Pożarł ich grizzly? Fragment powieści „Kraina Lovecrafta” Matta Ruffa

3 września 2020

Opublikowana nakładem Wydawnictwa W.A.B. „Kraina Lovecrafta” Matta Ruffa to opowieść z pogranicza horroru i fantasy o brawurowej podróży czarnoskórych bohaterów przez rasistowskie Stany Zjednoczone lat 50. Na swej drodze napotykają oni na niesamowitości rodem z dzieł H.P. Lovecrafta. Na podstawie książki powstał serial produkcji HBO o tym samym tytule, którego współtwórcami są J.J. Abrams i Jordan Peele. Poniżej możecie przeczytać fragment książki.

– Świeć dokładnie, Talbot – przykazał szeryf. – Ten młody rozważa właśnie ucieczkę, a ja nie chcę wytężać wzroku, by móc mu przestrzelić plecy.

Od chwili, gdy zeszli z drogi, Atticus rozglądał się za osłoną, za którą mogliby się schronić przed pierwszą salwą, która z pewnością towarzyszyłaby próbie ucieczki. Jednak albo szeryf rzeczywiście dobrze znał las, albo ten sprzysiągł się przeciwko nim. Teren był tu równy, zarośla rzadkie, a drzewa, które wcześniej tłoczyły się po obu stronach drogi, rosły w tak dużej odległości od siebie, że stanowiłyby tylko iluzoryczną osłonę. Mimo to, gdyby był sam, podjąłby ryzyko. Teraz, wiedząc, że lada chwila policjanci każą im uklęknąć i strzelą im w tył głowy, usiłował nawiązać z wujem kontakt wzrokowy, nie odwracając się. Gdyby rzucili się do ucieczki w tym samym czasie, jednemu z nich mogłoby się powieść.

– Zapomnijcie o tym, chłopcy – powiedział szeryf. – Wiem, co wam chodzi po głowach, ale ja strzelałem do rzutków w Camp Lejeune. Moglibyście pobiec w dwóch różnych kierunkach, a i tak załatwiłbym was bez przeładowywania broni. Ja…

Gdzieś przed nimi, na krawędzi widoczności, niespodziewanie rozległ się ostry trzask, jakby ktoś wystrzelił z karabinu bądź złamał suchą gałąź. Potem rozległ się ciężki łoskot dobiegający od podłoża.

Atticus, George i trzej policjanci zatrzymali się. Struga światła zadrżała.

– Talbot, poświeć no prosto! – rozkazał szeryf.

W ciemnościach widzieli coś wielkiego, pełznącego bądź ciągniętego po ziemi. Znów trzasnęła gałąź, po niej kolejna, aż rozległ się jęk przewracanego drzewa.

Bum!

Huk wystrzału ze strzelby okazał się głośniejszy od wszystkich wcześniejszych odgłosów. George zachwiał się i padł na kolana. Atticus wydał z siebie zduszony okrzyk. Przypadł do wuja, otoczył go ramionami i zaczął szukać rany, ale George pokręcił głową. Nie został ranny, zrobiło mu się jedynie słabo ze strachu.

Atticus rozejrzał się dookoła. Szeryf odbił nieco na lewo i celował w głąb lasu. Z jednej lufy unosił się dym. Talbot świecił w tamtym kierunku, ale Eastchurch nadal nie spuszczał lufy rewolweru z Atticusa i George’a.

– To moje lasy, jasne?! – wrzasnął szeryf w mrok. – Nie wiem, kim jesteś, ale zabieraj stąd swój tyłek!

Znów nacisnął spust, a George drgnął w ramionach Atticusa.

Zapadła cisza. Szeryf złamał strzelbę, przeładował i zaczął nasłuchiwać. Las milczał. Obcy, który przewrócił drzewo, był martwy albo takiego udawał.

– W porządku – oznajmił szeryf. – To na czym skończyliśmy?

– Dalej, George, wstawaj – szepnął Atticus do wuja.

– Nie, chłopaki. Wy lepiej już się nie podnoście – stwierdził Hunt. – Zaszliśmy już wystarczająco daleko. Pora to zakończyć, chyba że chcielibyście mi powiedzieć coś o tych włamaniach?

Nowy odgłos dobiegł z drogi za nimi – był to tępy huk, po którym zasyczały gwałtownie płomienie, a gdy szeryf i jego zastępcy się odwrócili, płomienie uformowały już huczący stos w kształcie samochodu.

– Co to, do cholery? – odezwał się Talbot.

Szeryf Hunt spojrzał Atticusowi w oczy.

– Czyżbyś, chłopcze, zapomniał nam coś powiedzieć?

Rozległ się klakson.

„To klakson packarda” – pomyślał Atticus, co oznaczało, że samochód szeryfa właśnie stał się ofiarą spaloną na stosie.

– Eastchurch, za mną – rozkazał szeryf. – Talbot, nie spuszczaj ich z oczu. Jeśli zrobią choć jeden podejrzany ruch, strzelaj.

Zawahał się przy tych słowach, jakby się zastanawiał, czyby zapobiegawczo nie wypełnić ostatniego polecenia samemu. Klakson packarda rozległ się ponownie, co zmotywowało go do działania. Odwrócił się i pobiegł ku drodze, a Eastchurch pognał za nim.

Atticus zwrócił się ku George’owi, który pokiwał znacząco głową. W miejscu, w którym klęczał, leżała gruba gałąź.

Atticus powoli odwracał głowę, aż kątem oka dostrzegł Talbota. Policjant stał dwa kroki od nich, trzymając strzelbę w jednej dłoni, a latarkę w drugiej. Broń była wymierzona w obu klęczących więźniów, ale lufa opadła ku ziemi, a słup światła latarki wędrował po lesie, który przykuł uwagę policjanta. Talbot oświetlił oddalające się postacie szeryfa i Eastchurcha, potem skierował latarkę na Atticusa i George’a, a na końcu na las, skąd dobiegł łoskot przewracanego drzewa.

Ręka Atticusa, która jeszcze przed chwilą opasała klatkę piersiową George’a, opadła. Dłoń zacisnęła się na gałęzi. Złapał ją mocno i przygotował się, czekając, aż snop światła z latarki znów zacznie się oddalać. Odepchnął wuja, poderwał się, cofnął i rąbnął z półobrotu, wkładając w cios wszystkie swoje siły.

Gałąź przecięła pustkę. Atticus potknął się i prawie przewrócił. Gdy złapał równowagę, zauważył, że latarka leży na ziemi. Ujął gałąź oburącz i rozejrzał się gorączkowo za funkcjonariuszem, świadom, że lada chwila może zostać zastrzelony.

Niemniej policjant znikł.

„Co się dzieje, do cholery?” – pomyślał Atticus.

Wtedy jego uwagę przykuły nowe odgłosy dobiegające z puszczy gdzieś przed nim i o wiele bliżej niż wcześniej. Zwierzę.

„To na pewno zwierzę – powiedział sobie. – Duże! Na tyle duże, by przewracać drzewa i obalać nieostrożnych policjantów!”.

Teraz jednakże przekradało się ostrożnie, nie robiąc wiele hałasu, jedynie tyle, by zwrócić na siebie uwagę mężczyzny.

Ten po chwili nabrał przeświadczenia, że zwierzę oddala się od niego. Pochylił się, by podnieść latarkę, ale nim ją odnalazł, zwierzę było już poza zasięgiem światła. Zataczało koło, by zbliżyć się do drogi.

– Atticus – szepnął George. – Pomóż mi wstać.

Atticus zarzucił mu rękę na ramiona. Gdy wstawali, blask pożaru na moment przygasł, przesłonięty przez wielki cień.

– Eastchurch?! – wołał szeryf Hunt. – Gdzie ty się, do cholery, podziewasz?

Nastąpiła długa przerwa, a potem rozległ się wystrzał. Atticus i George ujrzeli rozbłysk ognia z lufy. Mieli wrażenie, że stojący na drodze Hunt strzela w niebo. Potem nastała cisza, zakłócana jedynie przez trzask i syk płomieni.

Mężczyźni wymienili się spojrzeniami. George westchnął i wzruszył ramionami, a Atticus wyłączył latarkę i ruszył w stronę drogi, próbując iść najciszej, jak umiał. Doszli prawie do skraju szosy, gdy Atticus zahaczył stopą o coś twardego. Była to jednolufowa strzelba.

Ukucnął i podniósł ją, po czym rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś śladu po funkcjonariuszu Eastchurchu. Nie był szczególnie zaskoczony, gdy niczego nie zobaczył. Podał latarkę wujowi, a sam ruszył dalej.

Z samochodu pozostał jedynie trudny do rozpoznania, poczerniały wrak, z którego biły płomienie i kłęby dymu. Klapa bagażnika packarda była otwarta i w blasku płomieni Atticus zauważył, że koce na materacach zostały zepchnięte na bok.

Szeryf Hunt leżał na brzuchu tuż za samochodem i krwawił z rany z tyłu głowy. Tuż obok spoczywał pogięty, pokrwawiony kanister, którym wyrżnięto go w głowę.

– Letycja? – zawołał cicho Atticus.

Dziewczyna wyłoniła się z cieni po drugiej stronie drogi, trzymając broń szeryfa.

– Co się stało z pozostałymi dwoma? – spytała.

– Pożarł ich grizzly – odparł Atticus, próbując nie zastanawiać się nad kolejnym pytaniem: „Dlaczego ich, a nie
nas?”.

Z płonącego radiowozu znów buchnęły płomienie.

– Cholera – rzekł George. – Musimy się stąd wynosić!

Robiło się coraz goręcej i packard chyba tylko cudem nie stanął jeszcze w płomieniach. George bez namysłu ruszył w stronę bramy, a Letycja i Atticus spojrzeli po sobie nad nieruchomym ciałem szeryfa. Dziewczyna uśmiechała się z satysfakcją.

– Mówiłam ci, że Bóg miał swój powód, by wysłać mnie z wami – oznajmiła.

Atticus spojrzał na puszczę.

„Ale to chyba nie Bóg nas ocalił” – pomyślał.

– Dalej! – zawołał George, który otworzył bramę i stał już przy drzwiach kierowcy. – Zjeżdżamy!

Letycja wrzuciła strzelbę szeryfa na tył samochodu i pobiegła w stronę fotela pasażera. Atticus podniósł kanister, który nadal był w połowie pełen, i również schował go w bagażniku, a potem stanął nad ciałem szeryfa, trzymając strzelbę Eastchurcha, i zadał sobie w myślach kolejne pytanie.

– Atticus! – zawołał George. – Ruszamy!

– A niech to szlag – skwitował Atticus. Wsunął strzelbę do samochodu i zatrzasnął klapę, a George uruchomił silnik i spojrzał za siebie.

Za zakrętem stał jeszcze jeden samochód. Miał wyłączony silnik i światła, a widoczny był tylko dlatego, że płomienie odbijały się od jego srebrnej karoserii. Atticus pokręcił głową i wskoczył do packarda.

George wdepnął gaz. Atticus stracił równowagę i niemalże wpadł na tył samochodu, a nim się podniósł, wjeżdżali już w kolejny zakręt i ujrzał jedynie rzedniejący blask płomieni, który po chwili znikł całkowicie.
(…)

Matt Ruff „Kraina Lovecrafta”
tłumaczenie: Marcin Mortka
wydawnictwo: W.A.B.
ilość stron: 496

Opis: Chicago, 1954 rok. Dwudziestodwuletni były żołnierz, czarnoskóry Atticus Turner, otrzymuje tajemniczy list od dawno niewidzianego ojca. By wyjaśnić sprawę, wyrusza do Nowej Anglii, żeby go odnaleźć. Tak rozpoczyna się niesamowita podróż przez Amerykę lat pięćdziesiątych – krainę, w której rasizm jest wszechobecny i gdzie spotkać można… osobliwości rodem z książek jednego z najwybitniejszych autorów powieści grozy, H.P. Lovecrafta.

W „Krainie Lovecrafta” Matt Ruff błyskotliwie i przekornie łączy najlepsze tradycje powieści grozy, horroru oraz fantastyki, tworząc niezwykłą, wciągającą oraz emocjonującą opowieść o okrucieństwie rasistowskich przekonań. Bohaterowie powieści zmierzyć się muszą nie tylko z tropiącym czarnoskórych szeryfem, nie wahającym się używać przemocy. Na swojej pełnej przygód drodze spotkają czające się w lesie przerażające potwory, tajemniczy Zakon Prastarego Świtu i duchy zamieszkujące skrywającą mroczny sekret posiadłość. Z każdą kolejną stroną tempo akcji przyśpiesza, a klimat staje się coraz bardziej niesamowity.

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek