Ujawniono ostatnią wolę Edwarda Albeego: zniszczcie wszystkie moje nieukończone manuskrypty. Co zrobią wykonawcy testamentu?

6 lipca 2017


Dziennik „New York Times” ujawnił, że zmarły we wrześniu ubiegłego roku w wieku 88 lat wybitny amerykański dramaturg Edward Albee zostawił wykonawcom testamentu wyraźne instrukcje dotyczące tego, co mają zrobić z jego nieukończonymi manuskryptami. Wszystkie niekompletne dzieła powinny zostać zniszczone. Czy tak się jednak stanie? Przypadki z przeszłości pokazują, że różnie z tym bywa, czasem ze szkodą, czasem z pożytkiem dla literatury.

W testamencie podpisanym jeszcze w 2012 roku przez autora słynnego dramatu „Kto się boi Virginii Woolf?” czytamy: „Jeśli w momencie mojej śmierci pozostawię niekompletne manuskrypty, niniejszym nakazuję moim egzekutorom, aby zniszczyli te niekompletne manuskrypty”. Jak dalej informuje dokument, dopóki manuskrypty nie zostaną zniszczone, egzekutorzy powinni „traktować materiały wymienione tu do zniszczenia jako ściśle tajne i zagwarantować, że nie zostaną one skopiowane, udostępnione do celów naukowych lub krytycznych lub w jakikolwiek inny sposób upublicznione”.

Wydawać by się mogło, że testament wystarczająco jasno precyzuje prośbę dramaturga, sprawę komplikuje jednak przepis, zgodnie z którym to do wykonawców woli należy ustalenie, kiedy dany manuskrypt możemy uznać za niekompletny, a tym samym powinien zostać zniszczony. Na przykład nie wiadomo, czy obejmie to ostatnią wersję sztuki „Laying Egg”, nad którą Albee pracował pod koniec życia. Tekst był już w zasadzie ukończony, dwukrotnie planowano produkcję spektaklu w jednym z nowojorskich teatrów, ale dramaturg dwa razy wycofywał projekt, twierdząc, że dzieło nie jest jeszcze gotowe. Nawet jeśli egzekutorzy zniszczyliby manuskrypt, mogą istnieć inne kopie. Przynajmniej część sztuki posiada na przykład producentka broadwayowska Elizabeth Ireland McCann. Nie jest też do końca jasne, czy zapis w testamencie odnosi się także do wczesnych wersji już opublikowanych dzieł. Wszystko zależy od interpretacji zapisu.

Z racji tego, że Albee był gejem, nigdy nie miał żony ani dzieci czy bliskich krewnych, odpowiedzialni za wykonanie ostatniej woli są dwaj wieloletni przyjaciele dramaturga, księgowy Arnold Toren i projektant William Katz. Obaj za pośrednictwem rzecznika odrzucili prośbę gazety o komentarz. Trudno więc określić, czy jakiekolwiek manuskrypty zostały już zniszczone czy nie. Wiadomo jedynie, że egzekutorzy wykonali inne postanowienia testamentu. Na przykład sprzedali ponad 100 dzieł sztuki należących do dramaturga (pozyskane pieniądze zasilić miały konto fundacji imienia Albeego, która finansować będzie pobyty dla artystów w jego domu w Montauk).

Dali też dowód, że zamierzają respektować postawę autora, nawet jeśli miałoby to wywołać kontrowersje. Albee ściśle kontrolował produkcje spektakli na podstawie swych sztuk, często osobiście aprobując obsadę i reżysera. Idąc tym tropem, wykonawcy testamentu odmówili niedawno udzielenia zgody małemu teatrowi z Oregonu na wystawienie sztuki „Kto się boi Virginii Woolf?”, ponieważ producenci chcieli zatrudnić czarnoskórego aktora w drugoplanowej roli Nicka. Bohater ów zgodnie z intencjami Albeego miał być blondynem o niebieskich oczach, co miało nawiązywać do aryjskiej ideologii rasowej, i żadne argumenty twórców o chęci pogłębienia wymowy dzieła nie przekonały ich do zmiany zdania.

Wszystko więc wskazuje na to, że z podobną bezkompromisowością egzekutorzy potraktują zapis dotyczący zniszczenia nieukończonych manuskryptów. Badaczy twórczości Albeego z jednej strony wierne trzymanie się woli zmarłego rozczarowuje, bo każdy, nawet najmniejszy fragment szkicu daje wgląd w lepsze poznanie procesu twórczego autora. Z drugiej jednak strony, znając postawę dramaturga, mogli się tego spodziewać. Odpowiedź na pytanie, czy powinno się upubliczniać dzieła bez względu na intencje twórcy, od lat pozostaje nierozstrzygnięta, wzbudzając dużo emocji. Lista spadkobierców, którzy nie uszanowali woli zmarłego, jest długa. Eugene O’Neill chciał, żeby autobiograficzny „Zmierzch długiego dnia” opublikowano lub wystawiono dopiero 25 lat po jego śmierci. Wdowa zgodziła się już po 3 latach (dzięki czemu autor został pośmiertnie nagrodzony Pulitzerem). Z kolei Max Brod nie posłuchał Franza Kafki i nie spalił jego manuskryptów – decyzja ta odcisnęła piętno na całej XX-wiecznej literaturze, dając nam możliwość poznania niezapomnianych dzieł prekursora egzystencjalizmu. Z kolei nieuszanowanie woli Nabokova i publikacja nieukończonej i niedopracowanej powieści „Oryginał Laury” spotkała się z dużo chłodniejszym przyjęciem.

[am]
źródło: New York Times

Tematy: , , ,

Kategoria: newsy