Premierowy fragment powieści „Krótka historia siedmiu zabójstw” Marlona Jamesa

25 listopada 2016

krotka_historia_siedmiu_zabojstw_fragment
Decyzję o przyznaniu „Krótkiej historii siedmiu zabójstw” prestiżowej nagrody Man Booker Prize jury podjęło jednomyślnie, w niespełna dwie godziny. Wreszcie możemy przekonać się, w czym tkwi fenomen książki Marlona Jamesa. Powieść trafiła do księgarń nakładem Wydawnictwa Literackiego. Poniżej prezentujemy jej krótki fragment w przekładzie Roberta Sudóła. Narracja w „Krótkiej historii siedmiu zabójstw” prowadzona jest z perspektywy wielu narratorów. Głos Barry?ego Diflorio, czyli agenta CIA, należał do ulubionych Roberta Sudóła. „Jego rozmowy z innymi agentami i z żoną są świetne pod względem dramaturgicznym, wypełnione zniuansowanymi emocjami. Nadają się na scenę. Można z nich upleść porządny spektakl”mówi tłumacz.

BARRY DIFLORIO

Na zewnątrz wisi tylko jeden szyld, ale jest taki duży, że nawet ze środka widać żółte krzywizny liter przechylonych na dachu. Takie to wielkie, że pewnego dnia na pewno spadnie, przypuszczalnie wtedy, gdy jakiś dzieciak wbiegnie, bo go wcześniej z lekcji zwolnili. Dzieciak doskoczy do drzwi akurat wtedy, gdy wielki szyld zacznie trzeszczeć, ale on nawet tego nie usłyszy, bo mu w brzuchu będzie głośno burczeć, a jak szarpnie za klamkę, całe to cholerstwo spadnie z dachu. Kiedy duch biednego dzieciaka skuma, co go załatwiło, będzie klął jak najgorszy marynarz: King Burger, Home of the Whamperer.

Dalej przy Halfway Tree Road jest McDonald. Logo mają niebieskie, a ludzie, którzy tam pracują, przysięgają, że pan McDonald siedzi na zapleczu. Ja jednak wolę firmę King Burger, Home of the Whamperer. Tutaj nikt nie słyszał o Burger Kingu. W środku są żółte plastikowe krzesła i czerwone stoliki z włókna szklanego, a menu ma litery jak na tych tablicach na kinach, głoszących, że już wkrótce będą wyświetlać taki a taki film. O trzeciej po południu nie ma tam dużo klientów i właśnie dlatego przychodzę. W większych skupiskach zawsze robię się nerwowy; wystarczy jedna niedobra iskra i grupa przeradza się w motłoch. Zastanawiam się, czy to nie dlatego wszędzie na dworze są kraty. Na Jamajce jestem od stycznia.

Za kasjerką wisi wywieszka, że jeśli nie przygotują zamówionego burgera w ciągu piętnastu minut, to klient dostanie go gratis. Dwa dni temu po upływie szesnastu minut popukałem się w zegarek, ale powiedziała, że to dotyczy tylko cheeseburgerów. Wczoraj, gdy spóźnili się z moim cheeseburgerem, powiedziała, że to dotyczy tylko kanapek z kurczakiem. Biedaczce niedługo skończy się menu. Tu nikt nie przychodzi. Właśnie tego kurewsko nie cierpię u moich krajanów: jak tylko polecą gdzieś za granicę, to od razu chcą tam znaleźć jak najwięcej Ameryki, choćby gówniane żarcie w gównianym barze. Sally, która jest tutaj jeszcze od czasów Johnsona, nigdy nie jadła solonej ryby z aki, chociaż pewnie byłem milion pierwszą osobą, która mówiła jej, to jak jajecznica, złotko, tylko lepsze. Moje dzieci to uwielbiają. Żona z kolei chciałaby manwich, ragú albo chociażby hamburger helpera, ale jeśli macie nadzieję znaleźć coś z tego w supermarkecie, to życzę powodzenia. Życzę powodzenia, jeśli w ogóle chcecie coś znaleźć.

Jerk chicken jadłem pierwszy raz, gdy u zbiegu Constant Spring Road i jakiejś innej podbiegł do mnie facet i zanim zdążyłem wymacać urwaną rączkę i odkręcić szybę, wrzasnął, szefie, jadł pan kiedy kurczaka po jamajsku? Był wysoki i chudy, w białym podkoszulku, ogromne afro, połyskujące zęby i połyskujące mięśnie, za dużo mięśni jak na takiego młodziaka, lecz ten facet, chłopak właściwie, pachniał drzewem pimentowym, wysiadłem więc i poszedłem za nim do sklepiku, małej szopy, deski zbite z blaszanym dachem, pomalowane w niebieskie, zielone, żółte, pomarańczowe i czerwone pasy. Złapał największą kurewską maczetę, jaką w życiu widziałem, i odciął nogę kurczaka, jakby kroił kostkę masła. Podał mi ją i już chciałem ugryźć, ale zamknął oczy i pokręcił głową. Tak po prostu: stanowczo, spokojnie i nieodwołalnie. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, wskazał wielki słój, półprzezroczysty, jakby stał tam już jakiś czas. Ej, lubię przygody, moja żona powiedziałaby, że lubię szaleństwo. To był ogromniasty słój z pastą z papryki. Zanurzyłem kurczaka i wszamałem całość od razu. Znacie ten moment w Strusiu Pędziwiatrze, kiedy Wiluś E. Kojot połyka bombę i bomba wybucha, a z uszu i nosa wali mu dym? Albo to, jak dureń pierwszy raz jedzący sushi myśli, że połknie całą łyżeczkę wasabi? Tak się w tamtej chwili poczułem. Facet chyba dotąd nie wiedział, że biali ludzie mogą się zrobić czerwoni aż w tylu odcieniach. Oczy miałem załzawione i dostałem czkawki na dobrą minutę. Ktoś nalał mi do ust benzyny z cukrem, zapalił zapałkę i szuuu! Żeszkurwajegomaćwpizdęjebana. O mało nie wykasłałem z siebie duszy.

Spytałem kasjerkę w King Burgerze, czy nie myśleli, żeby serwować jerk burgery. Że co?, zapytała. Żarcie z getta? Prychnęła, jak to robią Jamajki, zamknęła oczy, uniosła podbródek i pokazała mi plecy. Przychodzę tu prawie codziennie i zawsze jest ta sama dziewczyna. Czy mogę przyjąć zamówienie?, pyta. Cheeseburgera poproszę. Do zamówienia życzy pan sobie lemoniadę czy koktajl mleczny? Nie, dziękuję, sodową D & G Grape. Czy to będzie wszystko? Tak. Whamperer smakuje tak samo jak whomper, tylko smak ma inny. Nawet sałata zdaje sobie sprawę, że mogłaby być lepsza, bo jest namokła i gorzka w tym burgerze, a ja zamawiam to samo codziennie dla gównianej frajdy, po prostu po to, żebym mógł spytać swoje dzieci, ej, wiecie, co dzisiaj jadłem? Wasz tata jadł whamperera. Myślą, że ich ojczulek się jąka.

Słońce ma już dosyć na dzisiaj, zbliża się wieczór. Ten kraj potrzebuje porządnego disco. Jak dotąd nie zwariowałem tylko dlatego, że co trzy, pięć lat zmieniam miejsce. Tyle że normalni to w Firmie nie awansują. Inicjatorem jednych z najbardziej świrniętych akcji, jakie widziałem, był mój dawny szef, zanim ruszyło go sumienie. Jego syn jest tutaj, przyleciał amerykańskim DC301 z Nowego Jorku. Siedzi tu od trzech dni i nie ma pojęcia, że wiem o jego pobycie. Nie żebyśmy się znali ani nic. Jego tata nie był zwolennikiem programu ?Przychodź do pracy z dzieckiem?. To nie żadna tajemnica, że facet tu jest, ale kiedy syn byłego szefa agencji nagle zjawia się na Jamajce, to nawet ci, co siedzą w środku tego interesu, zaczynają się zastanawiać, czy czegoś nie przegapili.

Podobno jest filmowcem, czyli jednym z tych bogatych gówniarzy, których stać na kupno kamery. Przyjechał z grupą fotografów i realizatorów na ten koncert na rzecz pokoju tego muzyka od reggae. Ten muzyk ma obecnie większe wzięcie niż krojony chleb. Koncert będzie duży i chociaż siedzę tu dopiero od stycznia, to nawet ja wiem, że ten kraj potrzebuje odrobiny spokoju. Nie załatwi tego ten facet z gabinetu premiera, choć przydałoby się. No więc ta fisza od reggae daje wielki koncert, organizowany przez kancelarię premiera, dzięki czemu ta fisza od reggae prawie zasługuje na moje zainteresowanie. Ambasada dostała info, że przyleci Roberta Flack, a Mick Jagger i Keith Richards już tu są. Jebani Rolling Stonesi.

Nie, nie słucham tej fiszy od reggae. Reggae jest monotonne i leniwe, bębniarz ma chyba najnudniejszą robotę na świecie obok tej kasjerki z King Burgera. Wolę ska, wolę Desmonda Dekkera. Wczoraj zapytałem kasjerkę z King Burgera, czy lubi Ob-La-Di, Ob-La-Da, ale spojrzała na mnie, jakbym ją poprosił, aby mi dała po ryju. Ja to nie wiem, odpowiedziała. Nie dawałem za wygraną: no to czego słuchasz? Co się gra na jam session? Odpowiedziała, że Big Youtha i Mighty Diamonds. No dobra, mówię, Big Youth i Mighty Diamonds są okej, ale czy o nich wspomnieli kiedykolwiek w jakiejś swojej pierdolonej piosence Beatlesi, tak jak o Desmondzie Dekkerze? Proszę nie używać wulgarnego języka, proszę pana, upomniała mnie, znajdujemy się w lokalu przestrzegającym prawo.

Jak się finguje wypadek? Nikt w Firmie nie jest niezastąpiony i czasem się zastanawiam, dlaczego nie wezwą kogoś innego. No, przynajmniej nie kazali mi przygotowywać gruntu w Montevideo. Ale się z tego zrobił bajzel. Lubię mieć pracę, o której nie mogę mówić. Dzięki temu łatwiej dotrzymać innych sekretów. Do żony w końcu dotarło, że dopóki jesteśmy małżeństwem, o pewnych sprawach nie będzie wiedziała. Musiała przywyknąć do tego, do czego muszą przywyknąć wszystkie nasze żony. Wiedzą o dwóch z czterech faktów. O pięciu podróżach na dziesięć. O jednym z pięciu zgonów. Chyba nie jest zorientowana, co dokładnie robię. Przynajmniej takiej wersji trzymam się w tym tygodniu. Jestem na Jamajce i prawie wszystko idzie zgodnie z planem. Co łopatologicznie znaczy, że sprawy wyglądają jak w podręczniku, właściwie więc praca tutaj to nuda. Nic dziwnego, bo Jamajczycy mają skłonność do reagowania zgodnie z oczekiwaniami. Dla niektórych to może duża odmiana, a może po prostu ulga.

krotka_historia_siedmiu_zabojstwMarlon James „Krótka historia siedmiu zabójstw”
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 752

Opis: Rozkołysana muzyką reggae historia zamachu na Boba Marleya. Jamajka, rok 1976. Siedmiu uzbrojonych w karabiny maszynowe gangsterów szturmuje dom Boba Marley?a. Gwiazda reggae przeżyje, ale napastnicy nigdy nie zostaną pojmani? Ten głośny i jednocześnie osnuty tajemnicą zamach to punkt wyjścia niezwykłej powieści Marlona Jamesa. W Krótkiej historii siedmiu zabójstw jamajski pisarz odsłania kulisy tego ważnego w historii Jamajki zdarzenia, po mistrzowsku przeprowadza nas przez kolejne kręgi wtajemniczenia, nie szczędząc wulgaryzmów, nie stroniąc od krwi i przemocy, brutalnie wciąga w świat narkotyków i korupcji, sącząc do naszych uszu muzykę reggae i raz po raz dmuchając nam w twarz dymem o charakterystycznym, słodkawym zapachu. Obejmująca przeszło trzy dekady, przekraczająca granice kontynentów powieść Jamajczyka jest kroniką życia wielu niezapomnianych postaci ? dzieci slumsów, baronów narkotykowych, dziennikarzy, prostytutek, gangsterów, a nawet agentów CIA.

„Ta książka jest jak remake filmu 'Nierówna walka’, w reżyserii Quentina Tarantino, do muzyki Boba Marleya, ze scenariuszem Olivera Stone?a i Williama Faulknera, doprawiony szczyptą marihuany najlepszego sortu!” ? tak o „Krótkiej historii siedmiu zabójstw” Marlona Jamesa napisała Michiko Kakutani, najważniejsza recenzentka „The New York Times”, umieszczając książkę w czołówce zestawienia 10 najważniejszych powieści roku.

Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek