George R.R. Martin nie dotrzymał kolejnego terminu ukończenia „Wichrów zimy”. Cierpliwość fanów wystawia na próbę też Patrick Rothfuss

30 lipca 2020

Z końcem lipca mija termin, który George R.R. Martin wyznaczył sobie na ukończenie „Wichrów zimy”, szóstego tomu sagi „Pieśń lodu i ognia”. Fani postanowili przypomnieć pisarzowi o deklaracji, którą złożył, na wypadek, gdyby nie wywiązał się z obietnicy napisania książki do tego czasu.

W maju 2019 roku linie lotnicze Air New Zealand nagrały publiczne zaproszenie dla George?a R.R. Martina, proponując autorowi, by przyleciał na ich koszt do Nowej Zelandii, gdzie będzie mógł zająć się na spokojnie kończeniem „Wichrów zimy”. Pisarz odpowiedział wtedy, że do odwiedzenia wysp nie trzeba go nakłaniać, biletu jednak nie przyjął, twierdząc, że bardziej przydałby się innym pisarzom i fanom, którzy chcieliby udać się na odbywający się w 2020 roku w Nowej Zelandii konwent Worldcon. Przy okazji zdradził, że sam również wybiera się na to wydarzenie, by jako mistrz ceremonii uczestniczyć w rozdaniu Nagród Hugo.

Przy okazji złożył następującą deklarację: „Jeżeli przyjeżdżając do Nowej Zelandii na Worldcon, nie będę miał w ręce 'Wichrów zimy’, to macie tu moje oficjalne pisemne pozwolenie na uwięzienie mnie w małej chatce na Wyspie White, z widokiem na to jezioro kwasu siarkowego, aż nie skończę pisać. Dopóki gryzące opary nie zepsują mojego starego edytora tekstu w DOS-ie, poradzę sobie”.

Od tego czasu wiele się wydarzyło. Nadeszła pandemia koronawirusa i związana z nią izolacja, która sprawiła, że Martin odciął się od świata i ? jak sam przyznał na blogu ? pisanie szło mu dobrze. Worldcon w tradycyjnej formie nie mógł się odbyć, więc Martin nie poleciał do Nowej Zelandii, ponieważ cały konwent, włącznie z nagrodami Hugo, odbywa się wirtualnie. Niemniej samo wydarzenie jest, a „Wichrów zimy” jak nie było, tak nie ma. Fani zaczęli więc przypominać w mediach społecznościowych, że autor powinien już pakować się na Wyspę White.

Ostatnie informacje na temat postępów prac Martin zamieścił na blogu 23 czerwca. „Wczoraj ukończyłem nowy rozdział, poprzedni trzy dni temu, jeszcze wcześniejszy w ubiegłym tygodniu. Ale nie, nie oznacza to, że książka zostanie jutro ukończona lub opublikowana za tydzień. To będzie olbrzymia książka, a przed nami jeszcze długa droga” ? pisał wówczas.

Zapowiedzi o „długiej drodze” muszą wystawiać na próbę cierpliwość fanów, którzy najpierw dali wiarę zapewnieniom o 2017 roku, potem miał być 2018, 2019, 2020 rok i tak dalej. Z jednej strony można zrozumieć wypowiedź Neila Gaimana, który powiedział kiedyś, że George R.R. Martin nie jest niczyją dziwką. Dodał też, że pisarz nie przypominają maszyn, które wyprodukują kolejny produkt w takim samym czasie.

Można też jednak zrozumieć czytelników, którym zdarza się pisać w Internecie takie komentarze: „Autorzy fantasy to demony, które zostały umieszczone na tej ziemi, aby pożreć twoją duszę i wyssać z ciebie życie, podczas gdy ty czekasz niekończące się lata na następną część”. Problem bierze się z tego, że większość twórców fantasy pisze długie sagi, osoby zaczynające lekturę książki otrzymują więc w zasadzie tylko fragment historii, którą pisarz niekoniecznie zdąży ukończyć przed śmiercią (tak było w przypadku Roberta Jordana i jego „Koła czasu”).

Podobną cierpliwość, co do Martina, czytelnicy muszą wykazać chociażby w stosunku do Patricka Rothfussa. W 2007 roku stał się sensacją w świecie fantastyki, publikując powieść „Imię wiatru”, która stanowiła pierwszy tom trylogii „Kroniki Królobójcy”. Tom drugi, „Strach mędrca”, ukazał się w 2011 roku i od tego czasu fani czekają na ostatnią część zatytułowaną roboczo „The Doors of Stone”, coraz głośniej i dobitniej dając wyraz swojemu niezadowoleniu.

Na takich portalach jak Goodreads pojawia się negatywne oceny książek, które nie dotyczą treści. „Zniechęcam każdego do czytania tej serii tylko z tego powodu, że nie wierzę już, iż kiedykolwiek dobiegnie końca” ? to tylko jeden z nich. Nie brak również niecenzuralnych wpisów i takich z zapewnieniami, że ich autorzy następnej książki nie kupią, a co najwyżej ściągną nielegalnie. Nerwy puściły nawet redaktorce Rothfussa, Betsy Wollheim, bo niektórzy czytelnicy wysnuwali teorie, że to może przedłużający się proces redagowania powieści jest przyczyną, że wciąż nie mogą się doczekać premiery. Redaktorka w serii komentarzy na Facebooku napisała, że „ma dość”, przy okazji oświadczyła, co myśli o postawie pisarza, przyznała, że nie widziała na oczy choćby jednego słowa z trzeciej części i nie sądzi, żeby autor cokolwiek napisał przez ostatnie sześć lat.

Wywieranie presji na autorów nie wydaje się dobrym rozwiązaniem, które przyśpieszy proces stworzenia dobrej książki. Co jednak mają zrobić ci, którzy niecierpliwią się w oczekiwaniu na kolejny tom ulubionego cyklu? Może dla własnego zdrowia powinni zastosować się do rady jednego z internautów: „Nigdy nie zaczynaj czytać serii fantasy, jeżeli wszystkie jej tomy nie zostały jeszcze wydane”.

[am]

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: newsy