Zrozumieć Vincenta van Gogha – fragment najnowszej biografii geniusza malarstwa

19 listopada 2015

van-gogh-zycie-fragment
18 listopada do księgarń trafiła monumentalna, licząca ponad 1000 stron biografia ujawniająca wiele nieznanych informacji o życiu genialnego holenderskiego malarza Vincenta van Gogha. Książka autorstwa laureatów Pulitzera Stevena Naifeha i Gregory’ego White’a Smitha ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki. Poniżej prezentujemy fragment tej publikacji.

Theo był przygotowany na najgorsze. Wiadomość, jaką otrzymał, mówiła tylko tyle, że Vincent „się zranił”. Śpiesząc na dworzec, żeby złapać najbliższy pociąg jadący do Auvers, na przemian gorączkowo cofał się i wybiegał myślami do przodu. Poprzednią otrzymaną przez niego taką wiadomością był telegram od Paula Gauguina informujący go, że Vincent jest ?poważnie chory?. Gdy przybył wówczas do położonego na południu Francji miasta Arles, okazało się, że brat leży w szpitalu na oddziale dla pacjentów z gorączką, nieprzytomny i z zabandażowaną głową. Co tym razem czekało go na końcu drogi?

W takich chwilach ? a było ich wiele ? Theo powracał myślami do czasów, gdy Vincent, jego niespokojny starszy brat, ogarnięty różnymi pasjami, potrafił żartować, a także okazywać innym nadzwyczajne współczucie i bezgranicznie zachwycać się światem. Gdy w dzieciństwie chodzili po polach i lasach otaczających holenderską wioskę Zundert, gdzie się urodzili, Vincent ukazywał mu uroki i tajemnice natury. Zimą uczył go jeździć na łyżwach i sankach, a latem budować zamki z piasku. I śpiewał swoim czystym pewnym głosem w kościele na niedzielnym nabożeństwie oraz w domu w salonie, przy akompaniamencie pianina. Potrafił do późnego wieczoru rozmawiać z nim w ich wspólnym pokoju na poddaszu. Theo wyznawał „kult” Vincenta, jak rodzeństwo żartobliwie określało łączące ich relacje. On sam z dumą mówił jeszcze po latach, że to było „uwielbienie”. To z takim Vincentem dorastał, z żądnym przygód przewodnikiem po świecie, inspirującym go i udzielającym mu nagany miłośnikiem wiedzy encyklopedycznej, a zarazem zabawnym krytykiem, rozdokazywanym towarzyszem zabaw, który mógł paraliżować spojrzeniem. Jak więc to możliwe, że ten Vincent, jego Vincent, przemienił się w kogoś przeżywającego taką udrękę?

Theo sądził, że zna odpowiedź na to pytanie: Vincent był ofiarą swojej zaślepionej artystycznej duszy. „W jego sposobie mówienia jest coś, co sprawia, że ludzie albo go kochają, albo nienawidzą ? próbował tłumaczyć. ? Nie oszczędza niczego i nikogo”. Gdy inni dawno temu uwolnili się od przyprawiających o zawrót głowy obsesji młodości, on nadal był pod ich bezwzględnym wpływem. Jego życiem zawładnęły tytaniczne, niemożliwe do zaspokojenia pasje. „Jestem fanatykiem!” ? oznajmił w 1881 roku. „Czuję w sobie siłę (?) ogień, którego nie wolno mi stłumić i który muszę jeszcze podsycać” ? wyznał. Robił wszystko z niecierpiącą zwłoki ślepą determinacją dziecka, obojętne czy było to łapanie chrząszczy na brzegu strumienia w Zundert, kolekcjonowanie i katalogowanie grafik, głoszenie Ewangelii, gorączkowe zaczytywanie się w utworach Szekspira i Balzaka czy uczenie się, jak oddziałują na siebie kolory. Nawet gazetę przeglądał „w furii”.

Obraz "Restauracja de la Sir?ne w Asni?res".

Obraz „Restauracja de la Sir?ne w Asni?res”.

Te wybuchy wzmożonej gorliwości przemieniły chłopca skłonnego do niewytłumaczalnych gwałtownych reakcji w człowieka krnąbrnego i poturbowanego przez życie, obcego w świecie wygnańca z własnej rodziny, wroga samego siebie. Nikt lepiej niż Theo nie znał pełnego udręki życia brata, opisanego w około tysiącu zachowanych listów, świadczących o nieugiętych wymaganiach stawianych przez Vincenta sobie i innym, oraz o wynikających z tego niekończących się problemach. Nikt nie znał lepiej ceny, jaką Vincent płacił w samotności i w poczuciu zawodu za podejmowane w życiu ofensywy, które okazywały się daremne, kończąc się niczym. I nikt lepiej niż on nie zdawał sobie sprawy z bezskuteczności przestrzegania go przed samym sobą. „Dostaję szału, gdy ludzie mi mówią, że niebezpiecznie jest wypłynąć w morze ? oznajmił kiedyś Vincent, gdy Theo próbował interweniować. ? Bezpiecznie jest w samym środku niebezpieczeństwa”.

Czy mogło zaskakiwać, że tak zaślepiona artystyczna dusza tworzyła taką fanatyczną sztukę? Do Thea docierały krążące na temat brata pogłoski i plotki. „C?est un fou” ? mówili o Vincencie ludzie, odrzuciwszy jego twórczość jako dzieło szaleńca osiemnaście miesięcy wcześniej, jeszcze przed wydarzeniami w Arles i pobytami Vincenta w szpitalach i zakładach psychiatrycznych. Jeden z krytyków uznał występujące w niej zdeformowane kształty i szokujące kolory za „wytwór chorego umysłu”. Sam Theo przez całe lata próbował bez powodzenia położyć kres widzeniu w twórczości brata braku umiaru. Gdyby tylko Vincent zechciał używać mniej farby, nie kładł jej tak grubo ? marzył. ? Gdyby tylko zwolnił i nie malował tak szybko tylu obrazów. „Czasami pracuję zbyt szybko. Czy to błąd? Nie potrafię inaczej” ? odpowiadał wyzywająco Vincent na takie sugestie. Kolekcjonerzy chcą mieć dzieła wykonane starannie i ukończone ? ciągle powtarzał mu Theo ? a nie takie gwałtownie tworzone konwulsyjne studia. Ale Vincent nazywał je „obrazami pełnymi malarstwa”.

Obraz "Nocna kawiarnia".

Obraz „Nocna kawiarnia”.

Theo z każdym szarpnięciem pociągu wiozącego go do miejsca nieszczęścia, jakie ostatnio przydarzyło się bratu, słyszał w głowie przez lata wypowiadane przez ludzi pogardliwe i kpiące słowa pod adresem Vincenta. Rodzinna duma i braterskie uczucia długo nakazywały mu oponować przeciwko uznawaniu Vincenta za obłąkanego. Według niego brat był po prostu „wyjątkowym człowiekiem” ? jak Don Kichot walczącym z wiatrakami ? być może szlachetnym dziwakiem, ale nie szaleńcem. Jednak wydarzenia w Arles wszystko zmieniły. „Wielu malarzy popadło w obłęd, lecz to oni zaczęli tworzyć prawdziwą sztukę ? napisał później. ? Geniusz wędruje tak tajemniczymi ścieżkami”.

Nikt nie wędrował bardziej tajemniczymi ścieżkami niż Vincent, który w swoim życiu zaliczył krótki, zakończony niepowodzeniem okres pracy w charakterze handlarza dziełami sztuki, chybioną próbę zostania duchownym, ewangelizacyjną misję wędrownego kaznodziei, wypad w dziedzinę ilustracji prasowej i w końcu krótką, gwałtowną aktywność artysty malarza. Wybuchowy, buntowniczy charakter van Gogha objawił się w najbardziej spektakularny sposób niż w licznych obrazach, których tworzenie wypełniało nędzne życie artysty nawet wtedy, gdy pobieżnie oglądane zalegały w szafach, na strychach i w pokojach gościnnych członków rodziny, przyjaciół i wierzycieli.

Obraz "Żółty dom".

Obraz „Żółty dom”.

Theo uważał, że tylko poznanie charakteru i powodu łez jego brata, mogło naprawdę pozwolić na zrozumienie sztuki Vincenta z uporem tworzonej pod wpływem wewnętrznych impulsów. W ten sposób odpowiadał tym wszystkim, którzy odrzucali obrazy Vincenta, jego listy traktowali jako perory nieszczęśnika, a stanowili oni większość. Uparcie twierdził, że tylko znając Vincenta „od środka” można oczekiwać, że zobaczy się i odczuje jego sztukę w taki sposób, w jaki widział ją i odczuwał sam artysta. Zaledwie na kilka miesięcy przed tą pamiętną jazdą pociągiem z wdzięcznością napisał do pierwszego krytyka sztuki, który odważył się pochwalić twórczość jego brata: „Studiował pan te obrazy i dzięki temu bardzo dobrze zobaczył pan człowieka”.

Przedstawicieli świata sztuki końca XIX wieku interesował, tak jak Thea, temat wpływu losów artysty na jego twórczość. To podejście zapoczątkował Émile Zola wezwaniem do uprawiania sztuki „z ciała i krwi”, takiej w której malarstwo i życie malarza zlewają się w jedno. „W obrazie szukam najpierw człowieka, a dopiero potem wszystkiego innego” ? napisał. ? Znaczenia dziejów życia artysty w jego sztuce poszukiwał żarliwie też Vincent van Gogh. „[Zola] mówi coś pięknego o sztuce (?): 'W obrazie (dziele sztuki) szukam i uwielbiam człowieka ? artystę'” ? napisał w 1885 roku. Gorliwie gromadził informacje dotyczące biografii artystów, zbierał wszystko ? od obszernych opracowań po „legendy”, „opowiastki”
i najdrobniejsze pogłoski. Trzymając się przywołanego wyżej stwierdzenia Zoli, wypatrywał w każdym obrazie oznak tego, „jakiego rodzaju człowiek kryje się za płótnem”. U progu swojej artystycznej kariery, w 1881 roku, oznajmił przyjacielowi: „Generalnie, a w szczególności w wypadku artystów, przywiązuję taką samą wagę do człowieka, który wykonuje daną pracę, jak do niej samej”. Dla Vincenta sztuka, którą tworzył była prawdziwszym świadectwem jego życia, ukazującym więcej niż nawet grad listów, który zawsze temu życiu towarzyszył, świadectwem „jakże głębokim ? jakże nieskończenie głębokim”. Van Gogh uważał, że każdy przypływ „spokoju i szczęścia”, tak samo jak każdy paroksyzm bólu i rozpaczy, znajduje swoje ujście w malarstwie, każda boleść ? w pełnych bólu wizerunkach, każda sytuacja ? w sztuce autoportretu. „Chcę malować to, co czuję i czuć, to, co maluję” ? oznajmił. To przekonanie towarzyszyło mu do śmierci, od której dzieliły go zaledwie godziny, gdy Theo przybył do Auvers. Nikt nie mógł we właściwy sposób odbierać obrazów van Gogha, nie znając historii jego życia. „Jakie jest moje dzieło, taki jestem ja” ? oznajmił.
(…)

van-gogh-zycieSteven Naifeh, Gregory White Smith „Van Gogh. Życie”
Tłumaczenie: Bożena Stokłosa, Marcin Stopa
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 1056

Opis: Książka Naifeha i White Smitha rzuca nowe światło na głębokie zainteresowanie artysty literaturą i sztuką, jego nieobliczalne i burzliwe życie miłosne, ataki depresji i choroby psychicznej, a także niejasne okoliczności śmiertelnego postrzelenia w wieku trzydziestu siedmiu lat. Autorzy dzięki współpracy z Muzeum Vincenta van Gogha w Amsterdamie uzyskali dostęp do dotychczas niewykorzystanych materiałów – wśród nich do nieopublikowanych listów członków rodziny malarza. Choć na temat van Gogha powstało wiele książek, a jego tragiczny los jest od dawna obecny w kulturze popularnej, to nikt nie podjął próby zbadania życia tego twórcy w sposób tak poważny i ambitny. Naifeh i White Smith odtworzyli je w sposób zdumiewająco żywy i przenikliwy psychologicznie. Autorzy są absolwentami Wydziału Prawa Uniwersytetu Harvarda. Naifeh, który publikuje w czasopismach poświęconych sztuce i wygłasza wykłady w licznych muzeach, studiował także historię sztuki w Princeton, a w Fogg Art Museum na Harvardzie obronił pracę dyplomową w tej dziedzinie. Cztery napisane przez nich wspólnie książki trafiły na listę bestsellerów „The New York Timesa”. Biograficzna książka ich autorstwa „Jackson Pollock: An American Saga” otrzymała Nagrodę Pulitzera, a także znalazła się w finale National Book Award.

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek