Google pozwane za wewnętrzną politykę poufności. Pracownicy nie mogą m.in. swobodnie pisać powieści, w których bohater pracowałby w firmie

23 grudnia 2016


Pragnący zachować anonimowość menedżer produktu pracujący w Google pozwał firmę za jej wewnętrzną politykę poufności, która zgodnie z twierdzeniami mężczyzny narusza kalifornijskie prawo pracy. Google zostało oskarżone m.in. o to, że pracownicy nie mogą swobodnie pisać powieści, w których bohater pracowałby w siedzibie korporacji w Dolinie Krzemowej.

Zgodnie z pozwem polityka poufności stosowana przez Google wobec pracowników zabrania im omawiania warunków pracy z innymi pracownikami, rozmawiania o firmie i jej produktach z prasą, z rządem lub kimkolwiek innym, kto tylko mógłby przyjść im na myśl, nie mogą też dzielić się opiniami na ten temat w Internecie. Gigant wdrożył budzący obiekcje pozywającego program „Stop Przeciekom” mający zachęcać pracowników do zgłaszania przełożonym przy pomocy wewnętrznej strony internetowej nazwisk kolegów, co do których mają podejrzenie, że mogli dopuścić się wycieku informacji poza firmę. Pracownikom zabrania się również wykorzystywania umiejętności nabytych podczas pracy w Google na stanowisku w kolejnym przedsiębiorstwie. I choć przypomina to zasady stosowane przez wiele korporacji, to jednak Google wymaga podobnej poufności również wtedy, gdyby firma łamała prawo. Pracownik nie mógłby nawet skonsultować się z doradcami pracowniczymi w tej sprawie. W regulaminie Google znalazł się na przykład taki zapis: „unikać wypowiedzi, z których wynika lub może wynikać, że Google albo Googlersi działają 'nielegalnie’ lub 'niedbale’, 'naruszyli prawo’, powinni lub mogliby być 'odpowiedzialni’ za cokolwiek, a także innych, które mają znaczenie prawne”. Albo taki: „Nie wysyłaj e-maila, który mówi: 'myślę, że złamaliśmy prawo’ albo 'myślę, że naruszyliśmy umowę'”.

Nas, z uwagi na podejmowaną przez Booklips.pl tematykę, szczególnie zainteresował inny fragment regulaminu. Otóż pracownicy Google nie mogą również swobodnie tworzyć fikcji literackiej, gdy ma ona jakikolwiek związek z tym internetowym gigantem. Jeśli na przykład bohater powieści miałby pracować w siedzibie korporacji w Dolinie Krzemowej, to autor powinien wpierw udać się do szefostwa i otrzymać zgodę na pisanie takiej powieści, a później przedstawić do zatwierdzenia gotowy manuskrypt.

Firma Google uważa pozew za bezpodstawny. W oświadczeniu przesłanym redakcji „The Guardian” pisze: „Jesteśmy bardzo zaangażowani w wewnętrzną kulturę otwartości, co oznacza, że często dzielimy się z pracownikami szczegółami dotyczącymi nowych produktów i poufnymi informacjami biznesowymi. Przejrzystość jest ogromną częścią naszej kultury. Wymogi poufności wobec naszych pracowników zostały tak stworzone w celu ochrony poufnych informacji biznesowych, a nie by zapobiec ujawnianiu przez pracowników warunków zatrudnienia lub niepokojów związanych z miejscem pracy”.

Decyzja co do słuszności pozwu jest teraz w rękach kalifornijskiego sądu. Jeśli pracownik wygra, Google może zapłacić grzywnę w wysokości nawet do 4 miliardów dolarów (75% wartości kary bierze stan, reszta kwoty zostałaby podzielona pomiędzy pracowników Google). Pozywający twierdzi również, że został fałszywie oskarżony o przeciek informacji do mediów. Jak przypuszczamy, mógł to być jeden z powodów, dla których zdecydował się wytoczyć działa przeciwko firmie.

Jak sądzicie, czy pracodawca powinien mieć prawo do kontrolowania twórczości pracownika, jeśli ta w jakiś sposób dotyczy przedsiębiorstwa?

[aw,am]
fot. Niharb/Flickr
źródło: The Guardian, Android Authority

Tematy: , ,

Kategoria: newsy