Młodość Allena przypominała częściowo to, co pokazał w filmie „Złote czasy radia”. Radioodbiornik w domu był włączony od momentu otwarcia przez domowników oczu do wieczora, kiedy wszyscy szli spać. Woody podkreśla, że nie doświadczył w życiu traum. Wychowywało go pod kloszem wiele zapatrzonych w niego ciotek, rodzice i kochający dziadkowie. Jak przystało na zwyczajnego chłopaka, nienawidził szkoły i kiedy tylko mógł wymigiwał się od zajęć, kochał za to sport, komiksy i dziewczęta. Z kolei miłość do filmów rozbudziła w nim starsza o pięć lat kuzynka Rita, z którą chodził regularnie do kina na seanse. „Kina znajdowały się na każdym rogu i nie było dnia, żeby nie leciało w nich coś wartego obejrzenia” – wspomina.

Reżyser przybliża nam początki swojej artystycznej drogi. Dzięki koledze ze szkoły podstawowej, który miał starszego brata, konferansjera i komika, młody Woody odkrył świat stand-upu. Przez rzucanie na lewo i prawo dowcipami nie raz nabawił się zresztą kłopotów. Jego matka regularnie musiała tłumaczyć się dyrekcji szkoły z niewybrednych żartów syna, zasłyszanych przypadkiem przez nauczycieli. Za czyjąś radą zaczął zapisywać wymyślone przez siebie teksty, pokazał je wujkowi, a ten poradził mu, żeby wysłał materiał do gazet. Debiut na łamach prasy utorował drogę do podjęcia kolejnych prac. Allen tworzył skecze dla ówczesnych gwiazd radia i telewizji, a w końcu sam zaczął występować na scenie, najpierw w małych klubach, a później w popularnych programach – w międzyczasie szkoląc swój warsztat scenarzysty i dramatopisarza. Propozycja pisania do filmu była więc tylko kwestią czasu.

Allen przywołuje wszystkie kamienie milowe swojej kariery – pierwsze próby dramaturgiczne, najważniejsze filmy. Jest przy tym bardzo krytyczny wobec własnych dokonań. Przyznaje, że „Manhattan” mu się nie podobał i „zdecydowanie nie spełnił oczekiwań”. Żałuje, że musiał wyciąć scenę z Vanessą Redgrave, podkreślając, że doszło do tego „nie z powodu jej gry”, ale jego „nieudolnego scenariopisarstwa”. Przy okazji może trochę rozczarować studentów uczelni filmowych, którym – we własnej opinii – nie ma nic wartościowego do zaoferowania. „Mój sposób filmowania jest leniwy, niezdyscyplinowany” – przyznaje szczerze.

W książce nie brak oczywiście tych najbardziej kontrowersyjnych szczegółów dotyczących życia osobistego Allena. Pisze o związkach z kobietami (pierwszą żoną Harlene Susan Rosen, a potem z Louise Lasser czy Diane Keaton). Duża część wspomnień poświęcona jest aferze związanej z Mią Farrow i Soon-Yi Previn, choć przyznaje, że nie ma złudzeń, by cokolwiek „zmieniło nastawienie innych”. Ujawnia również kulisy medialnych reakcji, jakie to wywołało, również tych najświeższych, z ostatnich lat. „Timothée (Chalamet – przyp. red.) oświadczył publicznie, że żałuje, iż u mnie zagrał, i że oddaje gażę na cele dobroczynne, ale przysiągł mojej siostrze, że musiał to zrobić, gdyż był nominowany do Oscara za ’Tamte dni, tamte noce’, i wraz z agentem uznali, że jeśli mnie potępi, będzie miał większe szanse na wygraną, więc tak zrobił” – twierdzi Allen.

Pojawiają się zarzuty, że w swojej książce Woody dość swobodnie pisze o urodzie niektórych aktorek i kto jak kto, ale on od podobnych komentarzy powinien się powstrzymać. Twórca „Śpiocha”, „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale boicie się zapytać” i „Zeliga” niezmiennie od lat pozostaje jednak sobą, nie uznając żadnych tematów tabu. W równie lekkim tonie żartuje: „Nie przetrwałbym tygodnia w obozie koncentracyjnym bez mojej gąbki do twarzy”. Dla kogo zatem jest autobiografia Allena? Oczywistością jest stwierdzenie, że dla tych, którzy podziwiają talent reżysera i lubią jego poczucie humoru.

Autobiografia „À propos niczego” Woody’ego Allena ukazała się w Polsce w przekładzie Mirosława P. Jabłońskiego.

Artur Maszota
rys. (1) Jeremy G. (Jayme Rose)/Flickr, fot. (2) Wikimedia Commons, (3) Gregory Wild-Smith/Flickr, (4) Universitat Pompeu Fabra/Flickr

Tematy: , , , , , , , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi