Silna i niezależna bohaterka w centrum thrillera Simona Becketta. Fragment „Zimnych ogni”

19 sierpnia 2016

zimne-ognie-fragment
Simon Beckett, autor bestsellerowych thrillerów o doktorze Davidzie Hunterze, po raz pierwszy główną postacią swej książki uczynił kobietę. Polecamy fragment mrocznej powieści „Zimne ognie”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarna Owca.

1

Magazyn płonął całą noc. Dym ciągnął się ciemną chmurą po szarym niebie, a jego zapach napełniał wiosenne powietrze przedwczesnym smakiem jesieni.

Ludzie wychodzący razem z Kate ze stacji metra odwracali głowy w stronę czarnej kolumny. Dym górował nad dachami budynków, ale chwilę później biurowce całkiem go przesłoniły.

Kate ledwo go zauważyła. Ból głowy zaczynał wspinać się po jej czaszce. Właśnie rozgryzała aspirynę, krzywiąc się od goryczy, kiedy skręciła za róg i zobaczyła pożar prosto przed sobą.

Zatrzymała się, przestraszona jego bliskością, ale gdy tylko się okazało, że ulica nie jest zamknięta, ruszyła dalej. Z każdym krokiem coraz lepiej słyszała trzask buchających płomieni. Dookoła magazynu panował chaos mundurów, żółtych kasków, białych samochodów policyjnych i czerwonych wozów strażackich. Ich węże leżały na jezdni i pluły w dym strumieniami wody. Płomienie zdawały się nic sobie z nich nie robić i wystrzeliwały w górę w bezładnych eksplozjach koloru.

Gorący podmuch uderzył Kate w twarz i pokrył ją popiołem. Odwróciła piekące oczy i ze zdziwieniem stwierdziła, że stanęła w miejscu. Zła na siebie, że bezmyślnie się gapi, znów ruszyła i ominęła tłum, który zebrał się za policyjnym kordonem.

Kiedy dotarła do georgiańskiego szeregowca kilka przecznic dalej, nie pamiętała już o płonącym magazynie. Większość domów składających się na ten kompleks była w ruinie, ale jeden rzucał się w oczy dzięki świeżej farbie i złotym literom w oknie na parterze, ułożonym w napis: ?Powell PR i Marketing?.

Kate weszła do środka. Niewielki gabinet zajmowały trzy biurka ustawione przodem do siebie. Za jednym z nich stał ostrzyżony na łyso, wysoki mężczyzna o afrokaraibskiej urodzie i nalewał wodę do ekspresu do kawy. Szeroko się uśmiechnął.

? Czołem, Kate.

? Cześć, Clive.

Ekspres zasyczał i zabulgotał. Clive wlał resztkę wody i odstawił dzbanek.

? Wielki dzień.

W jego głosie pobrzmiewały delikatne naleciałości z okolic Newcastle. Kate podeszła do jednego z dużych regałów na dokumenty i wysunęła szufladę.

? Nawet mi nie przypominaj.

? Denerwujesz się?

? Powiedzmy, że chciałabym już poznać wynik, jakikolwiek będzie.

Syczący ekspres nagle ucichł. Clive nalał kawę do dwóch kubków i podał jeden Kate. Zatrudnił się u niej zaraz po tym, jak założyła swoją agencję, i jeśli kogokolwiek miałaby mianować wspólnikiem, to tylko jego.

? Widziałaś pożar?

? Mmm. ? Kate przeglądała teczki.

? Podobno wybuchł jeszcze w nocy. Straszne z tym dzieckiem, co?

Spojrzała na niego.

? Jakim dzieckiem?

? Jacyś ludzie mieszkali tam na dziko, jedna para miała niemowlaka. Uciekli wszyscy, ale mały został w środku. W wiadomościach mówili, że jego matka się poparzyła, próbując go uratować. Dwumiesięczne dziecko.

Kate odstawiła kubek z kawą. Ciągle czuła na sobie zapach dymu. Spojrzała na swoje ubranie i zobaczyła malutkie płatki popiołu. Przypomniała sobie ich delikatny dotyk na twarzy i łaskotanie w krtani, kiedy mimowolnie je wdychała. Znów poczuła tamten ostry smak.

Wsunęła szufladę, nie wyciągając żadnej teczki.

? Będę na górze.

Swój gabinet miała na pierwszym piętrze. Zamknęła za sobą drzwi i strząsnęła popiół ze spódnicy i żakietu. Wiedziała, że nie będzie się w nim dobrze czuła, dopóki nie zaniesie go do pralni. Zawiesiła żakiet za drzwiami i podeszła do okna. W szybie pokazało się jej słabe odbicie. Dym pożaru zabarwiał niebo na szaro i na jego tle jej ciemne włosy były niewidoczne. Widziała tylko swoją twarz, wiszący w powietrzu blady owal.

Odwróciła się i podeszła do biurka. Z dołu dobiegały ją głosy kolejnych osób stawiających się do pracy. Biuro było za ciasne dla Clive?a i dwóch dziewczyn, ale sąsiednie pomieszczenie wymagało kosztownego remontu. Kate westchnęła i włączyła komputer. Czekając, aż się uruchomi, szybko sprawdziła firmowe konta na Facebooku i Twitterze, żeby zobaczyć, ile miały wejść przez noc. Odpowiedź była przygnębiająca, ale przynajmniej recenzja nowej restauracji, którą zamieścili na blogu minionego dnia, dostała pięć nowych polubień. Lepsze to niż nic, pomyślała. Ktoś zapukał do jej drzwi.

? Tak?

Do gabinetu weszła dziewczyna z bukietem czerwonych róż owiniętych w celofan. Podała je Kate z pytającym wyrazem na twarzy.

? Właśnie przyszły.

Między łodygi wetknięta była mała koperta. Kate ją otworzyła i wyjęła z niej białą kartkę, na której widniało czyjeś odręczne, pochylone do przodu pismo. Przeczytała wiadomość i włożyła kartkę z powrotem do koperty. Podała kwiaty dziewczynie.

? Dzięki, Caroline. Wyjdź z nimi na ulicę i daj pierwszej starszej pani, jaką zobaczysz, okej?

? Co mam jej powiedzieć? ? zapytała, zdziwiona.

? Cokolwiek. Po prostu, że to prezent od nas. ? Kate nerwowo się uśmiechnęła. ? Pamiętaj: im starsza, tym lepiej.

Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy tylko Caroline zamknęła za sobą drzwi. Jeszcze raz przeczytała liścik. ?Z góry współczuję, Paul?.

Kate podarła kartkę na strzępy i wyrzuciła do kosza. Musiała użyć całej siły woli, żeby rozluźnić napięte mięśnie.

Zabrała się do przeglądania e-maili, ale po chwili rozproszył ją dźwięk stacjonarnego telefonu. Podniosła słuchawkę.

? Tak?

? Mam na linii Paula Sutherlanda z CNB Marketing ? powiedział Clive. ? Mam mu powiedzieć, że jesteś zajęta?

Na chwilę się zawahała.

? Nie, połącz go.

W słuchawce kilka razy kliknęło. Kate zamknęła oczy.

Sekundę później usłyszała znajomy głos.

? Cześć, Kate. Pomyślałem, że zadzwonię i spytam, czy kwiaty dotarły.

? Owszem, chociaż trochę przedwcześnie. ? Cieszyła się, że głos jej nie drży.

? Błagam, chyba nie sądzisz, że naprawdę macie szanse?

? Poczekamy, zobaczymy.

Usłyszała westchnięcie.

? Kate, Kate, Kate. Przecież wiesz, co będzie. Zaszliście daleko, przyznam. Ale nie oszukuj się.

? To wszystko? Bo jeśli tak, to mam sporo pracy.

W odpowiedzi usłyszała chichot.

? Oj, nie bądź taka. Chyba mogę ci czasem doradzić, co? Jako stary kumpel.

Kate zacisnęła zęby.

? Kate? Jesteś tam?

? Nic się nie zmieniłeś. Zawsze byłeś dupkiem.

Od razu pożałowała swoich słów. Znowu usłyszała śmiech. Paul był z siebie wyraźnie zadowolony.

? Nie mów, że ci się to nie podobało. Ale okej, widzę, że tracę czas, próbując ci przemówić do rozumu. Mała Kate musi robić wszystko po swojemu, nawet jak dostaje przez to po głowie. Rozczarujesz się, ale postaraj się tym zbytnio nie przejąć.

Rozłączył się. Kate uderzyła słuchawką w aparat.

Sukinsyn.

Cała się trzęsła, wzbierały w niej dawne uczucia. Zdała sobie sprawę, że zaciska dłonie w pięści. Rozluźniając je, wzięła pierwszy głęboki wdech, potem drugi. W końcu jej oddech się uspokoił.

Przestała też dygotać, ale za to znów dał o sobie znać ból głowy. Kate żałowała, że rano upięła włosy w tak ciasny kucyk. Delikatnie pomasowała skronie. Warto było się w to pakować?

Kiedy sześć tygodni wcześniej na jej biurku wylądowało zaproszenie do przetargu na reprezentowanie funduszu Parker Trust, przystępowała do konkursu bez większych nadziei na sukces. Firma specjalizowała się w dyskretnym inwestowaniu pieniędzy zamożnych klientów, wpłacając dostatecznie dużo na ?Szczytne Cele? (w briefie przetargowym te słowa wydrukowali dużymi literami), by zapewnić sobie status organizacji charytatywnej. Kate dziwiła się, że w ogóle słyszeli o jej agencji, a tym bardziej że gotowi byli powierzyć jej nadzór nad długotrwałą, kosztowną kampanią.

Tym większe było jej zaskoczenie, kiedy Powell PR trafiło do finału. Ciągle jeszcze się z niego nie otrząsnęła, kiedy dowiedziała się, z kim przyjdzie jej w tym finale konkurować.

