Sceneria alpejskich dolin i małe miasto, w którym kryje się wielkie piekło. Przeczytaj przedpremierowo fragment kryminału „Wędrowiec” Luki D’Andrei

11 stycznia 2022

26 stycznia nakładem Wydawnictwa W.A.B. w księgarniach pojawi się nowa powieść włoskiego pisarza Luki D’Andrei, specjalizującego się w thrillerach górskich. „Wędrowiec” to wciągająca opowieść o tajemnicy skrywanej przez 20 lat, która powraca i otwiera w Tyrolu Południowym bramy piekieł. Szykujcie się na spotkanie z nieprzewidywalnymi zwrotami akcji i zaskakującymi bohaterami. Tymczasem poniżej przeczytacie przedpremierowo fragment książki.

Ósmego czerwca, kiedy Kreuzwirt wypełniał się beemkami i mercedesami południowotyrolskiego establishmentu, Sibylle pozwoliła sobie wstać z łóżka nieco później, ponieważ Oskar na znak żałoby postanowił nie otwierać Black Hat.

Kiedy wyszła z domu, by przejechać się po okolicy na motorze, zobaczyła list. Koperta była zaklejona, bez nadawcy. Nieśmiały adorator?

Chciałoby się.

Sibylle wiedziała, że jest niczego sobie. Napaleni faceci z Black Hat swoimi spojrzeniami i łapskami nie nauczyli jej niczego, czego by już sama nie wiedziała. Ale gdy tylko zaczynała otwierać się nieco na chłopaków, którzy zdali Egzamin Pierwszego Wrażenia (i następujący zaraz po nim Test Wuja Czy Nie Trafiłam Na…), chłopaków wystarczająco przystojnych, by obudzić jej zainteresowanie, i nie aż tak głupich, by nie pójść z nimi na odrobinę gimnastyki do łóżka, ci dawali w długą. „Nie jestem jeszcze gotowy na”. „To nie ty, to ja”. „Sama przecież widzisz, że”. Sib wszystko to już słyszała.

Problem w tym, że Sibylle była skomplikowaną osobowością w zakątku świata, który wyjątkowo kochał porządek. Podrywający ją chłopcy byli prości. Chcieli dziewczyny, która dałaby się zaprowadzić przed ołtarz w kościele w Campo Tures, wydałaby na świat dwa albo trzy berbecie i resztę życia poświęciłaby gotowaniu, prasowaniu i byciu dyspozycyjną w sobotę wieczorem. Wizja przyszłości dość odmienna od tej, którą miała w głowie Sib. I rzeczywiście, w kopercie nie było żadnych wyznań ani deklaracji miłosnych. Tylko czarno-biała fotografia. Niemożliwa fotografia. Erika leżąca nad brzegiem jeziora. W sukience z Maturaballu. Włosy utytłane w błocie. Twarz zwrócona w kierunku świtu.

I symbol wyrysowany obok zwłok.

***

Tony zbladł.

– Ten gryzmoł. Co to takiego?

– Dowód, że Erika została zamordowana.

Nie było go.

W roku 1999 tego znaku narysowanego w błocie tuż obok zwłok Eriki nie było. Tony go nie widział, kiedy Milani zepchnął go ze zbocza, i nikt ze śledczych nie mówił o nim na konferencjach prasowych.

A więc…

Sibylle uprzedziła jego wątpliwość.

– To nie fotomontaż. Dałam zdjęcie do sprawdzenia jednemu nerdowi z Brunico. Myślał, że to fotos z filmu. Zdjęcie jest z tamtego okresu. Światło wskazuje, że zostało zrobione krótko po świcie. I jest autentyczne. – Sib nabrała powietrza w płuca i zaczęła grzebać w pudełku. – Pomylona Erica przepowiadała przyszłość. Wiedziałeś?

Tony przypomniał sobie, że w roku 1999 hasło „Pomylona Erika” pojawiło się dość szybko i wraz z nim niewiele więcej. Głowa w chmurach. Jacyś znajomi. „Jeszcze jeden element – kwaśno zauważył Milani – do podparcia tezy o samobójstwie. Żadnego morderstwa. Żadnego pośmiertnego gwałtu. Pożegnaj się z prasową bombą, świeżaku”.

Sibylle pokazała mu talię kart do tarota.

– Należały do Eriki. Wiesz, jak to działa?

– Nie rozumiem. Jak działa?

– Każdy ma swój sposób stawiania kart. Jedni w krąg albo trójkąt, inni w grupach po trzy albo cztery. Każdy ma swój system. Erika robiła tak.

Sib zaczęła układać karty na stoliku. Dwie pionowe linie równoległe po trzy karty każda. Bardzo blisko siebie. Do tego dodała jeszcze dwie na dole, tworząc rodzaj ostrza strzały. I jeszcze dwie, powyżej. Rezultat…

– Wygląda jak głowa węża.

– Erika nazywała to „uśmiechem kolibra”. Potrafisz sobie to wyobrazić?

Ułożenie kart na stole było takie samo jak symbol nakreślony w błocie obok ciała Eriki.

O kurwa.

– A teraz patrz uważnie na fotografię – powiedziała Sibylle. – Widzisz numer serii? Fotografia, którą znalazłam w skrzynce na listy, to jest pierwsze zdjęcie zrobione w miejscu śmierci Eriki. Pozostałe są tu.

Teczka. Cienka. Pieczęć sądu w Bolzano.

– Dostałam ją z prokuratury. Są tam protokoły karabinierów, fotografie zrobione tamtego dnia i raport z autopsji Eriki. Zauważasz coś dziwnego?

Rzucało się w oczy, jak klaun na pogrzebie. Numery fotografii z teczki zaczynały się od 7, a kończyły na 50. Poza tym światło na fotografii z numerem 1 było inne, jakby te z teczki zostały zrobione znacznie później. Ciało Eriki leżało inaczej i zgodnie z tym, co Tony pamiętał, nie było tam żadnego symbolu.

– Ja myślę – podjęła Sib – że uśmiech kolibra miał wzbudzić wątpliwości, ale ponieważ ktoś postarał się, by znikł, wszystko poszło gładko. Dwudziestego pierwszego Erika odebrała sobie życie, topiąc się w jeziorze. Dwudziestego drugiego odbyła się sekcja zwłok, która potwierdziła śmierć przez utonięcie. Samobójstwo. Dwudziestego trzeciego ciało zostało skremowane. Popatrz na podpis lekarza, który na polecenie prokuratury sporządził ekspertyzę.

Kaligrafia była kanciasta, ale czytelna. Doktor Josef Horst. Mężczyzna, który odkrył zwłoki o czwartej rano 22 marca 1999 roku.

Tony otarł dłonią czoło.

Pocił się.

– A więc według ciebie Horst zabija Erikę, rysuje znak, ale kiedy tylko przybywają karabinierzy, żałuje tego, usuwa symbol i w jakiś sposób sprawia, że znikają fotografie, które już zrobiono. Potem fałszuje wyniki autopsji. To się nie trzyma kupy.

– To prawda. Ja uważam, że Horst znalazł ciało Eriki i że w pierwszej chwili nie dostrzegł uśmiechu kolibra. Zrozumiałe. Była noc, ciemno. Na dodatek był poruszony. Zobaczył dopiero o świcie, kiedy karabinierzy już zrobili zdjęcia z numerami od jeden do sześć. I wtedy go zamazał. Potem…

– Zamknął usta karabinierom? – wszedł jej w słowo Tony. – Sprawił, że fotografie znikły? Nie wydaje ci się, że to trochę za wiele?

Sib przyjrzała się twarzy Tony’ego.

Zakłopotanej. Przestraszonej. Niedowierzającej.

Kontrolę przejęła Sibby Pończoszanka.

– Wiesz, kto przekonał ciotkę Helgę, żeby skremowała Erikę? Horst. Nie ma ciała, nie ma możliwości zrobienia drugiej autopsji. A teraz zgadnij, co się stało z karabinierami, którzy jako pierwsi przyjechali nad jezioro. Nie żyją. Jeden w dwa tysiące trzecim miał zawał, drugi w dwa tysiące dziesiątym wypadek samochodowy. Córka tego, co zmarł na zawał, pracuje dziś dla Perkmanów. Tego drugiego w dziewięćdziesiątym dziewiątym mieli wyrzucić ze służby, bo zglanował domokrążcę. Zgadnij, kto mu pomógł, żeby nie skończył na ulicy? Friedrich Perkman. Człowiek pochowany tego samego dnia, którego ktoś wsadził tę fotografię do mojej skrzynki na listy. Kurwa, Tony, bischt Blint?

Nie, Tony nie był ślepy.

Tak samo jak nie umykało mu, że pysk Freddy’ego stał się już całkiem biały, było dla niego jasne, że w śmierci Eriki niewiele rzeczy miało sens. Z wyjątkiem decyzji, żeby powierzyć relacjonowanie tej historii świeżakowi. Może i antypatyczna, może i suka, ale Giò była doświadczoną dziennikarką. Z pewnością nie dałaby się wyprowadzić w pole jak kompletny nowicjusz.

À propos, czy pamiętał ostatnie słowa, które zamienił z Milanim?

Pamiętał. Smak jima beama na podniebieniu, bezgwiezdne niebo i…

O kurwa.

Milani woził go po dolinie, towarzyszył mu na konferencjach prasowych gliniarzy. Nawet podczas wywiadów był obok niego. Nie mówiąc już o tym, że to Milani przekonał go, by pojechał do Kreuzwirtu. Michele Milani: kaganiec, który założyli mu Perkmanowie.

Tony poczuł, jak wzbierają w nim mdłości.

Morderstwo.

Słowo przesyciło powietrze całym swym przerażającym znaczeniem.
(…)

Luca D’Andrea „Wędrowiec”
Tłumaczenie: Tomasz Kwiecień
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 400

Opis:

Tony Carcano jest uznanym pisarzem, jednak jego codzienność jest raczej bezbarwna. Mieszka w Bolzano w tej samej dzielnicy, w której się urodził, a jego najlepszym przyjacielem jest stukilowy bernardyn. Nieoczekiwane wtargnięcie w jego życie Sibylle, niebezpiecznie fascynującej dwudziestolatki, która jeździ crossowym motocyklem i nosi nóż sprężynowy, diametralnie wszystko zmienia. Dziewczyna wręcza Tony’emu fotografię sprzed lat, na której on, młody i uśmiechnięty, stoi nad zwłokami kobiety. Choć mężczyzna próbował zapomnieć o przeszłości, teraz wraz z Sibylle rozpoczyna ponowne dochodzenie. Trop wiedzie ich na spotkanie z niewielką, zamkniętą wspólnotą górskiej miejscowości Kreuzwirt. Za zabójstwem Eriki kryje się niewyobrażalna tajemnica spleciona z kłamstw, przemocy, chciwości i szaleństwa. A kluczem do jej rozwiązania jest, jak się wydaje, pewien symbol – uśmiech kolibra.

Tematy: , ,

Kategoria: fragmenty książek