„Szklany klosz” wznawiano pod prawdziwym nazwiskiem wbrew życzeniu Sylvii Plath?

22 stycznia 2013


Przyjaciółka pisarki Elizabeth Sigmund twierdzi, że Sylvia Plath nie chciała, aby jej autobiograficzna powieść „Szklany klosz” została opublikowana pod prawdziwym nazwiskiem, dopóki jej matka Aurelia Plath żyła.

Zdaniem Sigmund „Szklany klosz” został opublikowany pod pseudonimem Victoria Lucas, ponieważ Plath nie chciała zasmucić osób pojawiających się w książce, w tym matki pisarki, Aurelii, która zmarła dopiero w 1994 roku.

pierwsze wydanie „Szklanego klosza” opublikowane pod pseudonimem

W rozmowie z dziennikiem „The Guardian” Sigmund nie tylko oskarża byłego męża pisarki Teda Hughesa oraz jego siostrę Olwyn o nieuszanowanie woli zmarłej (powieść ukazała się pod nazwiskiem Plath już w 1966 roku, w zaledwie trzy lata po śmierci autorki), ale również celowe usunięcie z nowego wydania dedykacji dla niej oraz jej męża Davida, jaka znajdowała się w pierwszym wydaniu książki. Mieli to zrobić, ponieważ „nie chcieli, żeby ktoś znający Sylvię miał jakikolwiek kontakt z prasą”. Wprawdzie Sigmund otrzymała przeprosiny od dyrektora wydawnictwa Faber and Faber, tłumaczącego się, że redakcja nie zauważyła znajdującej się w książce dedykacji, jednak to nie przekonało kobiety. Dedykacja znajdowała się w „niespotykanym miejscu. Była bezpośrednio naprzeciwko rozdziału pierwszego. Nie można tego było przegapić”. W kolejnym liście dyrektor zapewnił również, że nie miał pojęcia o życzeniu autorki, a ?Szklany klosz? został opublikowany pod prawdziwym nazwiskiem za pozwoleniem Teda i Olwyn Hughesów.

Sigmund uważa, że Ted i Olwyn ukryli przed wydawnictwem życzenie Sylvii. Stanowisko, że Plath nie chciała publikować książki pod swoim nazwiskiem za życia matki popiera również Carl Rollyson, autor biografii „American Isis: The Life and Art of Sylvia Plath”.

Publikacji książki w takiej a nie innej formie broni Olwyn Hughes, mówiąc, że wznawianie publikacji pod pseudonimem nie miało sensu, ponieważ „każdy wydawał się wiedzieć, że Sylvia była autorem. Wszyscy jej przyjaciele wiedzieli”. Nikt nie byłby więc w stanie utrzymywać sekretu przez następne dekady.

85-latka sprawująca obecnie prawną opiekę nad spuścizną Plath skomentowała również kwestię samej dedykacji. „(Sigmund) myślała, że był to straszny spisek Teda. Nie wiem, o co chodziło. To było tylko przeoczenie Faber and Faber. Takie rzeczy się zdarzają przy publikacji” ? wyznała, dodając, że kobieta i jej mąż wcale nie byli szczególnie bliscy Plath. Autorka zadedykowała im książkę, bo nie chciała, żeby prasa poznała jej prawdziwych przyjaciół.

Wydawnictwo Faber and Faber oświadczyło z kolei, że nie posiada w swoich archiwach żadnych informacji, które potwierdzałyby, że Elizabeth Sigmund i jej mąż zostali celowo pominięci w dedykacji przy wznawianiu powieści.

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: newsy