Prawdziwa historia najbardziej zuchwałego napadu w historii Szwecji. Przeczytaj dwa rozdziały powieści „Helikopter” Jonasa Bonniera

4 lipca 2018


Nigdy wcześniej nie napisał thrillera i zazwyczaj ich nie czyta. Ale kiedy zapytano go, czy chciałby spotkać się z mężczyznami, którzy dokonali najbardziej zuchwałego napadu w historii Szwecji, a potem opisać ich przeżycia w powieści, Jonas Bonnier zgodził się bez wahania. 22 września 2009 roku włamano się do jednego z najlepiej strzeżonych skarbców w całej Europie. Celem włamywaczy było najwyższe piętro budynku, gdzie firma ochroniarska G4S przechowywała pieniądze swoich klientów. Rabusie wylądowali helikopterem na dachu, przebili się do środka, w 20 minut ukradli 39 milionów koron szwedzkich i odlecieli z łupem na oczach policjantów. „To historia na hollywoodzki film. Dramaturgia jest niesamowita, planują napad, ale policja otrzymuje przeciek. Zdali sobie sprawę, że policja już wie, ale i tak dokonują rabunku” ? mówi autor. Przez pięćdziesiąt godzin bohaterowie tych zdarzeń opowiedzieli Bonnierowi o wszystkim, co chciał wiedzieć. Tak narodziła się bestsellerowa powieść „Helikopter”, której ekranizację zaczyna kręcić w lipcu Netflix. Książka właśnie trafiła do polskich księgarń nakładem Chilli Books, nowego imprintu wydawnictwa Znak. Poniżej możecie przeczytać dwa krótkie rozdziały w przekładzie Ewy Wojciechowskiej.

70

05.13

Przylatują z północy.

Wirnik helikoptera toruje sobie drogę w chłodnym powietrzu.

Huczący terkot rozdziera ciszę.

Siedemdziesiąt pięć metrów pod nimi czarna woda umyka z prędkością stu kilometrów na godzinę. Wraz z nią umykają porośnięte drzewami wysepki, na których tylko pojedyncze światła zdradzają obecność domów. Kontury wysp w ciemności przywołują na myśl złowrogie atramentowe plamy z testów psychologicznych Rorschacha.

W śmigłowcu siedzi czterech mężczyzn. Są ubrani na czarno, milczą, każdy skupiony na sobie.

W dole migoczą światła samochodów i lamp na fasadach budynków, i ulicznych latarń, które jaśniały przez całą noc w uliczkach niskich biurowych kompleksów ciągnących się wzdłuż autostrady. Jednak mężczyźni ich nie widzą. Ich wzrok jest skierowany na wprost.

Najjaśniejsze światło przed nimi wydobywa się ze szklanej piramidy na dachu budynku G4S w Västberdze. Jest jak latarnia morska, jak objawienie.

Mężczyźni wiedzą, że od teraz ich życie będzie się dzieliło na przed i po poranku dwudziestego trzeciego września.

Sami zaciska chwyt na karabinie, który spoczywa mu na kolanach.

Nordgren na moment zamyka oczy.

Maloof patrzy w niebo i w przerwie między chmurami widzi gwiazdy.

To dobry znak.

Kluger zawisa tuż nad budynkiem. Parę sekund później powoli osadza śmigłowiec na dachu.

Lądują lekko jak piórko. Kluger odwraca głowę do Maloofa, uśmiecha się szeroko i kiwa głową.

Dochodzi kwadrans po piątej, dotarli nawet chwilę przed czasem.

Każdy wie, co ma robić. Zna swoją rolę.

Teraz liczy się tempo.

Maloof wyskakuje pierwszy. Nordgren zostaje w środku i wyładowuje sprzęt, podając go Maloofowi.

Sami chwyta młot na długim trzonku, wyskakuje z kabiny i biegnie z nim ku rozświetlonej szklanej piramidzie. Tymczasem Nordgren wysiada i z pomocą Maloofa odwiązuje drabiny od płóz. Pracują w rytmie kręcącego się jeszcze wirnika helikoptera. Kiedy są już gotowi, Kluger podrywa maszynę, odlatuje na bok i zawisa w powietrzu.

Biały pancerz połyskuje w ciemności. Wiatr wywołany przez wirnik szarpie workami i torbami ze sprzętem.

Sami stoi już przy piramidzie.

Stawia na ziemi młot, chwyta oburącz za trzonek i obiera właściwą pozycję. Ugina kolana, odnajduje punkt ciężkości, potem unosi młot i jednym zamaszystym ruchem wykonuje duży łuk nad głową. Czuje ciężar w całym ciele, jednoczy się z narzędziem i uderza razem z nim w szklaną taflę.

Młot trafia w środek jednego z kwadratów o boku jednego metra.

Wibracje wspinają się po trzonku i wędrują ku dłoniom Samiego. Uderzenie było celne, idealne.

Sami patrzy na kwadratową szybę.

Młot nawet nie drasnął szkła.

72

05.16

Śmigłowiec wisi w powietrzu na prawo od budynku, na tyle daleko, by nie przeszkadzać mężczyznom pracującym na dachu.