Od tego momentu praca nad ofertą dla Parker Trust przesłoniła jej wszystko inne. Clive żartował, że Kate powinna postawić łóżko w swoim gabinecie i w ten sposób oszczędzić czas, który zabierały jej powroty do domu. Jesteś szczęśliwa, tylko jak pracujesz, mawiał, na co ona się uśmiechała, ale pod tym uśmiechem czaił się paniczny strach. Szczęśliwa? Tego wieczora ćwiczyła na siłowni, aż każdy mięsień ją palił. Chciała się pozbyć niepokoju jak zbędnych kalorii.

A teraz zostało już tylko parę godzin czekania. Redwood, prezes zarządu funduszu, uprzedził Kate, że ostateczna decyzja zostanie podana do wiadomości przed południem. Zwycięstwo oznaczałoby finansowe bezpieczeństwo, może nawet większą siedzibę. Agencja zyskałaby renomę i dostęp do klientów z wyższej półki.

Kate nie chciała nawet myśleć o tym, czym byłoby dla niej przegranie przetargu.

Zdała sobie sprawę, że bezmyślnie naciska guzik długopisu. Odłożyła go w końcu i znów zajrzała do skrzynki pocztowej. Wkrótce pochłonęła ją praca, choć od czasu do czasu Kate nadal spoglądała na wiszący na ścianie zegar.

Poranek się przedłużał. Na każdy dźwięk telefonu Kate tężała, ale nie dzwonił nikt z Parker Trust. Za cztery dwunasta nawet już nie udawała, że pracuje. Siedziała w ciszy swojego gabinetu, patrząc na zegar i czekając na wiadomość. Długa wskazówka pełzła po cyferblacie i leniwie zbliżała się do dwunastej. Wreszcie wszystkie trzy wskazówki ustawiły się w jednej, pionowej linii, a po chwili sekundnik rozpoczął kolejny minutowy marsz.

Kate poczuła, jak uchodzi z niej całe napięcie, a pustkę po nim zapełnia głęboki zawód. Ludzie z Parker Trust byli zawsze do bólu punktualni. Gdyby wygrała przetarg, już by wiedziała. Siedziała bez ruchu, a świadomość porażki powoli w nią wsiąkała. Nie była już ewentualnością, ale faktem, z którym trzeba się było zmierzyć. Nagle Kate się otrząsnęła. To tylko przetarg. Nie wygrałaś, trudno. Będą następne.

Wyprostowała się i wróciła do czytania e-maili.

Zadzwonił telefon.

Kate się wzdrygnęła. Po kolejnym dzwonku podniosła słuchawkę.

? Tak?

? Pan Redwood z Parker Trust ? powiedziała Caroline.

Mimo że wiedziała, co usłyszy, Kate poczuła, że serce zabiło jej mocniej. Odchrząknęła.

? Połącz go.

Po dłuższej niż zwykle serii głuchych kliknięć w słuchawce odezwał się męski głos.

? Panna Powell?

? Miło pana słyszeć ? odparła z ledwie zauważalną nutą sarkazmu.

? Przepraszam za opóźnienie. Zdaję sobie sprawę, że czekała pani na mój telefon.

Głos doskonale do niego pasował. Redwood był Szkotem, szczupłym, cierpkim i drętwym. Clive uważał go za robota i Kate przyznawała mu rację.

? Tak ? powiedziała.

? Proszę mi wybaczyć ? odparł tonem niewyrażającym ani trochę skruchy. ? Mamy w zwyczaju najpierw informować stronę przegraną ? ciągnął ? żeby niejako skrócić jej cierpienie. I trwało to trochę dłużej, niż sądziliśmy.

Chwilę zajęło Kate zrozumienie sensu jego słów. W końcu wyjąkała:

? Nie rozumiem. Rozmawialiście państwo z CNB?

Redwood niecierpliwie westchnął.

? Może zacznę od początku. Jest mi niezmiernie miło poinformować panią, że jej firma wygrała przetarg. Zarząd postanowił zlecić pani agencji prowadzenie naszej kampanii.

Kate miała wrażenie, jakby opuszczała własne ciało. Za oknem wyła syrena.

? Panno Powell? Wszystko w porządku?

? Tak, tak! Bardzo się cieszę. Dziękuję.

? Jeszcze raz przepraszam za spóźnioną wiadomość. ? W jego głosie zabrzmiała nuta gniewu. ? Obawiam się, że w CNB nasza decyzja nie spotkała się z aprobatą. Osoba, z którą się kontaktowaliśmy, była nad wyraz? nieustępliwa. ? Redwood w ostatniej chwili ugryzł się w język. ? W każdym razie gratuluję. Cieszę się bardzo na naszą współpracę.

Kate coś odpowiedziała, ale sama nie była pewna co. Umówili się na spotkanie przed końcem tygodnia i Redwood się rozłączył. Ona wsłuchiwała się jeszcze przez chwilę w sygnał w słuchawce, zanim ją odłożyła. Na dole mruczała rytmicznie drukarka, ktoś się śmiał. Kate wyjrzała przez okno. Z początku myślała, że czarna plama na niebie to deszczowa chmura, ale w końcu sobie przypomniała.

Wreszcie zeszła na dół, żeby powiedzieć reszcie o wygranej.

Autobus zatrzymał się niedaleko jej mieszkania w Fulham. Wysiadając, Kate zdała sobie sprawę, że teraz mogła już sobie pozwolić na wzięcie taksówki od stacji metra. Z nawykami ciężko walczyć. W azjatyckim supermarkecie kupiła mleko i paczkę ryżu. Po chwili wahania dorzuciła jeszcze do koszyka butelkę białego wina.

Na ulicy owiało ją zimne powietrze, jakby dla przypomnienia, że wiosna na razie dotarła tylko do kalendarza. Zaczęło trochę padać, więc Kate przyśpieszyła kroku, żeby zdążyć przed większą ulewą. O mały włos nie nadepnęłaby na dziecięcą rękawiczkę leżącą na krawędzi kałuży i świecącą jaskrawą czerwienią na tle brudnego chodnika. Musiała niedawno komuś upaść, bo ciągle była czysta.

Kate ją podniosła i rozejrzała się za matką z wózkiem, a nie widząc nikogo w pobliżu, poszukała widocznego miejsca, gdzie mogłaby położyć zgubę. Nie znalazła nic lepszego od zabłoconego chodnika, ale nie chciała zostawiać rękawiczki na ziemi. Była nie większa od jej dłoni. Patrząc na nią, nagle przypomniała sobie o płonącym magazynie. Poczuła, jak zaciska się jej krtań. Bez zastanowienia włożyła rękawiczkę do kieszeni i poszła dalej.

Tymczasem przestało padać. Żelazna brama przed wiktoriańskim szeregowcem była otwarta, jak zwykle odkąd odpadły zawiasy. Poprzedni lokator położył płyty chodnikowe w malutkim ogródku, ale zostawił na środku trochę miejsca na krzewy róży. Przydałoby się je przyciąć, pomyślała Kate, po czym weszła na niewielką werandę i otworzyła drzwi.

Na podłodze w przedpokoju leżała sterta kopert. Kate je podniosła i wybrała te, które były zaadresowane do niej. Tylko dwie ? jakiś rachunek i wyciąg z konta bankowego. Listy z ulotkami reklamowymi podzieliła na pół i część odłożyła na wycieraczkę sąsiadki z parteru. Właśnie prostowała plecy, kiedy staruszka otworzyła drzwi.

? Tak mi się zdawało, że kogoś słyszę.

Kate zmusiła się do uśmiechu.

? Dzień dobry, pani Willoughby. Jak się pani miewa?

Ze zgrozą zobaczyła, że sąsiadka wychodzi za próg mieszkania, opierając się ciężko o laskę. Jej ciemnozielona sukienka była idealnie wyprasowana, jak zawsze, a niebiesko-szara peruka przypominała bardziej czapkę niż włosy.

? Bardzo dobrze, dziękuję. ? Spojrzała na swoją wycieraczkę. ? To do mnie?

Kate podniosła koperty z ziemi i podała je kobiecie.

? Obawiam się, że nic ciekawego.

Pani Willoughby nigdy nie dostawała listów, ale zawsze wychodziła na klatkę, żeby przywitać swoją młodszą sąsiadkę. Kate wiedziała, że poczta była tylko wymówką, i na ogół chętnie zamieniała ze staruszką kilka zdań. Ale tego wieczora nie miała ochoty na rozmowę.

Pani Willoughby przeglądała ulotki i kupony zniżkowe i Kate na chwilę uwierzyła, że uda jej się uciec. Zaczęła iść w stronę swoich drzwi, ale sąsiadka podniosła głowę.

? Nie, żadnego listu. Jednak nigdy nie wiadomo, prawda?

Kate się uśmiechnęła, a pani Willoughby oparła się o laskę obiema rękami, co oznaczało, że szykuje się na dłuższą rozmowę. Zanim jednak znowu otworzyła usta, jej uwagę odwróciło jakieś szare stworzenie przechodzące przez otwór w drzwiach wyjściowych.

Kocur zamiauczał i zaczął się ocierać o nogę Kate, a po chwili ruszył w kierunku otwartego mieszkania sąsiadki.

? O nie! ? zawołała Kate i chwyciła go wpół. Kot jęknął z niezadowoleniem. ? Lepiej już go zabiorę. Jak wbiegnie do pani, to do wieczora go nie złapiemy.

Pani Willoughby nawet na chwilę nie przestała się uśmiechać.

? No tak, rozumiem. Nie chcę pani zatrzymywać. Pewnie obydwoje jesteście głodni.

Pożegnała się i weszła do środka, a Kate podeszła do swoich drzwi. W nich też był otwór dla kota, ale Dougal nie miał zamiaru z niego korzystać, skoro jego pani była na miejscu i za chwilę miała mu otworzyć. Zamknęła je za sobą i dopiero wtedy wypuściła go z rąk. Czmychnął po schodach do kuchni na piętrze. Kate poszła za nim wolnym krokiem. Było jej trochę głupio, że zbyła staruszkę. Zdjęła żakiet, krzywiąc się od niewywietrzonego wciąż zapachu dymu. Zawiesiła go na wieszaku, żeby nazajutrz zabrać do pralni, i na widok zgrubiałej kieszeni przypomniała sobie o rękawiczce.

Zaniepokoił ją ten irracjonalny odruch, żeby ją zabrać. Zdecydowanym ruchem wyjęła rękawiczkę z kieszeni z zamiarem wyrzucenia jej do śmieci. W kuchni otworzyła pokrywę kosza, uwalniając słodkawy zapach psującej się żywności. Przez chwilę trzymała rękawiczkę nad skorupkami jajek i skórkami obranych warzyw, ale nie była w stanie wykonać decydującego ruchu. Zamknęła kosz i poszła do sypialni. Otworzyła szufladę i wrzuciła rękawiczkę za stertę ręczników.

Wróciła do przedpokoju i z ulgą rozpuściła włosy. W telefonie mrugała lampka, ale okazało się, że osoba, która dzwoniła, rozłączyła się bez nagrywania wiadomości.

Kate przeszła boso do salonu. Jak w całym mieszkaniu tu też ściany były pomalowane na biało. Lubiła proste kolory, a poza tym do domu nie wpadało naturalne światło. Nawet kiedy na dworze było jasno, w środku panował półmrok.

Kate włączyła lampkę stołową. Meble w dużym pokoju były oszczędne i nowoczesne, z wyjątkiem sosnowej skrzyni, która służyła za stolik do kanapy. Na ścianie wisiał abstrakcyjny obraz, który kupiła na wystawie, jedyny barwny element wystroju. Mieszkanie było bardziej przytulne zimą, kiedy w długie wieczory zaciągała zasłony i wypełniała rogi pokoju sztucznym światłem. Teraz, chociaż było dość ciemno, włączona lampa jakoś jej nie pasowała.

Zgasiła ją i włączyła telewizor. Bezmyślnie przełączała kanały i nic jej nie interesowało, ale ekran rozjaśniał nieco pokój, a dźwięki z głośnika zmniejszały wrażenie pustki.

Kate usłyszała miauknięcie i poczuła, że Dougal ociera się o jej nogę i szturcha głową o kostki.

? Głodny?

Wzięła go na ręce. Był duży i miał blisko osadzone oczy, które dawały mu niezbyt wyrafinowany wyraz nieustającego zdziwienia. Dostała go w zestawie z mieszkaniem. Agentka nie wspomniała o kocie, kiedy Kate podpisywała umowę kupna. Ludzie, którzy mieszkali tu przed nią, nie zabrali swojego kota ze sobą. Kate nie chciała kota, ale Dougal był albo zbyt tępy, albo zbyt uparty, żeby to zaakceptować.

Wyrwał się z jej uścisku i zeskoczył na podłogę, głośno miaucząc.

? No dobrze, rozumiem. Pora kolacji.

Kate poszła do kuchni i wyjęła z szafki puszkę kociej karmy. Kot wskoczył na blat i próbował dobrać się do mięsa, jeszcze zanim je wygrzebała widelcem do miski. Zepchnęła go na dół.

? Poczekaj, głodomorze.

Postawiła jego miskę na ziemi i patrzyła, jak Dougal pożera jedzenie. Pomyślała, że sama powinna coś zjeść. Otworzyła lodówkę, zajrzała do środka i znów ją zamknęła. Z salonu dobiegł sztuczny śmiech. Wróciła tam i zobaczyła, że leci teleturniej. Wyłączyła telewizor. Śmiech gwałtownie ucichł.

Pokój wypełniła cisza, zdawał się teraz jeszcze ciemniejszy, ale nie chciało jej się wstawać, żeby włączyć lampę. W kuchni kot szurał miską o kafelki.

Co się ze mną dzieje?

Wygranie przetargu dla Parker Trust było jej największym sukcesem zawodowym. Powinna być w euforii, a tymczasem czuła tylko pustkę. Żadnej satysfakcji, żadnego spełnienia. W sumie nic się nie zmieniło. Rozejrzała się po ciemniejącym salonie. Czy to wszystko? Nic więcej mnie w życiu nie czeka?

Usłyszała klapkę w drzwiach. Dougal napełnił żołądek i znowu wyszedł na dwór. Kate została sama. Mrok i cisza wokół niej nagle stały się uciążliwe. Włączyła światło i uruchomiła wieżę, nie dbając o to, jaka płyta jest w odtwarzaczu.

Pokój wypełnił głos Toma Jonesa śpiewającego It?s Not Unusual. Kate wyszła do przedpokoju i podniosła słuchawkę telefonu. Nie umawiała się z nikim na wyjście, bo wiedziała, że po przegranym przetargu będzie wolała zostać w domu, ale teraz samotny wieczór był wykluczony. Po dwóch sygnałach w słuchawce odezwał się kobiecy głos.

? Halo?

? Lucy, cześć, to ja.

? Kate, cześć! Poczekaj.

