Steven Galloway dostał odszkodowanie od pracodawcy za zniszczenie reputacji. Walka o odzyskanie dobrego imienia po niesłusznych oskarżeniach o gwałty wciąż trwa

13 czerwca 2018


Kanadyjski pisarz Steven Galloway, autor bestsellerowej powieści „Wiolonczelista z Sarajewa”, otrzymał 167 tysięcy dolarów odszkodowania za zniszczenie mu reputacji przez Uniwersytet Kolumbii Brytyjskiej, gdzie był zatrudniony. To pokłosie oskarżeń o napaści seksualne, które najprawdopodobniej są nieprawdziwe.

W ciągu ostatnich niespełna trzech lat życie Stevena Gallowaya, popularnego pisarza wydawanego i tłumaczonego na całym świecie, legło w gruzach. Ciągłe myśli samobójcze z powodu widma bankructwa, brak możliwości rozwoju kariery literackiej, a na dodatek opinia seksualnego drapieżcy i gwałciciela, która przylgnęła do niego po całej sprawie.

Oprócz tworzenia książek Galloway od lat zajmował się nauczaniem kreatywnego pisania na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej. Wielu opisywało go jako charyzmatycznego, popularnego i zabawnego wykładowcę, choć zdaniem niektórych potrafił też być wymagający i nieprzyjemny. W listopadzie 2015 roku uczelnia ogłosiła, że autor został zawieszony na stanowisku, ponieważ postawiono mu poważne zarzuty. W komunikacie nie podano, o co chodzi, ale media swoimi kanałami dowiedziały się, że przedmiotem sprawy jest zastraszanie, nękanie, molestowanie i napaści seksualne. Wydziałowe Stowarzyszenie broniące praw wykładowców skrytykowało decyzję o publikacji komunikatu jeszcze przed przeprowadzeniem śledztwa, twierdząc, że było to naruszenie prywatności Gallowaya. Jak napisała później Margaret Atwood, pisarza przedstawiono w taki sposób, jakby był on seryjnym gwałcicielem.

Główną oskarżającą była młoda kobieta o inicjałach MC. To, co z całą pewnością można potwierdzić, to fakt, że była ona studentką, a Galloway nawiązał z nią romans. Teraz już wiemy, choć do tej pory były to tajne informacje, że MC opisała w oskarżeniu trzy oddzielne przypadki napaści na tle seksualnym, których miał dopuścić się pisarz. Zarzuciła Gallowayowi duszenie i próbę gwałtu na pokładzie żaglówki, której był współwłaścicielem. To samo miał uczynić w swoim biurze po przyjęciu z okazji zakończenia semestru. W trzecim przypadku MC obudziła się późnym popołudniem na podłodze w szkolnym biurze pisarza w stanie kompletnego zdezorientowania, czym sugerowała, że w tym przypadku musiał ją odurzyć i zgwałcić. Kiedy otworzyła oczy, Galloway rzekomo oglądał mecz hokeja na swoim komputerze.

Uniwersytet zatrudnił do przeprowadzenia dochodzenia byłą sędzinę Sądu Najwyższego. Kiedy ujawniono, że prowadzone jest przeciwko niemu śledztwo, Galloway przebywał w Stanach Zjednoczonych z wykładami. Był w takim szoku, że koledzy wezwali do jego pokoju w hotelu policję, obawiając się, że może odebrać sobie życie. Przewieziono go do szpitala na obserwację. Po powrocie do kraju dostarczył sędzinie dowody, mające przemawiać za jego niewinnością: ponad 200 stron wiadomości tekstowych, które podważały wiarygodność historii przedstawionej przez MC. Na przykład kobieta powiedziała, że podczas incydentu na żaglówce myślała, że Galloway zamierza ją zabić i wyrzucić jej ciało za burtę. Tymczasem z smsów wynikało, że po całym zajściu omawiali wspólnie kolejne przyszłe wyjazdy. Co więcej, niedługo po trzech rzekomych incydentach para nawiązała dwuletni romans. MC nigdy temu nie zaprzeczyła, jednak tłumaczyła to formą syndromu sztokholmskiego określanego jako „traumatyczna więź”.

W 2013 roku Galloway zakończył romans. Twierdzi, że MC początkowo nie przyjęła tego dobrze, ale w końcu pozostali na koleżeńskiej stopie ? nawet okazjonalnie rozmawiali w szkole i przez telefon. W listopadzie 2015 roku MC zaczęła rozpowszechniać list absolwentki uczelni, która pisała o mało radykalnych posunięciach władz uczelni wobec studentów oskarżonych o napaści na tle seksualnym na Wydziale Historii. Sprawa miała być nawet przedmiotem dyskusji w telewizji. Galloway sądził, że MC chce powiedzieć władzom uniwersytetu o ich romansie, który zgodnie z przepisami uczelni powinien być zgłoszony. Zostawił więc jej kilka wiadomości na sekretarce, w tym jedną, w której oświadczył, że „weźmie odpowiedzialność” za ich związek. Miał jednak na myśli wspólny romans, a nie rzekome napaści seksualne. Tymczasem słowa te zostały później wykorzystane przeciwko niemu, jakoby przyznał się do zgwałcenia MC.

Sędzina miała wiele zastrzeżeń co do zarzutów, chociaż pilnowała, aby nigdy nie nazwać oskarżającej oszustką. Ostatecznie doszła do wniosku, że „w oparciu o bilans prawdopodobieństw” incydenty najwyraźniej się nie zdarzyły. Zignorowała również informacje o nękaniu i zastraszaniu uczniów, które złożyli oskarżyciele posiłkowi. Jedyny zarzut, który uznała za zasadny, to fakt, że Galloway miał romans z uczennicą swojego wydziału. Zgodnie z polityką uczelni jako wykładowca nie powinien wchodzić w takie relacje, a jeśli nawet już znalazł się w związku, należało to zgłosić przełożonym. To jedno uchybienie sprawiło, że uniwersytet postanowił zwolnić pisarza. Szczegóły śledztwa pozostały jednak tajne. Nie podano do wiadomości publicznej, że powodem rozwiązania umowy był romans. W zamieszczonym komunikacie wyjaśniono enigmatycznie, że „uchybienia”, których pisarz się dopuścił, „doprowadziły do nieodwracalnego naruszenia zaufania”. Wydziałowe Stowarzyszenie wniosło skargę na decyzję uczelni, ale w oczach opinii publicznej oznaczało to jedno: że jednak Galloway był winny zarzucanym mu czynom, o których prasa „nieoficjalnie” donosiła. Pod adresem pisarza spływał w sieci niekończący się potok inwektyw.

List w obronie Gallowaya podpisało wielu znanych autorów, w tym Yann Martel, Madeleine Thien (która nakazała uniwersytetowi przestać używać jej nazwiska do promocji uczelni) oraz Margaret Atwood. Ta ostatnia spotkała się zresztą z tego powodu z dużą krytyką, ponieważ śmiała porównać całe zajście do polowania na czarownice i innych epizodów w historii ludzkości, gdy o winie decydowało to, że wystarczyło, iż byłeś przez kogoś oskarżonym. „#MeToo jest symptomem zepsutego systemu prawnego. Zbyt często kobiety i inne osoby, które skarżyły się na molestowanie seksualne, nie mogły uzyskać uczciwego wysłuchania za pośrednictwem instytucji ? w tym struktur korporacyjnych ? dlatego wykorzystały nowe narzędzie: Internet. Gwiazdy spadły z nieba. Było to bardzo skuteczne i postrzegane jako silne przebudzenie. Ale co dalej? System prawny można naprawić, albo też nasze społeczeństwo może go zignorować. (…) Jeśli system prawny zostanie ominięty, ponieważ jest postrzegany jako nieskuteczny, co zajmie jego miejsce? Kim będą nowi arbitrzy? (…) Nie zaakceptujemy prawicy ani lewicy. W czasach skrajności wygrywają ekstremiści. Ich ideologia staje się religią, każdy, kto nie jest marionetką ich poglądów, jest postrzegany jako odstępca, heretyk lub zdrajca, a bycie umiarkowanie po środku zostaje unicestwione” ? pisała Atwood w długim felietonie opublikowanym w gazecie „The Globe and Mail”, nie bacząc na to, że z powodu stanięcia w obronie Gallowaya nazywa się ją „złą feministką”.

W czerwcu 2018 roku arbiter uznał, że uniwersytet w swych komunikatach naruszył prawa pisarza do prywatności, szkodząc jego reputacji. Dlatego zarządzono wypłacenie mu odszkodowania w wysokości 167 tysięcy dolarów. Jest to kwota nieporównanie większa od standardowych wypłat za naruszenie prywatności, które w Kanadzie wynoszą zazwyczaj od 500 do 10 tysięcy dolarów. Wątpliwe jednak, czy pieniądze pozwolą odzyskać spokój Gallowayowi.

W obszernej rozmowie opublikowanej na łamach „The Globe and Mail” pisarz wyznał, że był bliski próby samobójczej, kiedy znalazła go żona i zabrała do szpitala, bo bała się, że może zrobić sobie krzywdę. Cały czas przyjmuje antydepresanty. Nie jest w stanie pisać nowych powieści, którymi prawdopodobnie i tak żaden wydawca nie byłby zainteresowany, a znalezienie nowej pracy graniczy z niemożliwością. Utrzymanie domu spadło więc na żonę. „Prawdę mówiąc, wciąż powracają myśli samobójcze. Po prostu nie widzę dla siebie przyszłości. Próbuję. Walczę z tym. Ale to jest trudne” ? mówi. Medialny lincz, którego stał się ofiarą, określa jako „stan totalitarny, w którym wskazanie palcem automatycznie oznacza winę”. „To po prostu absurd, ale nawet dziś są ludzie, którzy mają odwagę powiedzieć, że mi się udało. Uszło mi to na sucho” ? wyznaje. Pisarz nie kwestionuje faktu, że romans z uczennicą nie powinien mieć miejsca: „To było nieetyczne i głupie. Ale przerodziło się w coś zupełnie innego i bardzo złego. Prawdopodobnie do końca życia będę za to płacił konsekwencje”.

[am]

Tematy: , , , ,

Kategoria: newsy