Tak wyglądają bohaterowie „Elegii dla bidoków”. Zaglądamy do rodzinnego albumu J.D. Vance’a

29 marca 2018


W opublikowanej nakładem wydawnictwa Marginesy książce wspomnieniowej „Elegia dla bidoków” J.D. Vance opisał swoje dorastanie w umierającym miasteczku w „pasie rdzy” na Środkowym Zachodzie USA. Bezrobocie, uzależnienie od alkoholu i narkotyków, rozbita rodzina – to problemy, z którymi musiał zmierzyć się w swoim domu nie tylko autor, ale również wielu innych ubogich mieszkańców Appalachów. Książka J.D. Vance’a na długo pozostaje w pamięci. Dla tych, którzy chcieliby lepiej poznać bohaterów opisanych na jej kartach, przygotowaliśmy nie lada gratkę – zdjęcia pochodzące głównie z rodzinnego archiwum autora. Zapraszamy na gościnę u bidoków – określenia tego (po ang. hillbilies) ludzie z gór we wschodnim Kentucky sami używają wobec siebie.

1. Mamaw i Papaw, czyli dziadkowie autora, pochodzili z liczącego około sześciu tysięcy mieszkańców miasteczka Jackson w stanie Kentucky. „W sumie miastem nazywa się je trochę na wyrost: jest tu sąd, parę restauracji(…), do tego kilka większych i mniejszych sklepów. Większość ludzi mieszka wśród wzgórz, między którymi biegnie droga stanowa numer 15” – pisze J.D. Vance. Na zdjęciach poniżej: centrum Jackson w 1940 i 1941 roku.

2. Ludzi mieszkających w Jackson autor opisuje tak: „witają się z każdym, chętnie porzucą nawet ulubione rozrywki, by pomóc nieznajomemu wydostać auto z zaspy, i – co do jednego – zatrzymają samochód, wysiądą i staną na baczność za każdym razem, kiedy zobaczą przejeżdżający kondukt pogrzebowy”. Na zdjęciu poniżej: mieszkańcy Jackson wymieniają nowinki przed sądem w dniu rozprawy.

3. Krewni Vance’a, podobnie jak wszyscy w hrabstwie, byli krewcy i przejawiali bojowe nastawienie. „Być może ten i ów dojdzie do wniosku, że wywodzę się z rodziny pomyleńców” – pisze o swoich bliskich autor. „Owszem, zachowywali się ekstremalnie, ale ta skrajność służyła godnej sprawie – obrona honoru siostry, czy zagwarantowanie, że zbrodniarz zapłaci za swój czyn”. Na zdjęciu poniżej: Mamaw wraz z rodzeństwem i rodzicami.

4. Mamaw była kobietą z temperamentem, na dodatek uzbrojoną po zęby. W domu trzymała dziewiętnaście sztuk broni, co rodzina odkryła z zaskoczeniem dopiero po jej śmierci. „Wedle rodzinnych legend Mamaw raz o mało co zabiłaby faceta. Kiedy miała może dwanaście lat, wyszła raz na dwór i widzi, a tu dwaj tacy ładują rodzinną krowę – cenny dobytek w świecie pozbawionym wody bieżącej – na pakę półciężarówki. No to wbiegła do domu, złapała za sztucer i wygarnęła do nich parę razy. Jeden zwalił się na ziemię – skutek postrzału w nogę, a drugi wskoczył za kierownicę i nawiał z piskiem opon. (…) Na pierwsze potwierdzone zabójstwo Mamaw musiała jeszcze poczekać” – wspomina autor.

5. Dziadkowie J.D. Vance’a nawiązali romans, gdy Mamaw miała trzynaście lat, a Papaw – szesnaście. Na zdjęciu poniżej: młodzi Mamaw i Papaw.

6. „Mamaw miała swoje marzenia, ale nigdy nie dostała szansy, aby je zrealizować. Najbardziej na świecie kochała dzieci(…). Marzeniem Mamaw było przekucie tej troski na pracę adwokata do spraw dzieci – bycie głosem tych, którzy głosu nie mieli. Nigdy nie zrobiła nic w tym kierunku, być może dlatego, że nie wiedziała, czego trzeba, by zostać adwokatem. Nie zaliczyła ani dnia w szkole średniej. Urodziła i pochowała dziecko, zanim mogła zdobyć prawo jazdy” – pisze o swojej babci J.D. Vance. Na zdjęciu poniżej: Mamaw w młodości i w podeszłym wieku.