Maloof podbiegł do Samiego, zorientowawszy się, że coś jest nie tak. Razem kucają i przyglądają się szybie. Dzięki światłu od dołu udaje im się dostrzec rysę. Cienką, lecz długą.

Maloofowi przemyka przez myśl, że mogła tam być już wcześniej, ale nic nie mówi.

? Dawaj, dawaj! ? ponagla Samiego i wraca do Nordgrena, który zabrał się do rozkładania drabin.

Ta większa wydaje się absurdalnie długa, ale musi sięgnąć aż do piątego piętra.

? Chodź, zaniesiemy wszystko bliżej świetlika ? mówi Maloof.

To rodzaj terapii. Muszą się czymś zająć, czekając, aż Sami rozwali szybę. Widzą, że ciężko pracuje, wymachując młotem.

Sami uderza. Potem jeszcze raz. Przychodzi mu na myśl, że wygląda jak skazaniec w kamieniołomie z filmu z początku lat sześćdziesiątych. Za każdym razem kiedy młot trafia w szklaną taflę, roznosi się to samo głuche tąpnięcie. Po piątym, siódmym, wreszcie jedenastym uderzeniu, kiedy Nordgren i Maloof przenieśli już bliżej cały sprzęt, Sami powoli zaczyna tracić cierpliwość.

Maloof obliczył, że mogą spędzić w tym budynku najwyżej kwadrans. Potem muszą zniknąć.

Minęły już trzy minuty, a im nie udało się jeszcze rozbić pierwszej szyby.

? Wysadzę ją ? mówi Nordgren, a Maloof kiwa głową.

Nordgren właśnie sięga po plecak, żeby przygotować ładunek, kiedy nareszcie rozlega się długo wyczekiwany brzęk i szyba rozpada się na tysiące kawałków.

Maloof i Nordgren podnoszą długą drabinę i ostrożnie wsuwają jej koniec w otwór w świetliku. W dole widzą balkon na piątym piętrze, ledwie odstającą od ściany wąską półkę.

Powoli opuszczają drabinę. Musi wystarczyć.

Po jakimś czasie będą wspominali tę chwilę jako niemiłosiernie długą, najdłuższą tego poranka. Jeśli drabina okaże się za krótka, odejdą z niczym. Będą musieli przywołać śmigłowiec i odlecieć.

Drabina znika w otworze, metr po metrze.

Jej koniec dotyka podłogi balkonu, kiedy na górze, powyżej otworu sterczy nie więcej niż pół metra.

Maloof pochyla się do przodu i patrzy w dół.

? Chyba się uda ? oznajmia.

Ustawienie drabiny w odpowiedniej pozycji zajmuje kolejnych dwadzieścia pięć sekund.

Dla nich ten czas dłuży się tak, jakby trwało to co najmniej kwadrans.

Wreszcie Nordgren zakłada sobie krótszą drabinę na prawe ramię, a na lewe zarzuca plecak z materiałem wybuchowym.

? Trzymasz mocno? ? pyta Maloofa, po czym zaczyna schodzić, nie czekając na odpowiedź.

Maloof ściska koniec drabiny z całych sił. Aluminiowa konstrukcja drży. Kiedy Nordgren jest w połowie drogi, drabina zaczyna trzeszczeć, jakby była zrobiona z bambusa.

Mimo to utrzymuje jego ciężar.

Sami zmienia Maloofa przy drabinie, a ten zakłada na siebie tyle sprzętu, ile się da, po czym zaczyna schodzić w dół jako drugi. Ostatni schodzi Sami. Najmniej obciążony, tylko z zarzuconym na ramię kałasznikowem.

Jonas Bonnier „Helikopter”
Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska
Wydawnictwo: Chilli Books
Liczba stron: 464

Opis: Czegoś takiego Szwecja nie widziała. 22 września 2009 o 5:15 na dachu najbardziej niedostępnego budynku w Sztokholmie wylądował helikopter. Dwadzieścia minut później było już po wszystkim. Pod okiem policji i mediów skradziono 39 milionów szwedzkich koron. Pieniędzy nigdy nie odnaleziono. Czterech śmiałków z dnia na dzień trafiło na pierwsze strony gazet całego świata i stało się bohaterami. Kim byli? Jak zaplanowali ten napad stulecia? Jonas Bonniers jako jedyny dotarł do mężczyzn, którzy zorganizowali skok. „Helikopter”, efekt wielogodzinnych rozmów, odsłania wielomiesięczne przygotowania, oraz to, co wydarzyło się tuż po napadzie. Z każdą stroną rośnie napięcie, a zwroty akcji nie ustają aż do zaskakującego finału. „Helikopter” trafił na listy bestsellerów w Szwecji, Danii i Norwegii, prawa do książki zostały sprzedane do ponad 30 krajów jeszcze przed premierą. Prawa filmowe kupił Netflix, w lipcu 2018 ruszają zdjęcia do filmu, w którym zagra m.in. Jake Gyllenhaal.

Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek