Siedem wierszy Larsa Gustafssona, laureata Nagrody Herberta 2016

7 marca 2016

lars-gustafsson-wiersze
Za co jury Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta postanowiło w tym roku uhonorować szwedzkiego pisarza Larsa Gustafssona? Przekonajcie się sami. Poniżej prezentujemy siedem wierszy autora. Utwory w przekładzie Zbigniewa Kruszyńskiego pochodzą z tomu „Dziwne drobne przedmioty”, który ukazał się w 2012 roku nakładem wydawnictwa Znak.

„Elegia dla zgubionych i zapomnianych przedmiotów”

Zimowe rękawiczki na samym dnie szuflady.
Stara mosiężna błystka pod warstwą śrubek.

I młotek ze śladami zaprawy na trzonku,
musiał być u nas już w trzydziestym dziewiątym,

a teraz nagle jakby zapadł się pod ziemię.
Wszystkie te kiedyś tak bliskie nam rzeczy

muszą same pamiętać, w której szufladzie leżą.

Nie mogą już liczyć na mnie. Radzą sobie same.

Pamiętam, jak wyglądały, jak leżały w dłoni,
pamiętam nawet młotek któregoś dnia latem

w odległych latach czterdziestych, gdy byłem
za mały, aby go unieść

i ojciec ostrożnie wziął go ode mnie.

Świat, ten labirynt zgubionych

i zapomnianych przedmiotów, od starych mieczy
w nieotwartych grobach z epoki brązu

po okulary do czytania zapodziane przedwczoraj,
pamięta je wszystkie. Nie ma powodów do obaw.

A ty, który tak gorączkowo szukasz?
Czy sam nie jesteś przedmiotem szukania?

Coś mówi ci tego wieczoru, gdy coś się odnalazło,
porysowane, pordzewiałe, a jednak podobne

w szufladzie pod warstwą śrub i kłódek,
że całe to szukanie rzeczy

jest tylko odbiciem twojego pragnienia,
by ktoś tak gorączkowo poszukiwał ciebie.

„Poza ironią”

Wznoszące się słońce i opadający dźwięk,
po południu świat bardziej głuchy, jak sen.

Kiedy daleko stąd otwiera się okno,
przez pokój przebiega rozhuśtane światło

dotykając ścian, jedna po drugiej.

W dni, kiedy mnie tu nie ma, dzieje się tak samo,
ale niepostrzeżenie: cały świat jest niepostrzeżenie.

Sprytne światło przemyka przez listowie,
a ptak śpiewa piosenkę nie widziany przeze mnie,

kiedy chce, odlatuje i znika.
Tutaj jest niepokój, ale bez rozpaczy.

„Elegia na śmierć labradora”

Tutaj może w środku lata się zdarzyć
kilka dni, kiedy nagle jest jesień.
Kosy na drzewach śpiewają wyraźniej.
Głazy w wodzie stoją z determinacją.
Coś wiedzą. Zawsze wiedziały.
My też to wiemy, i nas nie zachwyca.
W takie wieczory, w drodze powrotnej, w łódce
stawałeś na dziobie, bez ruchu, skupiony,
śledząc zapachy płynące nad wodą.
Czytałeś wieczór, słabą strużkę dymu
z jakiegoś ogrodu, naleśnik smażony
trzy kilometry stąd, borsuka, który
w tym samym zmierzchu stał gdzieś
i węszył tak samo. Nasza przyjaźń
była naturalnie kompromisem; żyliśmy
razem w dwóch różnych światach: mój
pośród liter, tekst biegnie przez życie,
twój wśród zapachów. Miałeś umiejętności,
dla których oddałbym wiele: umiałeś
pokazać, jak uczucia, zapał, nienawiść, miłość
przebiegają przez ciebie, jak fala,
od nosa po ogon, nie umiałeś nigdy
pogodzić się z tym, że księżyc jest faktem.
Przy pełni głośno żaliłeś się na to.
Byłeś lepszym gnostykiem niż ja. I skutkiem
tego żyłeś zawsze w raju.
Lubiłeś chwytać motyle, w biegu,
i zjadać je, co odstręczało wielu.
Mnie się to podobało. Dlaczego nie mogłem
przyswoić sobie wiedzy? A drzwi!
Pod zamkniętymi drzwiami kładłeś się i spałeś,
pewny, że prędzej czy później przyjdzie
ktoś i otworzy. To ty miałeś rację.
Ja się myliłem. Zastanawiam się teraz,
gdy długa milcząca przyjaźń minęła na zawsze,
czy było może coś takiego, czym
ja imponowałem tobie. Święte przekonanie,
że to ja wywołuję burzę z piorunami,
pomińmy. Bo było pomyłką. Myślę,
że moja pewność, iż piłka istnieje,
także gdy leży ukryta za sofą,
jakoś dawała ci wyobrażenie o moim świecie.
W moim świecie prawie wszystko leżało ukryte
za czymś innym. Nazywałem cię „psem”.
Zastanawiam się, czy ty uważałeś mnie
za większego, bardziej hałaśliwego „psa”,
czy za coś innego, niepoznawalnego,
coś, co jest tym, czym jest, istnieje tak,
jak istnieje, gwizdanie
w parku nocą, do którego nauczyłeś się
wracać, na dobrą sprawę nie wiedząc,
do czego wracasz. O tobie, o tym,
kim byłeś, ja nie wiedziałem więcej.
Można by rzec, z obiektywnego punktu
widzenia: Byliśmy dwoma organizmami. Dwa
z tych miejsc, gdzie wszechświat splata się
w węzeł, krótkotrwałe, złożone struktury
białka, które muszą komplikować się bardziej,
aby przeżyć, aż kiedyś wszystko pęknie
i będzie znowu proste, węzeł
rozwiązany i zagadka też. Byłeś pytaniem
skierowanym do innego pytania,
jedno nie miało odpowiedzi na drugie.

„Przez lustro”

Najdroższa
śpiąc daleko od siebie
jednak dzielimy noc

i śnimy o sobie.
Gdybym obudził się teraz,
nie byłoby mnie.

Śnię o tobie
która śnisz mnie.

Jeśli cię obudzę,
zniknę.

„Zając”

Pojawił się nagle po południu.
Zupełnie nieruchomy między bzem a
porzeczkami.
Tak jak u Du?rera;
uszy dłuższe niż głowa,
białe podbrzusze. Wielkie łagodne oczy.

Dlaczego siedział nieruchomo,
zastygły w obraz w świetle popołudnia?
Czy miał do nas większe zaufanie
niż do innych ludzi?
Jakie miał po temu powody?

Poruszony, prawie zaszczycony
zamknąłem drzwi. Wróciłem.
Do siebie. Nazajutrz
znalazłem go leżącego
w dziwnej pozycji,
między snem a embrionem,
przed drzwiami do warsztatu.
Kilka kropel z konewki wystarczyło,
aby zrobił parę niepewnych kroków,
jakby stracił zaufanie

do świata i jego obrazów.
Następnego dnia zrozumiałem,
że musiał być ślepy.
Po tym jak go znalazłem
utopionego, miękkiego jak ścierka
przy pomoście. To, co uważałem
za spokój i zaufanie,
było ślepotą, niczym innym.

„Natura jest dobra” piszą
na niektórych opakowaniach. Marki Bregott.

Natura jest dobra.
A skąd to wiecie,
handlarze margaryny?

„Blask”

Tutaj panuje nieruchomy blask,
można go zburzyć uderzeniem wiosła.
Pora roku stygnie wolno.
Dźwięk wyciąganego łańcucha
rzuconego na dno łódki.
Boję się zniszczyć
wielki spokój tafli
więc trzymam wiosło w górze.

„Milczenie świata przed Bachem”

Musiał istnieć świat przed
Sonatą D-dur, świat przed Partitą a-moll,
ale jaki świat?
Europa wielkich pustych pomieszczeń, bezdźwięcznych,
wszędzie nieświadome instrumenty,
gdzie Musikalisches Opfer i Wohltemperiertes Klavier
nigdy nie przebiegły przez klawiaturę.
Kościoły na pustkowiu,
w których sopran z Pasji wg św. Mateusza
nie splatał się w beznadziejnej miłości z miękkimi
ruchami fletu,
wielkie łagodne krajobrazy,
gdzie słychać tylko siekiery starych drwali,
zimą zdrowe głosy silnych psów
i ? niczym dzwon ? łyżwy na gładkim lodzie;
jaskółki, które latem gwiżdżą w powietrzu,
muszla, której słucha dziecko
i nigdzie Bacha nigdzie Bacha,
milczenie łyżew świata przed Bachem.

dziwne-drobne-przedmiotyLars Gustafsson „Dziwne drobne przedmioty”
Tłumaczenie: Zbigniew Kruszyński
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 124

Opis: Od debiutu poetyckiego w roku 1962 Gustafsson wydał kilkadziesiąt tomów wierszy. To pozornie ?zwyczajne? zapisy rzeczywistości, notatki uważnego obserwatora zjawisk, na które najczęściej nie zwracamy uwagi: zwarzonych mrozem traw, przelatujących ptaków, widoku z okna pociągu. Nic tu jednak nie jest oczywiste, każdy przedmiot ma swoją tajemnicę, zadaje nam pytania, przeważnie te najważniejsze ? o nasze istnienie. To poezja pełna mądrości, niosąca głębsze poznanie istoty rzeczy. Smak nadają jej głębokie emocje, starannie ukryte pod pozorami dystansu: tęsknota, pragnienie ocalenia dzięki miłości i pamięci, zachwyt pięknem. Jego wiersze, rewelacyjnie przełożone przez Zbigniewa Kruszyńskiego, zachwyciły Wisławę Szymborską, która ? autentycznie nimi poruszona ? ?poleciła? jak najszybciej je wydać.

Tematy: , , , , ,

Kategoria: wiersze