7. W latach 40. XX wieku dziadkowie autora przenieśli się do Middletown w stanie Ohio, prężnie rozwijającego się miasteczka, w którym jak grzyby po deszczu wyrastały nowe fabryki. „Papaw wiedział to już za młodu: jeśli bidok chciał do czegoś dojść, najlepiej było na początek odejść z gór” – pisze Vance. Na zdjęciu: centrum Middletown w latach 40.

8. „Moi dziadkowie niemal nabożnie wierzyli w zalety ciężkiej pracy i w amerykański sen. (…) Wiedzieli, że życie to ciągła walka, i choć ludzie ich pokroju mieli w niej nieco gorsze szanse, bynajmniej nie usprawiedliwiało to kapitulanctwa” – opowiada Vance. Na zdjęciu: Mamaw i Papaw w czasach prosperity.

9. J.D. Vance urodził się późnym latem 1984.

10. Podobnie jak wielu rówieśników, J.D. od małego fascynował się superbohaterami. „Przypuszczam, że nie ja jeden mam niewiele wspomnień z okresu, nim ukończyłem sześć czy siedem lat. Wiem, że kiedy miałem cztery latka, wgramoliłem się na stół w jadalni naszego ciasnego mieszkanka, obwieściłem, że jestem Niesamowitym Hulkiem, po czym rzuciłem się głową naprzód na ścianę, by wykazać, że jestem twardszy niż byle budynek. (Myliłem się)” – wspomina autor. Na zdjęciu poniżej: J.D. w stroju innego herosa w trykotach, Supermana.

11. „Chętnie opowiedziałbym wam, jak moi dziadkowie rozkwitli na nowej ziemi, jak z powodzeniem wychowali dzieci, jak mogli przejść na godną klasy średniej emeryturę. Byłaby to jednak półprawda. Cała prawda jest taka, że nowe życie nie szło dziadkom łatwo i ta walka trwała całe dziesięciolecia” – pisze Vance. Na zdjęciu poniżej: J.D. z Mamaw. Autor nie pamięta dokładnie, kiedy fotografia została zrobiona, ale jest przekonany, że Mamaw dałaby mu nieźle popalić, gdyby wciąż żyła i wiedziała, że udostępnił ją w Internecie

12. Z uwagi na liczne i nietrwałe związki matki, J.D. miał mnóstwo przyrodnich braci i sióstr. Niektórych nawet w ogóle nie znał i zastanawiał się, czy może nazywać ich rodzeństwem. Niezmiennie jednak zaliczał do swoich najbliższych siostrę Lindsay. „Jeśli przedstawiając ją, używałem jakiegoś przymiotnika, to zawsze symbolizującego dumę – 'moja pełna siostra Lindsay’, 'stuprocentowa siostra Lindsay’, 'większa siostra Lindsay'” – opowiada autor. Na zdjęciach poniżej: mały J.D. z Lindsay.

13. Lindsay była w rzeczywistości przyrodnią siostrą autora (miała innego ojca). Chwilę, w której się o tym dowiedział, J.D. wciąż uważa za najbardziej rozdzierający moment życia. Co nie znaczy, że zmieniło to jego stosunek do Lindsay. „Lindsay była (i wciąż jest) osobą, ze znajomością z którą byłem najbardziej dumny” – twierdzi. Na zdjęciu poniżej: J.D. i Lindsay.

14. „Mamaw i Papaw byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. Pomagali mi w pracach domowych, rozpieszczali przysmakami, kiedy zachowywałem się grzecznie czy uporałem z trudnym zadaniem od nauczycielki. Byli też strażnikami zamku. Najbardziej przerażający ludzie, jakich znałem – stare bidoki – chowający nabitą broń w kieszeniach kurtek i pod siedzeniami samochodów, niezależnie od okazji. Potwory trzymały się od nich z dala” – opowiada Vance. Na zdjęciach poniżej: J.D. i Mamaw praz J.D., Papaw i Lindsay kroją tort w kuchni.

15. Podobnie jak wielu innych południowców, mały J.D. cenił lojalność, honor i zawziętość. „Pierwszy raz zaliczyłem rozkwaszony nos, mając pięć lat, pierwszą śliwę pod okiem rok później. (…) Żarty z czyjejś matki były zawsze zakazane, a za kpiny z babci należała się najsroższa kara, jaką tylko mogłem wymierzyć małymi piąstkami” – wyjaśnia autor. Na zdjęciu: J.D. w młodości. Niech was nie zwiedzie ten szczery uśmiech. Jego posiadacz potrafił się bić.

16. „Mamaw i Papaw zadbali o to, bym poznał podstawowe zasady bitek: nigdy nie zaczynaj walki; jeśli ktoś inny zacznie, ty masz ją skończyć; no i choć nie wolno zaczynać, to jednak czasem, może, jest to dozwolone, jeśli ktoś poniewiera ci rodzinę” – pisze Vance. Na zdjęciu poniżej: Mamaw w akcji.

17. „O bójkach, jak i o wielu innych rzeczach, Mamaw uczyła mnie na przykładach. Nigdy nie podniosła na mnie ręki za karę(…), kiedy jednak zapytałem ją, jakie to uczucie dostać z piąchy w głowę, pokazała mi. Szybki cios, wnętrzem dłoni, prosto w policzek. 'Nie bolało aż tak bardzo, prawda?’ No i rzeczywiście, nie tak bardzo. (…) To była jedna z najważniejszych zasad walki, które wpoiła mi Mamaw: lepiej dostać w twarz, niż stracić okazję na zadanie własnego ciosu” – kontynuuje autor. Na zdjęciu poniżej: Mamaw i J.D.

18. J.D. Vance’a łączyły trudne relacje z matką, która od młodości miała problemy z narkotykami i „nie poukładała sobie życia”. Potrafiła kochać i stawać w obronie syna, ale też niejednokrotnie wywoływać w nim przerażenie. „Wyjechaliśmy na międzystanową, kiedy powiedziałem coś, od czego w mamie zagotowała się krew. Przyspieszyła bodaj do stu pięćdziesięciu i oznajmiła mi, że zamierza rozbić samochód, żebyśmy oboje zginęli” – wspomina autor. Na zdjęciu poniżej: J.D w samochodzie.

19. W związku z problemami matki opiekę nad chłopakiem wzięła na siebie Mamaw. Dużo czasu J.D. spędzał również z ciotką Łii (siostra matki), jej mężem i dziećmi. „Ciocia Łii i Dan to najbardziej udane małżeństwo jakie znam. Nawet po dwudziestu latach odnoszą się do siebie, jakby ledwie rok temu zaczęli chodzić na randki” – komentuje J.D. Na zdjęciu poniżej: Mamaw, J.D i ciotka Łii z Danem.

20. „Te trzy lata z Mamaw – bez przerw i intruzów – były moim zbawieniem. (…) To, że Mamaw pomogła mi w życiu, wiem nie dzięki pracom jakiegoś psychologa z Harvardu, ale dlatego, że sam to czułem” – opowiada autor. Na zdjęciach: J.D. z Mamaw.

21. „Niespełna rok po ślubie Lindsay urodziła synka(…). Ciocia Łii miała dwójkę małych dzieci, więc mogłem darzyć czułością trójkę maluchów” – pisze J.D. Na zdjęciach: autor z Mamaw i dzieciakami.

22. Po ukończeniu liceum J.D. wstąpił do marines. Chciał służyć krajowi, ale też wiedział, że dzięki subsydiom dla weteranów uniknie finansowej niewoli, wybierając się na studia. „W dniu ukończenia obozu szkoleniowego czułem się tak dumny, jak nigdy w życiu. Na uroczystość przybyła solidna reprezentacja bidoków – w sumie osiemnaście osób, w tym Mamaw na wózku inwalidzkim, okryta kilkoma kocami, wątlejsza niż ją pamiętałem” – relacjonuje Vance. Na zdjęciu poniżej: świeżo upieczony żołnierz J.D. ze swoją rodziną bidoków.

23. „W korpusie dawanie z siebie wszystkiego to chleb powszedni” – zauważa J.D. „Zrzuciłem ponad dwadzieścia kilo(…). Nie tylko wyglądałem inaczej, ale też patrzyłem na wszystko inaczej. Wiele potraw, które niegdyś jadłem, kłóciło się ze standardami marines”. Na zdjęciu: odchudzony J.D. w mundurze żołnierza marines. Obok niego: goszczący w bazie futbolista Joe Montana.

24. W czasie pierwszego roku studiów na Yale J.D. zadurzył się w koleżance z grupy o imieniu Usha. „Traf chciał, że do pierwszej poważniejszej pracy zaliczeniowej połączono nas w parę, więc na pierwszym roku spędziliśmy sporo czasu, poznając się nawzajem” – pisze autor. Na zdjęciu poniżej: J.D. z Ushą.

25. „Pewnego pięknego dnia pobraliśmy się z Ushą we wschodnim Kentucky. Na uroczystość przybyła cała moja rodzina” – informuje J.D. Na zdjęciach poniżej: państwo młodzi J.D. i Usha Vance’owie.

26. J.D. jest rzadkim przypadkiem mieszkańca gór, któremu udało się wywalczyć awans społeczny. Jak sam mówi, żyje amerykańskim snem. Na zdjęciu: J.D. z żoną i z synkiem.

27. Od lat 80. Middletown zaczęło podupadać. Zmiany zachodziły stopniowo, jednak – co podkreśla Vance – jeśli człowiek wie, gdzie patrzeć, „rzeczy stają się oczywiste”: „Dzisiaj centrum Middletown to praktycznie tylko zabytek z czasów przemysłowej Ameryki”.

28. J.D. cały czas utrzymuje kontakty z matką, stara się jej pomagać finansowo i emocjonalnie, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń i jest gotowy trzymać mamę na dystans, jeśli pomoc w jej kłopotach oznaczałaby, że zabrakłoby mu pieniędzy lub cierpliwości dla najbliższych. Na zdjęciu poniżej: J.D. z matką.

29. „Lindsay poukładała sobie życie niemalże w zaprzeczeniu tego, z czego wyszła – miała być dobrą matką, mieć dobrego (i tylko jednego) męża” – pisze Vance. Na zdjęciu: siostra autora, Lindsay, obecnie.

30. Impreza z okazji premiery książki. Na zdjęciu od lewej: Amy Chua (mentorka J.D. Vance’a z Yale), ciocia Łii, prezenter telewizyjny Tom Brokaw, J.D. i jego teściowa.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Elegia dla bidoków” J.D. Vance’a w przekładzie Tomasza S. Gałązki. Jest to opowieść o dorastaniu w biednym miasteczku w „pasie rdzy”, a przy tym portret kultury pogrążonej w kryzysie – kultury białych Amerykanów z klasy robotniczej. O zmierzchu tej grupy społecznej, od czterdziestu lat ulegającej powolnej degradacji, powiedziano już niejedno. Nigdy dotąd jednak nie opisano jej z takim żarem, a zwłaszcza – od środka. Historia Vance’ów zaczyna się w pełnych nadziei latach powojennych. Ciężką pracą udało im się awansować do klasy średniej, a ukoronowaniem sukcesu stał się J.D., który jako pierwszy w rodzinie zdobył dyplom wyższej uczelni. Vance pokazuje jednak, że nie da się uciec od spuścizny przemocy, alkoholizmu, biedy i traum, tak typowych dla rejonu, z którego się wywodzili. „Elegia dla bidoków” uświadamia, że znaczna część Stanów Zjednoczonych straciła wiarę w amerykański sen. To książka, która pokazała Amerykanom z dużych miast, jak mało wiedzą o swoich rodakach, jak mylne mają o nich wyobrażenie. Ciepła, wyrozumiała narracja Vance’a stała się ważnym głosem w dyskusji o rozwarstwieniu społecznym. W tym sensie jest to rzecz uniwersalna.

Opracowanie: Artur Maszota

Tematy: , , , , ,

Kategoria: galeria