Jej przyjaciółka odłożyła słuchawkę i słychać było, jak podnosi głos. Zneutralizowała dziecięcy sprzeciw i wróciła do telefonu.

? Przepraszam. Mały spór o to, co oglądać w telewizji.

? Kto jest górą?

? Ja. Powiedziałam jej, że albo obejrzy ze mną EastEnders, albo pójdzie do łóżka. Okazuje się, że jest wielką miłośniczką EastEnders. Jak poszło?

? Wygraliśmy.

? Kate, to wspaniale! Pewnie zwariowałaś ze szczęścia.

? Chyba jeszcze to do mnie nie dotarło.

? Dotrze. Rozumiem, że wychodzisz na miasto świętować?

Kate przełożyła słuchawkę do drugiego ucha, żeby lepiej słyszeć Lucy niż Toma Jonesa.

? Niezupełnie. Słuchaj, nie chciałabyś gdzieś ze mną wyskoczyć? Ja stawiam. O ile Jack zgodzi się poniańczyć.

? Dzisiaj? Nie mogę. Jack późno wraca.

Kate nie dała po sobie poznać, jak bardzo jest zawiedziona.

? Nie ma sprawy. Wiem, że późno daję znać.

? Ale fakt, że strasznie dawno nigdzie razem nie wyszłyśmy. Mam pomysł. Wpadnij do nas. Przynieś dwie butelki wina i przy odrobinie szczęścia może uda nam się ubzdryngolić przed przyjściem Jacka.

To podniosło Kate na duchu.

? Ale nie będę przeszkadzać?

? No co ty! Najwyżej będziesz musiała położyć małe spać, jeśli wcześniej nie zasną.

Kate uśmiechnęła się na myśl o dzieciach Lucy.

? Z dziką rozkoszą.

Powiedziała, że przyjedzie za godzinę, i rozłączyła się w znacznie lepszym nastroju. Znów była zajęta, miała dokąd iść. W myślach już widziała, jak bawi się z Emily i Angusem, a potem upija trochę z Lucy i zapomina o głupich smutkach. Tom podkręcił tempo i Kate zakołysała biodrami.

Zadzwoniła po taksówkę i nalała sobie kieliszek wina z lodówki.

? Na zdrowie ? powiedziała do siebie.

Zabrała kieliszek do łazienki, postawiła go na krawędzi wanny i rozebrała się. Czekając, aż woda się nagrzeje, przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Jak zwykle żałowała, że nie jest wysoka i elegancka, ale chwilowo płynęła na wysokiej fali, więc za bardzo się nie przejmowała.

Wzięła szybki prysznic, gorącą wodą zmywając z siebie męczący dzień. Wytarła się ręcznikiem i właśnie zaczęła się ubierać, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Taksówka przyjechała za wcześnie. Cholera. Kate wahała się, czy ubrać się do końca, ale drugi, przeciągły dzwonek pomógł jej podjąć decyzję. Narzuciła na siebie szlafrok i pobiegła na dół.

Przez matową szybę w drzwiach widać było męską sylwetkę. Kate przekręciła zamek i uchyliła drzwi.

? Jest pan za? ? zaczęła, ale szybko przerwała.

Na werandzie stał Paul i szeroko się uśmiechał.

? Za jaki?

Na jego widok zamarła. Próbowała otrząsnąć się z szoku.

? Co tu robisz?

? Przyszedłem ci pogratulować.

Uniósł butelkę szampana, którą trzymał za szyjkę. Czuć było od niego piwem i papierosami. W jego uśmiechu było coś, co Kate nie do końca pasowało. Nie otwierała szerzej drzwi.

? Wychodzę ? powiedziała.

Wyszczerzył się jeszcze bardziej i obejrzał ją od stóp do głów. Kate zdławiła impuls, by zasunąć poły szlafroka.

? Za chwilę mam taksówkę. Muszę się ubrać.

Przesunął wzrok z jej piersi na twarz.

? Nie przejmuj się mną. Nie zobaczę niczego, czego już bym nie widział.

Kiedy tylko spróbowała zaprotestować, zrobił krok do przodu, a ona odruchowo się cofnęła. Stworzyła mu tym samym dostatecznie dużo miejsca, by mógł wepchnąć ramiona między drzwi a framugę. Zmusił Kate do zrobienia jeszcze jednego kroku w tył i nagle stał w środku.

? Paul! ? zawołała, ale on przeszedł obok niej.

? No, Kate. Ruchy. Mówiłaś, że się śpieszysz.

Wszedł ciężkim krokiem na górę, obijając się niezdarnie o ściany. Kate zatrzymała się w korytarzu, a on wlazł do salonu. Nie wchodź na górę, zostaw go, nie wchodź, mówił jej wewnętrzny głos. Ale nie wiedziała, co robić. Zamknęła drzwi wejściowe, ale te do mieszkania zostawiła otwarte, i pobiegła za nim.

Paul leżał na kanapie z rękami rozłożonymi na oparciu. Miał czerwoną twarz. Niewiele się zmienił od ich ostatniego spotkania. Urosły mu włosy i wyraźnie przytył, ale w jego zachowaniu była wciąż ta sama arogancja.

? Ładne mieszkanie ? powiedział z uśmieszkiem.

? Skąd masz mój adres?

? Jeśli chcesz go trzymać w tajemnicy, powinnaś się wykreślić z książki telefonicznej. I na twoim miejscu nagrałbym nową wiadomość na sekretarkę. Masz strasznie znudzony głos.

Kate stała w drzwiach.

? Chcę, żebyś wyszedł.

? Nawet mi nie zaproponujesz drinka? ? Zamachał butelką szampana. ? Nie? ? Upuścił ją na kanapę. ? Marnie nam idzie to świętowanie.

? Po co przyszedłeś, Paul?

Na jego twarzy zarysowała się niepewność, jakby sam nie wiedział, co nim kierowało. Chwilę później już jej nie było.

? Żeby cię zobaczyć. Co, już nie jestem godny twojej uwagi?

? Nie mamy o czym rozmawiać. Zresztą powiedziałam ci, że wychodzę.

? Dokąd?

? Do Lucy.

Odpowiedziała odruchowo, zanim zdążyła się powstrzymać. Była na siebie wściekła.

Paul przypomniał sobie swój nieprzyjemny uśmieszek.

? Ciągle się spotykasz z tą głupią krową?

? Lucy nie jest krową i tobie nic do tego, z kim się spotykam.

Nagle spoważniał.

? Już zapomniałem, jaka jesteś zarozumiała.

Kate nic nie odpowiedziała.

? Oj, już nie patrz na mnie takim zranionym wzrokiem ? rzucił i spojrzał na nią z wyrzutem. ? Nic się nie zmieniłaś. Święta, nieskazitelna Kate. ? Niespodziewanie pochylił się do przodu. ? Nie mów mi, że cię to nie bawi. Udało ci się! Pokonałaś mnie. Możesz się nade mną poznęcać, nie mam nic przeciwko.

? Wolę, żebyś już poszedł.

? Co? Tak po prostu? ? Spojrzał na nią z udawanym zaskoczeniem. ? To przecież twoja wielka szansa. Nareszcie ten wstrętny Paul Sutherland dostał za swoje! Na pewno nie chcesz się na mnie powyżywać?

Kate już czuła pierwsze ukłucia skruchy. Pokonanie Paula nie dało jej aż takiego zastrzyku radości, jakiego się spodziewała, ale nie mogła zaprzeczyć, że chęć odegrania się na nim stanowiła część jej motywacji. Do szału doprowadzała ją potrzeba przeproszenia go za to i przyznania mu racji.

? Skąd to przekonanie, że jesteś dla mnie aż tak ważny?

Uśmiechnął się od ucha do ucha, bo wiedział, że udało mu się ją sprowokować.

? Bo cię znam. Wiem, jaka jesteś. Nic dziwnego, mieszkając z tobą, miałem dużo czasu, żeby ci się przyglądać. ? Jego gniew zaczynał coraz mocniej dawać o sobie znać. ? Wystarczy raz spojrzeć. Panna Doskonała. Pewnie myślisz, że jesteś ode mnie lepsza, co?

? W ogóle o tobie nie myślę.

? Nie? ? Parsknął. ? Zawsze była z ciebie niewdzięczna suka. Zapomniałaś już, że podałem ci twoją karierę na tacy.

Riposta wyszła z jej ust, zanim zdążyła pomyśleć.

? Nie tylko to mi dałeś, o ile pamiętam.

? Co to ma znaczyć?

Kate uciekła wzrokiem.

? Paul, to nie ma sensu. Przykro mi, że jesteś zawiedziony, ale?

? Zawiedziony? Niby czemu miałbym być zawiedziony? Bo jakaś dwulicowa suka wyruchała mnie na przetargu, nad którym harowałem jak wół?

? Na niczym cię nie wyruchałam.

? Nie? To kogo? Cały ich zarząd czy tylko Redwooda?

Kate otworzyła drzwi.

? Wyjdź.

Paul się zaśmiał, ale bez humoru.

? Śmiało, Kate. Możesz mi powiedzieć. Dotykał cię tak dobrze jak ja?

? Wynoś się!

Wstał z kanapy, zanim zdążyła wykonać ruch. Jedną ręką chwycił ją za gardło, a drugą podparł o jej podbródek, przechylając jej głowę w tył.

? Nie mów mi, kurwa, co mam robić!

Kate poczuła na policzkach kropelki jego śliny. Z ust ziało mu alkoholem. Próbowała się uwolnić, ale był zbyt silny. Wykrzywił wściekle twarz.

? Myślisz, że jesteś taka mądra, co?

Przycisnął ją do drzwi. Klamka wbiła jej się w kręgosłup. Nagle dostrzegła zmianę w jego oczach i od razu wiedziała, co ją czeka. Jakby jej myśl miała moc sprawczą, dłoń Paula powędrowała w dół i odchyliła połę szlafroka. Nie zwracając uwagi na jej sprzeciw, złapał Kate za pierś. Mocno.

? Paul! Nie!

Przydusił ją drugą ręką, żeby nie mogła krzyczeć. Wsunął nogę między jej uda i jeszcze mocniej przycisnął całą do drzwi. Nie miała jak go kopnąć, próbowała oderwać jego dłonie. Zaczęło jej błyskać przed oczami. Paul zsunął dłoń niżej i zaczął ciągnąć za pasek od szlafroka. Chryste, nie!

W jednej chwili przestała walczyć. Paul spojrzał na nią zdziwiony, a ona się uśmiechnęła.

? Sypialnia ? wycharczała.

Przez chwilę się nie ruszał i wydawało się jej, że w jego stanie nic do niego nie dociera. Ale w końcu się rozluźnił i zrobił krok wstecz. Kiedy tylko puścił jej gardło i zabrał nogę spomiędzy jej ud, z całej siły kopnęła go kolanem w krocze i odepchnęła od siebie.

Zrobiła to za wcześnie. Kolano zsunęło się po jego udzie i jeszcze zataczając się do tyłu, znowu próbował ją złapać. Kate wybiegła z pokoju i ruszyła korytarzem, czując, że Paul jest tuż za nią. Kiedy była przy schodach, chwycił jej szlafrok i przyciągnął do siebie. Widziała na dole otwarte drzwi i rozpaczliwie wyszarpnęła materiał z jego rąk.

Uderzyła plecami o ścianę, a on poleciał w drugą stronę i stoczył się niezdarnie ze schodów. Sekundę później leżał bezwładnie na podłodze przedsionka.

Kate zbiegła za nim. Miał zamknięte oczy i usta wykrzywione w bólu. Przeszła nad jego bezwładnym ciałem i otworzyła drzwi na ulicę. Nie stawiał oporu, kiedy wzięła go pod pachy i zaczęła wyciągać z mieszkania. Był ciężki, ale nie miała dużo do przejścia. Dopiero kiedy uderzył biodrami o stopnie werandy, zdał sobie sprawę, co się dzieje.

? Eeeej ? jęknął i cały zesztywniał.

Upuściła go.

Uderzył głową o płytę chodnika, ale jego okrzyk nie zatrzymał Kate, która biegła już z powrotem do wejścia. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami, chwytając łapczywie powietrze. Mięśnie jej rąk i barków wyły z bólu.

Przez dłuższą chwilę na zewnątrz było cicho. W końcu usłyszała jego jęki i przekleństwa.

? Kurwa! ? zawył. ? Co za suka!

Zrobił parę kroków w kierunku werandy.

? Jak wejdę na górę, a ty nadal tu będziesz, dzwonię na policję! ? zawołała.

Owinęła się mocniej szlafrokiem i wbiegła na piętro.

Trzymając się blisko ścian, podeszła do okna i wyjrzała na ulicę. Paul stał przed furtką, pocierał dłonią tył głowy i gapił się na drzwi wejściowe. Potem podniósł wzrok. Kate cofnęła się gwałtownie, ale nie wyglądało na to, żeby ją zobaczył. W końcu się odwrócił i poszedł.

Kate go obserwowała, aż zniknął jej z oczu. Wtedy zeszło z niej napięcie. Nogi się pod nią ugięły i ledwo zdołała dojść do najbliższego krzesła. Cała się trzęsła.

Na dźwięk dzwonka do drzwi aż podskoczyła. Boże, co znowu? Ostrożnie podeszła do okna, ale nikogo nie widziała. Ten, kto zadzwonił, musiał stać na werandzie. Zawahała się, ale w końcu zeszła na dół. W połowie schodów prawie się potknęła, słysząc drugi dzwonek. Otworzyła drzwi mieszkania. W zapadającym zmroku sylwetka człowieka za matową szybą była jeszcze wyraźniejsza niż poprzednio.

Zapytała łamiącym się głosem:

? Kto tam?

? Taksówka. Nazwisko: Powell.

To nie był głos Paula i Kate z ulgą oparła głowę o ścianę. Była o krok od powiedzenia taksówkarzowi, że zmieniła zdanie, tak silną czuła potrzebę zamknięcia się w domu i schowania pod kołdrą.

? Dziesięć minut, dobrze? ? zawołała i wbiegła na górę, żeby się ubrać.
(…)

zimne-ognie-okladkaSimon Beckett „Zimne ognie”
Tłumaczenie: Piotr Kaliński
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 352

Opis: Kate to spełniona zawodowo londyńska singielka. Mimo że ceni sobie swoją niezależność, bardzo chce mieć dziecko i zdaje sobie sprawę, że dla niej to może być ostatni moment na macierzyństwo. Kate ma jednak za sobą nieudany związek i dręczy ją strach przed zaufaniem nowej osobie. Wpada więc na pomysł, by znaleźć idealnego dawcę spermy. Wkrótce poznaje przystojnego Alexa Turnera. Gdy zachodzi w ciążę i pragnie wyznać mu tę nowinę, on nagle znika bez śladu?

Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek