Premiera nowego thrillera autorki „Dziewczyny, którą znałaś”. Przeczytaj fragment „Złudzenia” Nicoli Rayner

20 maja 2021

19 maja w księgarniach miała miejsce premiera nowego thrillera psychologicznego Nicoli Rayner, autorki „Dziewczyny, którą znałaś”. „Złudzenie” to pełna niespodziewanych zwrotów akcji opowieść z dwoma przeplatającymi się tajemnicami. Finał książki może was zaskoczyć, zaś w centrum wydarzeń jest osobliwa narratorka, która po latach nadal ma obsesję na punkcie swej szkolnej miłości. Poniżej przeczytacie fragment powieści.

W domu szykuję się starannie. Wybieram swój ulubiony ciuch kupiony w Oxfamie – granatową sukienkę w stylu lat pięćdziesiątych, która podkreśla moje niebieskie oczy i pozwala mi udawać, że mam coś w rodzaju talii. Ubieram się, jak często, w sypialni Matki na górze, bo tam jest więcej miejsca i pełnowymiarowe lustro. Mój pokoik jest ciasny, ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym się przenieść na piętro. Ta przestrzeń zawsze będzie należała do Matki.

Po jej śmierci jakoś nie zdołałyśmy z Ellie nic z tym zrobić. Rozmawiałyśmy o tym, zwłaszcza gdy siostra zaszła w ciążę – zaproponowałam wtedy, żeby przerobić sypialnię na pokój dla dziecka; Matce by się to spodobało. Pewnej deszczowej soboty nawet poszłyśmy tam, żeby wziąć się do pracy. Ellie otworzyła pierwszą lepszą szufladę w komodzie Matki. Spojrzałyśmy na jej zawartość – dwie baterie, trzy stare notesy i opakowanie przedawnionego paracetamolu – popatrzyłyśmy na siebie, a potem Ellie zasunęła szufladę.

– Masz ochotę na spacer? – zapytała, a ja natychmiast przytaknęłam.

Kiedy jestem gotowa, przeglądam się w lustrze w drzwiach szafy. Całkiem nieźle. Choć nie grzeszę szczupłością. „Ale z ciebie lachon!” – odzywa się szyderczy głos w mojej głowie, gdy obrzucam się krytycznym spojrzeniem. Nadal zdarza mi się to słyszeć, choć minęło tyle lat – kpiny Dickiego Grahama i Juliet Bentley. Na przykład kiedy zauważam w sklepowej witrynie swoje odbicie i uznaję, że jestem trochę pulchna, albo gdy palnę w towarzystwie coś takiego, że nagle zapada cisza – znowu słyszę ich chichoty i uszczypliwe uwagi. Jakby nieustannie mnie obserwowali, nieustannie oceniali.

Zamykam drzwi szafy i sprawdzam, która godzina. Mam nadzieję, że impreza nie przeciągnie się dzisiaj do późna, ale przynajmniej nie muszę daleko jechać. Mam jeszcze pół godziny do wyjścia, więc zdejmuję z półki jakiś tomik z poezją romantyczną i siadam w bujanym fotelu Matki, żeby przeczekać. Uwielbiam ten fotel. W dzieciństwie Ellie i ja ciągle się o niego sprzeczałyśmy. Ja zawsze kołysałam się łagodnie, czytając książki, a Ellie bujała się jak najmocniej, tak że nieraz kończyło się przewrotką.

Czytając, przebiegam palcami po bliznach w drewnie. Dałabym wszystko, żeby móc znowu się z nią pokłócić o ten fotel.

Przez resztę wieczoru udaje mi się nie poddawać melancholii i odpychać od siebie myśli o Ellie. Piję, rozmawiam i stukam się kieliszkiem z innymi jak wszyscy. Dobrze ukrywam swoją samotność. Mam w tym sporą wprawę.

W drodze do domu w tłumie na peronie metra dostrzegam Charlesa. Nadal ma na sobie garnitur z pracy. Ten grafitowy. Poluzował nieco krawat w kolorze burgunda, ale mimo to wygląda elegancko, choć wydaje się zmęczony. Jasne włosy obciął na krótko, tak że nie może już odgarniać ich z czoła jak za szkolnych czasów. Czasami mnie to zaskakuje, gdy zdarzy mi się go zobaczyć – to, jak bardzo się zmienił. Robię krok w jego stronę, uradowana z nadarzającej się okazji, ale nagle widzę, że jest z nim Dickie Graham, więc przystaję z wahaniem.

W szkole Dickie zawsze był klasowym żartownisiem. Z tą swoją szeroką, piegowatą twarzą i niesfornymi brązowymi włosami wyglądał jak żywcem wyjęty z ilustracji do serii Wacek. Wesołe przygody małego urwisa Cromptona. Należał do tych dzieciaków, których obecność w klasie wzbudza drżenie nauczycieli – zawsze czaił się w ostatnim rzędzie, za swoją misję uznawszy nabijanie się ze wszystkiego i wszystkich.

Charles oczywiście był zupełnie inny, pełen życzliwości, jednak nie jestem pewna, czy chcę do niego podejść w obecności Dickiego. Tak czy inaczej, okoliczności nam nie sprzyjają. Jest czwartek wieczór, dwudziesta trzecia dwadzieścia – wszyscy wracają z barów i na peronie panuje tłok, bo pociąg ma opóźnienie. Kiedy zobaczyłam Charlesa, miałam właśnie dać sobie spokój i przepchnąć się przez mur ludzi, żeby wrócić do domu piechotą.

Jednak na widok jego twarzy chwieję się w postanowieniu. Może jednak poczekam jeszcze chwilę? Według wyświetlacza na peronie następny pociąg ma przyjechać w ciągu dwóch minut, ale informacja nie zmieniła się od tak długiej chwili, że nikt już w nią nie wierzy. Na peron znowu wciska się kilka osób, potem jeszcze kilka. I tak bez końca – kiedy myślisz, że nie zmieści się nikt więcej, napływają kolejni ludzie. Powietrze w podziemiach jest ciepłe i stęchłe. Niełatwo wpadam w panikę, ale nagle uderza mnie, że panuje tu zbyt wielki tłok i w razie wypadku drogi ucieczki byłyby zablokowane.

Wreszcie się poddaję i zaczynam powoli przeć w stronę wyjścia, jednak nadal staram się nie stracić z oczu Charlesa. Zawsze dobrze sobie radził z alkoholem. Nie należy do ludzi, którzy z nim przesadzają. Dickie z kolei lekko się chwieje. Jestem na tyle daleko, że mnie nie zauważa, ale mimo to widzę, że wydaje się rozkojarzony, jakby myślami przebywał gdzie indziej. Grzebie ręką w kieszeni, szuka czegoś, wyciąga paczkę papierosów i spogląda na nią nieuważnie. Charles chyba mu przypomina, że na stacji nie wolno palić. Dickie uśmiecha się i chowa papierosy do kieszeni. Lecz jego uśmiech jest blady, pełen napięcia. Może Dickie ma problemy w małżeństwie? Niewykluczone, że jego żona zdążyła go przejrzeć.

Pojawia się grupka kobiet. Wszystkie mają błyszczące topy i uszminkowane na różowo usta, w rękach ściskają ulotki z wieczoru piosenki lat siedemdziesiątych w Royal Albert Hall. Przekrzykują się głosami, w których pobrzmiewa nadmiar wina. Przepychają się i przeciskają coraz dalej. Może są spoza miasta i nie wiedzą, że taki tłok nie jest normalny, że peron może pomieścić ograniczoną liczbę osób. Z irytacją przedzieram się dalej w stronę wyjścia, jak pływak walczący z falą. Teraz, kiedy jestem bliżej, widzę, że Dickie nadal się chwieje; stoi za blisko krawędzi peronu. Cały on: zawsze musiał sprawdzać, jak daleko może się posunąć.

W tym momencie zrywa się podmuch wiatru – to zmiana ciśnienia ostrzegająca, że wreszcie nadjeżdża metro. Tłum faluje jak woda, ciała napierają na siebie i przesuwają się w kierunku krawędzi, przy której już za kilka sekund stanie pociąg.

Słychać głośny wybuch śmiechu i jakaś grupka dziewczyn po wieczorze panieńskim, wystrojonych na koncert w Royal Albert Hall w peruki na czeskiego piłkarza i ogromne okulary, wpycha się pomiędzy mnie a Charlesa. Z bliska czuję od nich zapach alkoholu i perfum Chanel, lakieru do włosów i czosnku. Prą dalej, podczas gdy Charles i Dickie starają się zachować równowagę, uwięzieni między naciskającym z tyłu tłumem a torami, na których zaraz pojawi się pociąg.

Kiedy metro wyjeżdża z tunelu, wszyscy się zwierają, żeby dopchać się jak najbliżej do krawędzi peronu. Z przodu znowu miga mi Charles. Nie jesteśmy daleko od siebie, ale rozdziela nas klin tych kobiet. Widzę jedynie ich głowy od tyłu – niektóre są przystrojone w te głupie peruki, inne mają włosy ułożone w ładne boby albo rozpuszczone luźno na ramiona. Wydaje mi się, że dostrzegam chmurę bladozłotych pukli, które przywodzą mi na myśl Ellie, a obok zaniedbaną brązową czuprynę, jak moja własna. Tłum porusza się z gwałtowną energią – wyczuwam w niej odcień złośliwej siły, która przywodzi na myśl żądne krwawej zemsty furie. Przepychanie trwa.

Mój strach chyba zaczyna się udzielać innym – rozlega się spanikowany wrzask i ktoś krzyczy „Uwaga!”. Zdaje się, że właśnie to słowo odciąga od żółtej linii Charlesa, który cofa się dokładnie w momencie, gdy pociąg wpada na stację. Obok niego Dickie ogląda się przez ramię na dziewczyny z wieczoru panieńskiego i nagle wyraz jego twarzy ulega zmianie – jakby Dickie nie wiedział, czy ma się ucieszyć, czy zdziwić. I może właśnie z powodu tego zaskoczenia czyimś widokiem – albo dlatego, że nie patrzy, gdzie stawia nogi – Dickie niespodziewanie się potyka i spada prosto pod pociąg.
(…)

Nicola Rayner „Złudzenie”
tłumaczenie: Agnieszka Walulik
wydawnictwo: W.A.B.
ilość stron: 384

Opis: Francesca Knight ma obsesję na punkcie swojej szkolnej miłości, Charlesa, chociaż ten po wielu latach jest już szczęśliwym mężem innej kobiety i ojcem pięknych bliźniaczek. To jednak nie przeszkadza Fran w podglądaniu go w pracy czy w domu. Kobiecie łatwo jest się ukryć, ponieważ i tak od lat nikt jej nie zauważa. Pewnego razu Francesca zostaje świadkiem podejrzanego śmiertelnego wypadku. Od tej pory do tej cichego i skrytego życia powracają postaci z przeszłości, które przywołują bolesne wspomnienia i zmuszają do zakwestionowania wszystkiego, w co do tej pory wierzyła. Wszystkiego. Jeśli myślisz, że wiesz, jak to się skończy… Lepiej zastanów się jeszcze raz.

Tematy: , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek