Zabójstwo dziennikarza z Szetlandów. Premierowy fragment „Martwej wody” Ann Cleeves

9 października 2019


Piąty tom „Serii Szetlandzkiej”, wielokrotnie nagradzanego cyklu kryminalnego Ann Cleeves, jest już dostępny w sprzedaży. Inspektor Jimmy Perez po osobistej tragedii znowu musi podjąć się śledztwa. Jaka tym razem zbrodnia została popełniona na Szetlandach? Polecamy fragment powieści „Martwa woda”, którą dostaniecie od 2 października w księgarniach.

ROZDZIAŁ 2

Jerry Markham spojrzał nad wąską zatoczką ciągnącą się od morza w głąb lądu. Za nim znajdowało się wzgórze pokryte torfowiskiem i zbrązowiałym po długiej zimie wrzosem. Przed sobą miał terminal naftowy. Cztery holowniki, wielkie jak trawlery, dwa przy burtach, jeden przy dziobie i jeden przy rufie „Lorda Rannocha”, popychały go do tyłu w kierunku nabrzeża. Zbiornikowce zawsze cumowano dziobem do pełnego morza, aby w razie jakiegoś wypadku mogły łatwo uciec. Za nieruchomą wodą widać było przemysłowy krajobraz ze zbiornikami ropy, budynkami biurowymi oraz elektrownią dostarczającą energię terminalowi i podłączoną do szetlandzkiej sieci energetycznej. Pochodnia spalała wydobywający się gaz ziemny. Cały teren otoczony był wysokim płotem zwieńczonym drutem żyletkowym. Od 11 września 2001 roku nawet na Szetlandach więcej dbano o bezpieczeństwo obiektów. Swego czasu, żeby wejść do terminalu, potrzebna była tylko laminowana przepustka. Teraz każdy podwykonawca był prześwietlany, przechodził kurs procedur bezpieczeństwa, a każda ciężarówka była sprawdzana i znakowana. Nawet jeżeli bramy były otwarte, drogę zagradzała betonowa zapora.

Jerry zrobił zdjęcie.

Nad jego głową samolot Eastern Airways schodził do lądowania w porcie lotniczym Scatsta. W czasie wojny z pasa startowego korzystała baza RAF-u. Teraz ruch był tu większy niż w Sumburgh, chociaż nie lądowały tu rozkładowe rejsy. Z samolotów nie wysiadali turyści czy dzieciaki wracające do domu z koledżu. Wszystkie loty związane były z ropą naftową. Markham obserwował grupę mężczyzn schodzących na pas. Sprawni fizycznie, mogliby być członkami drużyny rugby albo plutonu wojska, cechowało ich takie samo poczucie koleżeństwa. Taka męska więź jakoś nigdy go nie objęła. Z miejsca, w którym stał, Markham nie słyszał ich głosów, ale czuł, że ci ludzie się przekomarzają. Wkrótce śmigłowce zabiorą ich, aby zaczęli nową kolejkę pracy na platformach lub przy szybach wiertniczych.

Kiedyś ponad osiemset zbiornikowców rocznie zabierało z Sullom Voe ropę naftową. Teraz do nabrzeża przybywało zaledwie dwieście, a „Lord Rannoch” dostarczał ropę średnią z Schiehallionu, atlantyckiego pola na zachodzie. Na Morzu Północnym złoża roponośne były już prawie wyeksploatowane. Markham znał fakty i liczby. Przeprowadził badania, ale poza tym urodził się i wychował na Szetlandach. Dorastał wśród dobrodziejstw zapewnianych przez ropę naftową ? dobrze wyposażonych szkół i ośrodków sportowych, lekcji muzyki i równych, szerokich dróg. Teraz wydobycie ropy spod dna morskiego było coraz trudniejsze i droższe, ale wciąż trwała tu krzątanina, nie było widać żadnego znaku, że terminal podupada. Przez chwilę Jerry zastanawiał się, czy Szetlandy byłyby inne ? czy on sam byłby inny ? i mniej rozpieszczone bogactwem, gdyby ropy w ogóle nie odkryto. I jaka przyszłość czeka wyspę, gdy ta zniknie całkowicie.

Markham przybrał inną pozycję, żeby nieco zmienić perspektywę, i zrobił następne zdjęcie. Za ogrodzeniem budowano drogę. Przypominające stalowe beczki moduły mieszkalne ustawiano na betonowych blokach. Obok starego terminalu budowano nowy i za potężnym prostokątnym murem składowano torf wykopany ze wzgórza w czasie oczyszczania placu budowy. Kiedy zasoby ropy zaczęły się wyczerpywać, odkryto gaz i Szetlandy z entuzjazmem powitały nowe źródło energii. Gaz oznaczał miejsca pracy. Miejscowe ciężarówki już woziły urobek z kamieniołomu Sullom na fundamenty zakładów. Hotele, pensjonaty, pokoje z noclegiem i śniadaniem były zatłoczone robotnikami z południa. Ceny domów znowu wzrosły. Gaz oznaczał też pieniądze.

Markham zszedł ze wzgórza, przeskakując przez zwały torfu. Wracał do samochodu, który zostawił na końcu gruntowej drogi biegnącej koło pasa startowego. Tu też budowano ? widział metalowe żebra nowej wieży kontroli lotów. Poprzedni pasażerowie wysiedli z samolotu i teraz na jego pokład wchodzili nowi. Jadąc obok nich, zdawał sobie sprawę, że mężczyźni stojący w kolejce do schodów patrzyli w jego stronę. Na Szetlandach nie było wielu samochodów takich jak jego alfa. Wyczuwał ich zaskoczenie i zawiść. Cieszyło go to i zastanawiał się, co pomyślałaby o tym Annabel.

Ruszył drogą wzdłuż zatoczki na południe, w kierunku Brae. W odległości pół mili od terminala jedynym świadectwem tego, że ropa docierała do brzegów, była żółta boja na środku akwenu. Gdyby nastąpił wyciek, do boi umocowano by pływającą zaporę, która nie dopuściłaby do skażenia słonych mokradeł znajdujących się na końcu zatoczki, wrażliwych na zanieczyszczenia. Ale zbiorniki, nabrzeża, budynek kapitanatu portu, lotnisko i nowy terminal gazowy skryły się już za wzgórzem. Teraz widać było tylko owce, mewy oraz kruki i słychać było pokrzykiwania kulików.

Na końcu Sullom Voe znajdowało się Brae i Jerry zwolnił trochę, aby skręcić na główną drogę. W Brae obecność przemysłu naftowego była bardziej widoczna ? jako kilka ulic z domami wybudowanymi przez radę miejską dla robotników, szare, użytkowe i znienawidzone przez turystów oczekujących tu pocztówkowego piękna. Szetlandy nie były ładne. Owszem ? dzikie, posępne i dramatyczne, ale konwencjonalne piękno byłoby tu jakoś nie na miejscu.

Za Brae wjechał w ławicę mgły. Cały dzień było ponuro, bezwietrznie i miało się wrażenie, że chłód szarej mżawki przenika przez skórę aż do kości. Nagle ledwo mógł sięgnąć wzrokiem do zakrętu drogi. Z naprzeciwka bardzo wolno zbliżały się do niego reflektory samochodu, jakby płynąc powoli po drugiej stronie przez mgłę. Nie słyszał silnika nadjeżdżającego pojazdu. Miał wrażenie, że poza bańką jego samochodu nic nie istnieje. Nic nie słychać. Nic nie widać. Nagle pojawiły się następne reflektory; tym razem zbliżały się od lewej, bardzo szybko, i kierowały wprost na niego. Zahamował ostro i skręcił, aby je wyminąć. Jechał za szybko jak na mgłę. Usłyszał pisk opon na asfalcie i poczuł, że samochód wpada w poślizg. Ale mgła pochłonęła wszystkie dźwięki. Wszystko działo się jak we śnie. Albo w koszmarze. Przez chwilę siedział, dygocząc.

