Sfingowana śmierć autorki romansów. Mąż kobiety przyznaje, że to był jego pomysł

28 lutego 2023

Mąż samopublikującej autorki romansów Susan Meachen przyznał, że to z jego inicjatywy w sieci zamieszczono informację o rzekomej samobójczej śmierci żony. Jak tłumaczy, podjął taką decyzję, ponieważ uznał, że zaangażowanie Susan w pisanie i relacje ze społecznością pisarską nie wpływały dobrze na jej zdrowie psychiczne.

„The New York Times” donosi, że po wyjściu na jaw sprawy sfingowanej śmierci do przyczepy, w której mieszka 47-letnia Susan Meachen, przyjechała policja, żeby porozmawiać z nią na ten temat. Jak twierdzi sama zainteresowana, nie postawiono jej żadnych zarzutów. Zapewniła funkcjonariuszy, że rodzina nie otrzymała znaczących datków po ogłoszeniu w internecie informacji o jej śmierci. Zaoferowała też śledczym dostęp do swoich kont bankowych, aby to udowodnić. Potwierdziła się również informacja, że za sfingowaniem śmierci stała najbliższa rodzina Susan, a konkretnie mąż Troy.

Wizyta policji to wynik afery, jaką Meachen wywołała w środowisku samopublikujących autorek romansów. Jesienią 2020 roku na profilu pisarki na Facebooku pojawił się post informujący o jej samobójstwie. Padły nawet sugestie, że Susan odebrała sobie życie w wyniku nienawistnych komentarzy innych autorek. Czytelniczki i koleżanki po piórze miały pomóc sfinansować koszty pogrzebu i wypromować ostatnią, wydaną pośmiertnie książkę. Ukazała się nawet antologia opowiadań w hołdzie dla zmarłej. Jakie było zaskoczenie wielu osób, gdy na początku 2023 roku Susan Meachen poinformowała na Facebooku, że żyje, jest „w dobrym miejscu” i ma zamiar wrócić do pisania, a jej rzekomą śmierć ogłosili bliscy po tym, gdy ona znalazła się w poważnym kryzysie psychicznym. Swój wpis zakończyła słowami „niech zabawa się zaczyna”, ale inne pisarki i czytelniczki nie były w nastroju do zabawy. Wiele osób poczuło się oszukanych i zgłosiło sprawę FBI oraz innym służbom, zarzucając Susan, że sfingowała własną śmierć, by sprzedać więcej książek i wyłudzić darowizny na rzekomy pogrzeb. Niektórzy nawet kwestionowali, czy pisarka rzeczywiście istnieje. W końcu ona sama i jej bliscy opowiedzieli dziennikarzom, jak sytuacja wyglądała z ich perspektywy.

Społeczność samopublikujących autorek romansów

Rodzina Meachen twierdzi, że społeczność internetowa związana z samopublikującymi autorkami romansów nie była dobrym miejscem dla Susan, u której wykryto chorobę afektywną dwubiegunową (diagnozę potwierdził za jej zgodą psychiatra). W „świat książek”, jak go nazywa, weszła w czasie, gdy długo przebywała sama. Jej mąż, kierowca ciężarówki, spędzał wtedy dni w trasach po kraju. Choć Susan rzuciła szkołę w dziewiątej klasie, zawsze uwielbiała czytać, szczególnie romanse. Sama też miała aspiracje literackie. Internetowa społeczność skupiona wokół tego typu książek była więc dla niej na początku objawieniem. Z czasem to się jednak zmieniło.

W ciągu następnych trzech lat Susan samodzielnie opublikowała 14 powieści i utrzymywała niemal stałą obecność w mediach społecznościowych. Choroba afektywna dwubiegunowa charakteryzuje się epizodami maniakalnymi i hipomaniakalnymi (skutkującymi nadmierną aktywnością), które mogą występować naprzemiennie z głęboką depresją. Obecność w wirtualnym świecie książek miała tylko pogarszać jej stan. Grupy samopublikujących pisarzy w najlepszym przypadku mogą być źródłem wsparcia dla innych, pomagać sobie przy projektowaniu okładek czy promocji książek, w najgorszym razie stają się jednak „epicentrami nieprzerwanego dramatu”, jak określiła to jedna z blogerek piszących o romansach. Susan twierdzi, że pisanie doprowadzało ją często do stanu maniakalnego, z kolei konflikty w mediach społecznościowych szargały nerwy. Wiedziała, że powinna zrezygnować z aktywności w sieci, ale to było „uzależnienie”. Za każdym razem, gdy próbowała się wylogować na dobre, jej telefon przesyłał kolejne powiadomienie.

Frustrację Susan potęgował fakt, że zapewne nie będzie w stanie utrzymać się z pisania. „Wielu ludzi wchodzi do tego biznesu, myśląc, że zarobią miliony, jak Stephen King czy James Patterson” – powiedziała Kimberly Grell, wirtualna koleżanka Susan i była samopublikująca autorka romansów, która porzuciła pisanie, aby zająć się sprzedażą biżuterii z koralików. Jak dodaje, w rzeczywistości jest to studnia bez dna, wrzucasz pieniądze, „mając nadzieję, że ktoś cię zauważy”.

Mąż Susan, Troy, powiedział, że zaczął postrzegać „świat książek” jako zagrożenie dla zdrowia żony. Przyznał, że kiedy wysyłała próbki swojej prozy innym autorom, otrzymywała często „naprawdę brutalne” odpowiedzi. Kiedy pisała, miała okresy manii. Zdarzało się, że gdy wracał do domu, to „mówiła jak postać z książki, jakby była osobą, którą opisywała”. Troy zaczął martwić się, że pozostawienie Susan samej w ciągu dnia może być zbyt niebezpieczne.

Odcięcie od sieci

Sytuacja osiągnęła punkt kulminacyjny jesienią 2020 roku. Rodzina miała za sobą kilka ciężkich tygodni. W sierpniu wezwano policję, ponieważ obawiano się, że Susan zrobi sobie krzywdę. Natomiast 10 września, gdy Troy był w trasie, ich córka, która pragnie zachować anonimowość, przyszła sprawdzić, co się dzieje z matką, i znalazła ją półprzytomną po zażyciu dużej dawki Xanaxu. Wtedy Troy poinstruował córkę, aby ogłosiła śmierć Susan na jej profilu w internecie. „Musieliśmy ją powstrzymać, kropka. Sama nie była w stanie tego zrobić. I nawet dziś biorę na siebie 100 procent winy, pochwał, jakkolwiek chcecie to nazwać” – mówi Troy.

Sama Susan nie uważała swojego powrotu „do żywych” za szczególnie wielką sprawę. Jej wpis wywołał jednak wściekłość – i to pomijając kwestie zbieranych na pogrzeb finansów. Niektóre samopublikujące autorki przez miesiące wyrzucały sobie, że nie zrobiły więcej, by uchronić koleżankę po piórze przed samobójstwem. Wobec części z nich pojawiły się zarzuty, że to ich krytyczne słowa doprowadziły do jej śmierci. Padają również oskarżenia, że Susan wcale nie odcięła się od sieci, tylko pod nową tożsamością śledziła poczynania społeczności i reakcje na jej rzekomą śmierć. Jedna z autorek romansów, Samantha A. Cole, zebrała na to dowody i przedstawiła je publicznie. Samo sfingowanie samobójstwa , określiła jako „nikczemne”, biorąc pod uwagę, jak wiele osób zmaga się z problemami psychicznymi.

Susan Meachen obserwowała, jak historia jej sfingowanej śmierci trafia na czołówki mediów w Grecji, Wielkiej Brytanii, Francji czy Polsce. Reporterzy z różnych krajów wysyłali do niej prośby o komentarz. O wszystkim dowiedzieli się też sąsiedzi, którzy do tej pory nie wiedzieli, że pisze pikantne romanse. Jak przyznaje, czuje wyrzuty sumienia z powodu czytelniczek, które opłakiwały jej samobójstwo. „Moralnie mogłam zrobić coś złego. Ale z prawnego punktu widzenia nic złego się nie stało” – mówi. Patrząc wstecz na całą historię, powiedziała, że żałuje wszystkiego, począwszy od wstąpienia do grup dla czytelniczek romansów. Na razie odłożyła na bok swoje plany wznowienia pisania książek. Społeczność samopublikujących autorek odwróciła się od niej plecami. Na dodatek ma inne zmartwienie: ktoś podszywa się pod nią w mediach społecznościowych i komentuje całą aferę.

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać ze specjalistą, zadzwoń pod bezpłatny numer alarmowy 112, Kryzysowy Telefon Zaufania pod nr 116 123, Młodzieżowy Telefon Zaufania pod nr 116 111 (czynny całą dobę) lub Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka: 800 121 212 (czynny całą dobę). Więcej kontaktów znajdziesz na stronie: www.pokonackryzys.pl.

[am]
źródło: New York Times, The Sun

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: newsy