Remigiusz Mróz publikował pod pseudonimem Ove Løgmansbø. Zainteresowanie wydawców debiutantem z zagranicy? Bez porównania większe

6 marca 2017


Jeśli myśleliście, że Remigiusz Mróz wydał w zeszłym roku bardzo dużo książek, to śpieszymy was poinformować, że było ich jeszcze więcej. Jak się okazuje, pisarz opublikował również dwie powieści pod skandynawsko brzmiącym pseudonimem, a prawdziwa tożsamość autora tych książek została ujawniona dopiero w minioną niedzielę w programie „Dzień Dobry TVN”.

Jest już powszechnie znanym faktem, że Remigiusz Mróz prześcignął w tempie pisania Andrzeja Pilipiuka. Dowodzą tego chociażby zeszłoroczne liczby. Pochodzący z Opola pisarz w ciągu dwunastu miesięcy opublikował pod własnym nazwiskiem osiem powieści. Teraz dowiadujemy się, że trzeba doliczyć do tego jeszcze dwa tytuły wydane pod pseudonimem, co daje razem niemalże taki sam wynik, jaki James Patterson osiąga z całym zastępem ghostwriterów.

W marcu 2016 roku nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego zadebiutował niejaki Ove Løgmansbø. W notce biograficznej mogliśmy przeczytać, że autor pochodzi z Wysp Owczych, ale jego matka jest Polką. Kiedy więc przyszło do podjęcia decyzji, w jakim języku chce opublikować swoją pierwszą powieść, wybrał polski, tym bardziej że – jak twierdził Ove – na zamieszkałych przez 50 tysięcy Fererczyków Wyspach publikuje się niewiele rodzimych książek.

„Enklawa” ukazała się w serii kryminalnej „Ślady zbrodni”, w której wydano już w Polsce powieści Jo Nesbø, zresztą – w podobnej szacie graficznej. Na kartach książki czytelnicy mogli przekonać się, że pozornie spokojne miasteczko Vestmanna kryje w rzeczywistości mroczne sekrety, które dowodzą, że Wyspy Owcze wcale nie są tak bezpieczną enklawą, jak mogłoby się wydawać. Siedem miesięcy później czytelnicy mogli zapoznać się z drugą powieścią autora rozgrywającą się w Vestmannie pt. „Połów”. Tytuł odnosił się do urządzanego tam co roku połowu grindwali i ukazywał kolejną makabryczną zagadkę, którą tym razem próbowała rozwiązać duńska policjantka.

Takie zdjęcie autora zamieszczono na okładce książki.

Książki spotkały się z zainteresowaniem miłośników skandynawskim kryminałów, niektórzy nawet zaczęli pogłębiać wiedzę o regionie, w którym rozgrywa się ich akcja. Za to z rezerwą wypowiadali się o autorze ci, którzy Wyspy Owcze dobrze znali. Mieszkająca w Klaksvik Kinga Eysturland pisała w swojej recenzji, że „gdyby 'Enklawa’ ukazała się w języku farerskim, podczas lektury Farerczycy niejednokrotnie wybałuszaliby oczy ze zdumienia”, ponieważ „warstwa faktograficzna woła o pomstę do nieba”. To „silnie nadwątliło” jej wiarę w polsko-farerskie korzenie autora. Jak się okazało, obawy były w pełni uzasadnione, bowiem pod pseudonimem Ove Løgmansbø kryje się Remigiusz Mróz. Informację tę ujawniono w niedzielnym wydaniu „Dzień Dobry TVN”, tuż przed premierą trzeciej części serii o miasteczku Vestmanna zatytułowanej „Prom”.

Mróz przyznaje, że motywacją do napisania trylogii osadzonej w takiej, a nie innej scenerii był artykuł szkockiego pisarza Craiga Robertsona, który radził, aby nigdy nie umieszczać akcji na Wyspach Owczych, ponieważ zbrodnia właściwie tam nie występuje, więc stworzenie intrygi kryminalnej graniczyłoby z cudem. „Brzmi jak pisarskie wyzwanie, prawda? I właśnie w ten sposób to potraktowałem” – pisze Mróz.

Jak autor wyjawia, aby dobrze wczuć się w rolę, przeczytał po polsku i po angielsku wszystko, co udało mu się znaleźć na temat Wysp, oglądał zdjęcia i filmiki w Internecie, słuchał tamtejszych rozgłośni i oglądał programy telewizyjne. „Research nie sprawił, że dowiedziałem się wszystkiego, wiele niuansów (a także tych ważnych spraw) mi umknęło” – przyznaje. „Wydawało mi się, że jeśli stworzę Farera, a nie Polaka, nikt nie dojdzie prawdy – autor będzie wszak mieszkał na tak odległym archipelagu, że nie sposób będzie zweryfikować, czy jest tam naprawdę. Nie wziąłem jednak pod uwagę tego, że na miejscu znajdą się osoby, które rozpoczną śledztwo… i będą wnikliwe bardziej niż Chyłka i Forst razem wzięci”.

Mróz przyznaje, że zdecydował się na opublikowanie książek pod pseudonimem, biorąc za wzór Stephena Kinga i J.K. Rowling, którzy albo chcieli się sprawdzić w innym gatunku bez obciążenia znanym nazwiskiem (tak było z Rowling wydającą jako Robert Galbraith), albo też opublikować więcej tytułów, niż wydawcy byli w stanie przyjąć (tak zrobił King, publikując jako Richard Bachman). Przypadek Mroza bardziej jednak przypomina polskich autorów z początku lat 90., którzy publikowali pod anglojęzycznymi pseudonimami, ponieważ pisarze anglosascy cieszyli się wówczas ogromnym powodzeniem, nawet jeśli w rodzimych krajach nie byli szczególnie znani. Obecnie podobnie jest z kryminałami skandynawskimi. Świadczyć może o tym fakt, że kiedy Mróz opatrzył tekst odpowiednio brzmiącym nazwiskiem i wysłał do wydawców jako anonimowy debiutant, zainteresowanie było „bez porównania” większe. „Po pół godzinie było już kilka ofert dla debiutanta” – pisze Mróz.

[am]
fot. Remigiusz Mróz

Tematy: , , , ,

Kategoria: newsy