Potem wściekłość wzięła górę nad szokiem. Próbował ją kontrolować, oddychać głęboko i zachować spokój, ale mu się nie udało. Jakiś skurwysyn niemal w niego wjechał i prawie go zabił. To, że mógł mu zniszczyć samochód, miało w tej chwili mniejsze znaczenie. Światła pojazdu, który zepchnął go z drogi, zgasły, ale nie słyszał, żeby ten wariat odjechał. Markham wysiadł, czując, jak pulsuje w nim agresja. Chciał kogoś uderzyć. Nie przeżywał czegoś takiego od miesięcy i wściekłość była niczym narkotyk przenikający do organizmu nałogowca, przynoszący znajome dobre samopoczucie, odrobinę podniecenia. Od przybycia na Szetlandy był uprzejmy i wyrozumiały. Kontrolował nerwy. Ale teraz znalazł godziwy cel i mógł się wyładować.

? Do kurwy nędzy, w co ty pogrywasz, palancie?

Żadnej odpowiedzi.

Mgła była tak gęsta, że nie widział samochodu, tylko plamę cienia. Podszedł do niej, mając zamiar otworzyć szarpnięciem drzwi i wyciągnąć tego durnego kierowcę na zewnątrz. Raczej poczuł, niż usłyszał za sobą jakiś ruch i się odwrócił.

Znowu ruch. W górze. Świst przecinanego powietrza. Ostry ból. A potem nicość.

ROZDZIAŁ 3

Rhona Laing parzyła herbatę. Bezkofeinową earl grey. Sklep w Aith zaczął zamawiać ją specjalnie dla niej. Dom pani prokurator był dawniej szkołą, solidnym szarym budynkiem, i ludzie uważali, że jest za duży dla niej, samotnej kobiety. Zresztą wymyślali o niej różne rzeczy; od czasu do czasu do Rhony docierały rozmaite zabawne i irytujące plotki ? że co sześć tygodni lata do Edynburga do fryzjera, że ma nieślubne dziecko, które oddała do adopcji, a także tajemniczego kochanka prawie co noc zawijającego po zapadnięciu ciemności do przystani w Aith i wychodzącego z portu wczesnym rankiem. Trzymała się jednak zasady, aby ani nie potwierdzać, ani nie dementować tych opowieści.

Przez pierwsze pół roku po sprowadzeniu się na Szetlandy urządzała dom i teraz wszystko w nim spełniało jej oczekiwania. Meble wykonano na zamówienie i wnętrza wyglądały jak na wielkim statku. Biuro prokurator w Lerwick było równie schludne. Bałagan i przeładowanie sprawiały jej niemal fizyczny ból.

Zaniosła herbatę do salonu i spojrzała na zatokę. Przez większą część doby w powietrzu wisiała gęsta mgła, ale rozwiała się, kiedy prokurator jechała z Lerwick do domu, i teraz krajobraz skąpany był w czystym świetle wiosennego dnia. Wszędzie wokół widać było niskie, zielone wzgórza i wodę. Co wieczór po pracy miał miejsce ten sam rytuał. Przyjazd z miasta, herbata i kilka minut poświęconych widokom. Nawet zimą, kiedy od dawna było już ciemno. Płaska barka kierowała się do znajdujących się dalej na morzu akwakultur łososia. Na powierzchni wody widniały sznury do hodowli małży, a ich pływaki sprawiały wrażenie koralików nawleczonych na nitkę. Wszystko wyglądało tak, jak powinno. Potem dostrzegła w pobliżu przystani unoszący się na wodzie yoal, jeden z tych, które w nadchodzącym sezonie miały wziąć udział w regatach. Powinien stać na trawiastym brzegu, a przecież nie było wiatru, który mógłby go zepchnąć. Yoale wyciągnięto z ich zimowych hangarów dopiero w miniony weekend. Prokurator pomyślała, że łódź musiały zepchnąć miejscowe dzieci, które nudziły się pod koniec przerwy wielkanocnej i uznały, że będzie zabawnie wyrządzić psotę miejscowym kobietom.

Rhona wiosłowała z drużyną miejscowych kobiet. Był to jej jedyny symbol uczestnictwa w tej społeczności. Uważała, że jako prokurator powinna zachowywać pewien dystans. W miejscu o tak nielicznej populacji trudno było oddzielać od siebie dom i pracę, ale nigdy nie czuła potrzeby zawierania bliższych przyjaźni. Mimo wszystko cieszyła się, że jest częścią drużyny wioślarskiej seniorek. I z wieczorów po treningu spędzanych przy winie w jednym z domów. Z regat, kiedy wszyscy wiwatowali. Spodziewała się, że będzie najsprawniejsza i najambitniejsza w całej drużynie, ale okazało się inaczej ? wieśniaczka z Bixter za każdym razem biła ją na głowę. Rhona lubiła aktywność fizyczną (brakowało jej treningów na siłowni w Edynburgu) i w ubiegłym roku w miarę upływu czasu czuła się coraz silniejsza. Chociaż dopiero wróciła z pracy i z przyjemnością popijała herbatę, uznała, że jest odpowiedzialna za dryfującą łódź znoszoną pływem. Przebrała się i zeszła do przystani.

Panowały tu cisza i spokój. Była pora wieczornych posiłków, mydlanych oper w telewizji i kąpania dzieci przed położeniem ich do łóżek. Na plaży ptaki brodzące dziobały wodorosty. Przy burcie jej zacumowanego jachtu stał bączek. „Marie-Louise” była jej dumą i radością, jachtem wystarczająco dużym, by rozwijać dużą szybkość i pokonywać wielkie odległości, ale którym mogła bez żadnych problemów żeglować samotnie. Odcumowała bączka i powiosłowała w stronę dryfującego yoalu. Przeprowadziła się na Szetlandy, aby żeglować. Była do tego stworzona. Dawny kochanek powiedział jej kiedyś, że w żyłach ma słoną wodę, a nie krew.

Bez problemu dotarła do yoalu. Uznała, że przymocuje linę do pierścienia cumowniczego na dziobie i odholuje go do brzegu. Przez godzinę w zatoce będzie jeszcze wystarczająco jasno. Panowała flauta, ale nawet kiedy szła jachtem na silniku, widoki nigdy jej nie nudziły. Szetlandy robiły wrażenie tylko wtedy, gdy oglądało się je z morza.

Nagle dostrzegła wnętrze łodzi. W poprzek ławek leżał mężczyzna. Miał blond włosy, białą skórę, a jego ciemne oczy wyglądały dziwnie, jakby zrobiono mu makijaż. Rhona wiedziała, że nie żyje, zanim zobaczyła ranę na jego głowie, krew zaschniętą na policzku. I zanim uświadomiła sobie, że nie była to naturalna śmierć.
(…)

Ann Cleeves „Martwa woda”
Tłumaczenie: Sławomir Kędzierski
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 463

Opis: Dziennikarz Jerry Markham zostaje znaleziony martwy w łodzi pochodzącej z Szetlandów. Jego sprawą zajmuje się młoda detektyw Willow. Pomaga jej Jimmy Perez, który wciąż próbuje się pozbierać po dramatycznych wydarzeniach sprzed sześciu miesięcy. Markham mieszkał w okolicy, ale wyniósł się do Londynu, gdzie zrobił karierę. Opuścił Szetlandy akurat gdy na wyspach rozgorzał skandal związany z nim i pewną młodą dziewczyną, Evie Watt. Nie miał tutaj zbyt wielu przyjaciół, dlaczego więc wrócił?

Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek