Niemieckie gazety pozwane za wzmiankę o pirackiej stronie z e-bookami

11 września 2013

pozew o nazwę strony pirackiej dla niemieckich gazet
Grupa niemieckich wydawców złożyła w sądzie pozew przeciwko gazetom ?Die Zeit? i ?Der Taggespiegel?. Obie wspomniały na swoich łamach nazwę strony internetowej, która udostępnia nielegalnie e-booki. Wydawcy uważają, że nawet wzmiankowanie nazwy portalu to robienie reklamy piratom, a zatem wspomaganie popełnianych przez nich przestępstw.

A wszystko za sprawą wywiadu z przedstawicielem strony, który ukazał się pod koniec sierpnia w ?Der Taggespiegel?, a ?Die Zeit? go przedrukował. „Publikacja nazwy strony i jej internetowego adresu natychmiast sprawiła, że szeroka masa czytelników stała się świadoma jej istnienia” – twierdzą w pozwie niemieccy wydawcy, dodając, że zamieszczony w gazetach wywiad jest formą reklamy usług oferowanych przez piratów.

Jeszcze do niedawna jedynie wtajemniczeni znali nazwę TorBoox. Choć liczba owych wtajemniczonych wcale nie jest mała. Przedstawiciel portalu w wywiadzie, który stał się źródłem kłopotów gazet, twierdzi, że z TorBoox ściąganych jest miesięcznie 1,5 miliona e-booków! I porównuje swoją witrynę do Amazona.

Kiedy portal TorrentFreak zwrócił się do administratora pirackiej strony z zapytaniem, co sądzi o pozwie, ten „sprzedał” prawdziwą bombę, mówiąc, że pełen adres URL ich strony znaleziono również na… publikowanym on-line magazynie Niemieckiego Stowarzyszenia Wydawców Książek. Przy okazji podkreślił, że nie boi się konsekwencji: „Praktycznie nie można nas ścigać. Nasze serwery są ukryte. Adres publiczny to proxy [serwer pośredni – przyp. red.]. Można go usunąć, ale mamy drugi, żeby go zastąpić. A międzynarodowy wyrok sądowy będzie kosztował więcej niż zmiana proxy. Dlatego tak niewiele się robi, żeby zdjąć naszą stronę. To kwestia finansów.” Zdradza też zamiar rozszerzenia oferty poza granice Niemiec: „Szykujemy się otworzyć naszą stronę we wszystkich językach. To nasza wizja przyszłości.”

Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że reakcja niemieckich wydawców jest niewspółmierna do skali procederu, skoro rynek książki elektronicznej w 2012 roku stanowił zaledwie 2,4 procent sprzedaży wszystkich książek. Jednak jeśli przechwałki TorBoox są prawdziwe, to znaczy, że wyniki zebrane z oficjalnych źródeł nie są adekwatne do rzeczywistego stanu rzeczy. Tym bardziej, że piracka strona również nie oferuje e-booków za darmo: trzeba wpierw uiścić niewysoki miesięczny abonament.

Pojawiają się jednak i inne obawy: czy zakaz wspominania nazwy pirackich stron nie jest przypadkiem cenzurą i utrudnianiem pracy dziennikarzom na całym świecie?

fot. Open Clip Art Library

Tematy: , , , ,

Kategoria: newsy