Christopher Tolkien nie będzie już opiekował się spuścizną swojego ojca. Śródziemie czeka komercjalizacja na miarę „Gwiezdnych wojen”?

16 listopada 2017


93-letni Christopher Tolkien, syn J.R.R. Tolkiena, zrezygnował z funkcji dyrektora funduszu powierniczego zajmującego się opieką nad spuścizną literacką słynnego pisarza. Czy to oznacza, że Śródziemie czeka komercjalizacja na miarę „Gwiezdnych wojen”?

Przejście Christophera Tolkiena na emeryturę to koniec pewnej epoki. Od lat zajmował się nie tylko opieką nad dorobkiem zmarłego w 1973 roku pisarza, ale też opracowywaniem i redakcją niewydanych przez niego manuskryptów. To on (z pomocą Guya Gavriela Kaya) dokończył i wydał „Silmarillion”, następnie zebrał i zredagował „Niedokończone opowieści” oraz skompilował wielotomową „Historię Śródziemia”. Ostatnią z jego prac była epicka opowieść „Beren i Lúthien” drobiazgowo odtworzona z rękopisów Tolkiena i po raz pierwszy przedstawiona jako zwarty samodzielny tekst. Już czytelnicy tej książki mogli przypuszczać, co się święci, gdyż Christopher Tolkien informował w przedmowie, że tym tomem kończy pracę nad długą serią pism ojca. Teraz dowiadujemy się, że z dniem 31 sierpnia przestał pełnić funkcję dyrektora funduszu powierniczego Tolkien Estate zajmującego się spuścizną J.R.R. Tolkiena.

Decyzja Christopera niesie ze sobą konsekwencje, które jednych ucieszą, a innych zasmucą. Starał się bowiem strzec dorobek ojca przed nadmierną komercjalizacją. Nie w smak były mu m.in. automaty jednoręki bandyta z podobiznami postaci z „Władcy Pierścieni”. Krytycznie wypowiadał się również o obydwu trylogiach wyreżyserowanych przez Petera Jacksona (warto w tym miejscu przypomnieć, że prawa do ekranizacji „Hobbita” i „Władcy…” oraz produkcji gadżetów nawiązujących do tych książek sprzedał jeszcze w 1969 roku sam J.R.R. Tolkien, potrzebując pieniędzy na opłacenie podatku, nieświadomy, jakich komplikacji umowa przysporzy w przyszłości jego potomkom). Christopher twardo stał na stanowisku, że nie pozwoli, aby podobny los spotkał inne dzieło ojca – „Silmarillion” i nie dał się skusić astronomicznym kwotom proponowanym przez producentów. Jak napisał na Twitterze badacz twórczości Tolkiena, Michael Martinez, wraz z przejściem syna pisarza na emeryturę, wkrótce może rozpocząć się licencyjne „szaleństwo”, bowiem nowy dyrektor funduszu powierniczego zapewne nie będzie aż tak restrykcyjny, przez co Śródziemie czeka komercjalizacja na miarę „Gwiezdnych wojen”.

Pierwszy zwiastun zmian już mamy. Amazon uzyskał – podobno za kwotę około 250 milionów dolarów – prawa do serialowej ekranizacji „Władcy Pierścieni”. Z udostępnionych informacji wynika, że w wielosezonową produkcję zaangażowany będzie też fundusz powierniczy Tolkien Estate. Wysokobudżetowa adaptacja ma zawierać także wątki poprzedzające „Drużynę Pierścienia”, aczkolwiek właściciele praw narzucili pewne twórcze ograniczenia dotyczące tego, co można, a czego nie można pokazać w serialu. „Silmarillion” najpewniej znajduje się na razie poza zasięgiem producentów, gdyż Christopher Tolkien może posiadać część osobistych praw autorskich do tej książki, a więc będzie chronił jej do śmierci. Co się stanie później? Można tylko się domyślać.

Dla jednych wieści o działaniach funduszu powierniczego pod nowym zarządem będą powodem do radości. Oto bowiem jest szansa, że czeka nas zalew filmowych projektów na miarę „Gwiezdnych wojen”, a może nawet książek i niekończącej się linii gadżetów. Drugich z kolei nachodzą obawy, czy baśniowe Śródziemie nie przemieni się w kolejną maszynkę do robienia pieniędzy, gdzie wartości artystyczne schodzą zupełnie na drugi plan podporządkowany jedynie wykresom księgowych.

[am]
fot. François Deladerrière / The Tolkien Estate
źródło: OneRing, Tolkien Society, Wikipedia, Deadline, ScreenRant

Tematy: , , , , ,

Kategoria: newsy