Powieść nagrodzona National Book Award wreszcie po polsku. Przeczytaj fragment „Centrali Europa” Williama T. Vollmanna

11 września 2021

15 września nakładem Wydawnictwa W.A.B. ukaże się głośna powieść „Centrala Europa” Williama T. Vollmanna. Książka w 2005 roku zdobyła w Stanach Zjednoczonych National Book Award, jednak dopiero po kilkunastu latach doczekała się polskiego przekładu autorstwa zmarłego niedawno Jędrzeja Polaka. W swym dziele William T. Vollmann kieruje krytyczne spojrzenie na czas II wojny światowej i dwa totalitaryzmy: niemiecki i rosyjski. Porównywana do „Wojny i pokoju” Tołstoja powieść „Centrala Europa” to seria przenikających się nawzajem historii, które odmalowują złożony obraz walczących ze sobą potęg oraz monstrualnie zbrodniczą, zdefiniowaną przez nie epokę. Poniżej możecie przeczytać przedpremierowo fragment książki.

Widok ze zrujnowanego rumuńskiego fortu
(1945)

Stal w ruchu

Śmiesznostki drugiego człowieka niekiedy budzą do niego sympatię, i tak było w przypadku Blumentritta, u którego najbardziej bawiła mnie jego słabość do telefonu czy wręcz fanatyzm w posługiwaniu się tym urządzeniem.
feldmarszałek Erich von Manstein (1958)

1

Przysadzisty czarny telefon, rzekłbym ośmiornica, bóg naszego korpusu łączności, ma w Berlinie własną nyżę (a raczej – co bardziej prawdopodobne – w Moskwie, określanej przez pewnego niemieckiego generała mianem „serca samej istoty wroga”). Gdzieś pomiędzy stalowymi rafami wibruje drut owinięty gutaperką: „Niniejszym… zzZZZZZ… krytyczne położenie… miażdżące uderzenie”. Ale ponieważ nikt nie autoryzował tych sformułowań (a także z tej przyczyny, że karą za podsłuchiwanie jest śmierć), nie warto przykładać ucha do najeżonego elektrycznymi kolcami drutu – lepiej siedzieć posłusznie i czekać, gdyż oczekiwanie nie będzie długie: zerwano negocjacje. Chamberlain ucieka z krzykiem: „Pokój naszym czasom!”. Francja karnie wyraża désintéressement rządami w Pradze. Kolumny zmechanizowane wtaczają się do Pilzna i toczą się dalej. Włochy liczą na nagrodę za awanturnictwo, której wolałyby nie odebrać, ale zahipnotyzowane dzwonkiem telefonu lunatykują prosto na balkon, z którego deklarują: „Nie czas na zmianę naszej polityki. Nie jesteśmy prostytutkami!”. Zawsze czujny lunatyk z Berlina bierze ślub z realistą z Kremla, którego zaraz oszwabi. „To ich zmiecie jak bomba!” – rechocze lunatyk. W całej Europie rozdzwaniają się telefony.

W okrągłej sali posiedzeń ze świetlikiem w kształcie wachlarza, z greckimi bogami stojącymi w rzędach za podium, w drewnianych ławach z najelegantszą czarną prostokątną intarsją siedzą sztywno jak kołki austriaccy deputowani. Jako pierwsi przystali na naszą przyszłość. Ich telefon zadzwonił już w trzydziestym ósmym. Bułgaria – nie otrzymawszy brytyjskiej pożyczki, która i tak by jej nie ocaliła – przyjmuje od somnambulika czterdzieści pięć milionów marek. Realista nie udziela pożyczek nikomu poza lunatykiem. Rumunia – tasując ikony jak talię kart – odmawia litanię do neutralności w nadziei, że o niej zapomną. Jugosławia przymila się o samoloty do Niemiec, a o pieniądze do Francji. Nad mokrym cieniem Warszawy unosi się paniczny dyszkant. Drut wibruje: „Fanatyczna determinacja […] gotowi na wszystko”.

Według telefonu (bo – przyznaję – zdarzyło mi się raz, podstępnie, przystawić ucho do drutu) Centrala Europa wcale nie jest siedliskiem państw, ale martwą strefą czarnych ikon i obramowanych złotem zegarów, której przypadkowe, nieustannie zmieniane granice (nic innego jak stare rzymskie mury) bez trudu wytyczymy na nowo według naszej woli: gauleiterzy i komisarze wybielą je do szarych kropkowanych linii z łatwością przepuszczających siły porządkowe. Nadszedł czas, by obrzucić spojrzeniem rowkowane czerwono fale dachów, pozieleniałe wyspy wieżyc unoszących się nad białymi fasadami uśmiechającymi się do nas otworami okien i zapadającymi pod naszymi stopami jak nie całkiem stelefonizowane rafy. Nadszedł czas, aby nacieszyć się rozkwitającymi jak anemony kawiarnianymi parasolami Centrali Europa, jej starymi posiniałymi od sinic dachami, stukotem jej kopyt, dzwonieniem jej dzwonów, cieniami rzucanymi przez jej mieszkańców w wąskich zaułkach. Najwyższy czas! Gdyż jutro wszystko to zostanie – jak oznajmia telefon – „zmiażdżone bez ostrzeżenia, zniszczone, zrównane z ziemią, zgermanizowane, zsowietyzowane, dosłownie zdruzgotane”. Taki jest rozkaz. Taka jest konieczność. Nie będziemy walczyć jak ci bojaźliwi tchórze, którym wchodzą w paradę wyrzuty sumienia. Zlikwidujemy Centralę Europa! Ale wciąż można negocjować… Jeśli w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin dacie nam wszystko, czego się domagamy, zrewanżujemy się wam ziemiami na bezkresnym Wschodzie.

W Meklemburgii przygotowaliśmy pokaz pierwszego na świecie samolotu napędzanego silnikiem rakietowym. Göring – chcąc unieść lunatyka w siódme niebo – obiecuje zbudowanie pięciuset napędzanych silnikami rakietowymi samolotów w mgnieniu oka. A potem pędzi na potajemną schadzkę z gwiazdą filmową Lídą Baarovą. W Moskwie marszałek Tuchaczewski ogłasza, że „operacje przyszłej wojny będą miały charakter szeroko zakrojonych manewrów na masową skalę”. Natychmiast zostanie rozstrzelany. Ministrowie Centrali Europa – którzy również zostaną rozstrzelani – pojawiają się na balkonach podtrzymywanych przez nagie marmurowe kariatydy. Wygłaszają z nich senne mowy, nadstawiając ucha na dzwonek telefonu. Centrala Europa, mówią, stawi opór, przynajmniej do rozpoczęcia Fall Weiss. Każdy mężczyzna zdolny do noszenia broni dostanie czarny naoliwiony karabin maszynowy, zapewne ręcznie odlewany, oraz dziesięć okrągłych ołowianych naboi, po trzy czarne granaty w kształcie gruszki – niewiele większe od pistoletowej kolby – i rozwidlony pulwersak z żółtej kości słoniowej ozdobiony wpisanymi w okręg gwiazdami…

Telefon napawa się: „Oswobadzający atak… armie szturmowe… wskaźnik sił zmechanizowanych”.

Za następną granicą – gdzie każdy kołek w płocie stoi w inną stronę – dumni poeci wojskowi, nasze wspólne ofiary, tłumią wszelkie obawy, porównując Warszawę z roku 1939 ze Smoleńskiem z roku 1634. Gdy rozlokowują bezradne eszelony, wytyczamy nową granicę w pakcie Ribbentrop–Mołotow, który stemplujemy GEHEIM, co oznacza „tajne”. Czy na tym mamy poprzestać? Lunatyk dostaje Litwę, realista Finlandię. Nasze credo jest jak lampa, której wykalibrowany promień oświetla wytyczoną strefę. „To byli i są Żydzi – to oni sprowadzają Murzynów do Nadrenii. Dokładnie z tej przyczyny nasza partia uznaje trockizm za socjaldemokratyczne odchylenie linii partii”. Dzwoni telefon. Generał Guderian otrzymuje rozkaz przejścia do Fall Gelb. Rozniesiemy na cztery wiatry winne klonowe liście Centrali Europa i jej blade ośmiokątne kościelne wieżyce.

2

Nie będzie ci dane obejrzeć tego wszystkiego. W tym gabinecie nie ma okien, więc czasem bywa nudno, ale za to nigdy nie będziesz sam, gdyż na stalowym biurku, na wyciągnięcie ręki, przyczaiła się ośmiornica, której dziesięć okrągłych oczu – każde z wpisaną w nie cyfrą – przeszywa świat nienawistnym wzrokiem. „Pakt stalowy… właściwa decyzja… moja niezmienna wola… zgromadzeni wokół leninowsko-stalinowskiej partii”. W dolnej prawej szufladzie leży księga szyfrów, której zaklęcia regulują szybkość przepływu ładunków stali. Ale, ale… Pamiętaj, że ośmiornica patrzy! Chcesz zaryzykować? Masz zamiar się przekonać, co widzi dziesięcioro oczu? Mógłby ci to powiedzieć (choć tego nie zrobi) somnambulik w Kancelarii Rzeszy: to jego oczy – owalne, bez powiek, co nadaje im jednostajnie idiotyczny, by nie rzec histeryczny wygląd. W rowie na zewnątrz wtapia się w glinę setka innych głów z otwartymi oczyma. Nie mają nic wspólnego z ośmiornicą, której nienawistne wejrzenie czuwa na wieki.

A co ze słuchawką? Czy to prawda, że słyszy każdy twój oddech przez czarne otwory? Zmęczony realista, strzeżony przez pułk gwardzistów, siedzi za dużym biurkiem w podziemnej kwaterze i czeka na wezwanie telefonu. Choć ma wprawę w rzucaniu słuchawką z siłą artylerzysty ładującego pocisk przeciwpancerny do naszego przeciwczołgowego działa, rzuca ją rozwścieczony nimi, a nie telefonem, bez którego nie może się obejść. Podciągnął się do jego poziomu i słyszy wszystko: wie, kiedy Szostakowicz przywołuje jego imię nadaremno. Po pierwszym dzwonku wezwie generałów, aby towarzyszyli mu za stołem konferencyjnym przykrytym zielonym suknem.

Lunatyk ma tylko oczy, on tylko uszy. Spółkując, płodzą telefon.

3

Ten rodzaj świadomości może istotnie wypływać – jak stwierdzą amerykańscy zwycięzcy – z czynników czysto mechanicznych: w bakelitowej* czaszce istoty wisi – zagnieżdżony lub opleciony siatką szkarłatnych drucików – złośliwie złożony móżdżek, nie większy od orzecha ziemnego. Jego kora składa się z dwóch brązowo-żółtych półkul przetykanych włóknami cienkich miedzianych drucików. W nim skupiają się liczne idee, ułożone tak starannie jak lotki wyblakłego, żółtego orła z herbu Polski. „Siedlisko kontrrewolucji […] niemiecka prostoduszność […] kalumnie opozycji […] zdrowa teoria volkizmu”. Wie, jak się dobrać do każdego, od Achmatowej (która – choć wizjonerka – myli go z sercem z różowego koralu) do Żukowa (który oszukuje sam siebie, twierdząc, że można z nim igrać) i od Gersteina do Guderiana – tych bliźniaczych wolnomyślicieli, którzy tańczą samotnie w niebotycznym więzieniu z kul, co przywodzi na myśl przez analogię zanik telefonicznego mózgu w środku jego skorupy.

Nie wierz technikom, którzy będą cię zapewniać, że mózg ten jest „neutralny” – zaraz usłyszysz gniewne trzaski w słuchawce leżącej na widełkach. Kollwitz, Krupska i pozostali – pozbędzie się ich wszystkich, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zna ich numery. (Nie na darmo lunatyk strofował generała pułkownika Paulusa: „Należy być ciągle czujnym jak pająk w sieci…”). Słowem, wyegzekwuje zasadę jednoosobowego dowództwa.

Nawiązuje połączenia. Dzwoni.

Od słuchawki – klekoczącej teraz jak motocykl gońca po bruku Pragi – do czarnego zimnego korpusu biegnie spirala, której elastyczność wydłuża proces duszenia. (Dzięki temu telefonowi generał Własow zawiśnie na strunie fortepianu). Z odbytu mieszczącego się z tyłu tarczy wyłania się inne czarne jelito – cieńsze i mniej elastyczne od spirali słuchawki – pulsujące aż do samego gniazdka na ścianie. „Ponieważ nasze wojska zajęły…” Jakaś marszcząca czoło rumuńska blondyneczka stoi nam na przeszkodzie. Musimy ją rozstrzelać. I dalej w głębokie zielone lasy Centrali Europa! „Stosunek sił w sektorze stalingradzkim… żelbetonowe umocnienia obronne”. Czy gumowane ścięgna czują? Czy można je skaleczyć? „Bezwzględny fanatyzm… znajdziemy sposób, aby się z nim rozprawić”. Falują, gdy telefon dzwoni.

Dzwoni telefon. Przykucnięty jak bożek. Jak mogłem pomylić go z ośmiornicą!

Za ścianą gumowane czarne macki rozciągają się przez całą Europę. Mapy wojskowe przedstawiają je jako linie frontów, okopy, przyczółki i kleszcze okrążeń. Politycy nazywają je granicami („zniszczonymi, zrównanymi z ziemią, dosłownie zdruzgotanymi”). Urzędniczy administracji publicznej wyobrażają je sobie jako drogi i rzeki. Urzędnicy opieki zdrowotnej widzą je jako czarne strużki ludności, zanikające z dnia na dzień na zamarzniętych ulicach Leningradu. Poeci znają je jako napięte żyły umęczonego ciała partyzantki Zoi. Są wszystkim. Mogą wszystko.

4

Za chwilę stal zostanie wprawiona w ruch, zrazu powolny niczym transporty wojska wyjeżdżające ze stacji, potem szybszy i wszechobecny. Kwadratowe tłumy zakutych w stalowe hełmy mężczyzn postąpią naprzód, osłaniane przez rzędy lśniących samolotów. Dalej czołgi, bombowce. Pociski przyśpieszą ponad wszelkie pojmowanie. (Przechwytywanie zdefiniuje się po raz pierwszy w uszach zabitego mężczyzny w rozszarpanej kulami marynarce, który opadł na stół, gdzie przyczaił się jego odbiornik radiowy zamknięty w kanciastym i kwadratowym – jak wieżyczka czołgu z uniesionymi włazami – pudle. Miał słuchawki na uszach, więc nie słyszał, jak nadlatują. Nieważne. Drugi eszelon nie zawiedzie. Wróg słucha). Polscy żołnierze bez przekonania maskują hełmy siatkami. Niemcy chodzą do kina, by zakochiwać się w gwiazdach. Gdy nie powiedzie się operacja Cytadela, będą się ślinić do Liski Malbran. Rosyjska kawaleria szarżuje na niemieckie czołgi. Niemieckie uczennice próbują wyeliminować z walki czołgi rosyjskie, wlewając wrzątek do wieżyczek. Zapory z balonów – tłustych i z płetwami jak ryby rysowane przez dzieci – płyną w powietrzu. Nie martwcie się! Wojska Centrali Europa wytrzymają, przynajmniej do operacji Barbarossa! (Ich plany strategiczne są zrudziałe i postrzępione jak dziewiętnastowieczne Biblie). Stal odnajdzie je wszystkie.

Stal – przesycona czarnoksięskim wejrzeniem somnambulika – błyska morderczo. (Wśród cmentarnej zamieci Leningradu ludzie leżą w trumnach i bez trumien. Stal to uczyniła). Szerokie smugi światła wystrzeliwanych z prowadnic nebelwerferów kierują wzrokiem ze stali, wyznaczają jej zasięg.

Zza metalowej pofałdowanej osłony wielkokalibrowego karabinu maszynowego DSzK spojrzenie żołnierza przyśpiesza bieg kul. Stal potrzebuje go, żeby się wystrzelić, ale czyż bogowie nie potrzebują wiernych? Z mózgu telefonu wystrzeliwują myśli pędzące w dół izolowanych miedzianych przewodników. Czas rozpocząć Fall Blau. Korpus łączności przygotowuje się do odbioru i retransmisji depeszy: „Brońcie osiągnięć władzy radzieckiej… surowa, lecz słuszna kara…”. A telefon znów dzwoni! Kto go odbierze tym razem? Może nikt z wyjątkiem korpusu łączności, którego flagi przymocowane do wyrastających ludziom ramion potrafią przekształcić każdy rozkaz w tęczę wymownych kolorów. Dzwoni telefon!

Telefon dzwoni. Słuchawka wczepia się w usta i ucho. (Skąd się tu wzięły? Myślałem, że należą do mnie). Kolejny rozkaz pędzi czarnym kablem, przepływa elastyczną spiralą, wpadając wprost do ucha: „Pod żadnym pozorem nie zgodzimy się na przygotowanie artyleryjskie, które jest stratą czasu i niweluje przewagę zaskoczenia”.

Dzwoni telefon zwycięstwa. Dzwoni telefon szturmowy. Dzwonią podkute buty na nierównych chodnikach Warszawy. Tyrwakianie wysadzili mosty w powietrze tureckim dynamitem. „Uważamy natomiast, że połączenie silnika z opancerzeniem umożliwi nam przeniesienie ognia na pozycje wroga bez przygotowania artyleryjskiego”.

W całej Europie dzwonią telefony, dalekopisy szczękają wygłodniałymi zębami, sygnalista korpusu łączności zezwala na start pierwszych samolotów, prędkość wstrzykuje się z wyjącym westchnieniem w pokryte stalowym pancerzem potwory (połączenie silnika i opancerzenia), których nity i łuski nabrały różnorodności zarazem strasznej i brudnej. W ich brzuchach siedzą na katapultach ludzie gotowi zabijać i umierać.

Tak przy okazji: czy nie powinniśmy teraz zadzwonić do naszych guzowatych szeregów pokrytych gadzimi łuskami? Każdy guz to czerwonoarmista w hełmie, szeregi maszerują przez śnieg ku kopułom Kremla, a mroźne pręgowane fioletowo niebo pędzi w tym samym kierunku. Białe pręgi chmur są pomiędzy nimi. Wyglądają jak okopcone, niemal czarne ikony. Dzwoni telefon: rozpocząć operację Mały Saturn. Wszystko staje się jedną ruchomą istotą o wielu wymownych segmentach. Nie martwcie się. W pałacowych kinach Lisca Malbran pomoże nam udać, że nic się nie dzieje.

Oto nadjeżdżają armaty wbite jak igły w okrągłe podstawy i armaty wystające spomiędzy dwóch szarych tarcz, i armaty wyrastające ze stalowych grzybów, i armaty długie jak domy na lawetach mieszczących i dwudziestu ludzi, i armaty, których lufy są rozmiarów torped, i działa samobieżne o grubych pyskach i wydłużonych odbojnikach. Wszystko jest kwestią czasu i siły bojowej. Zmechanizowane hordy pędzą więc przez wschód i zachód Europy.

5

Broniąc się przed zarzutami potomności, telefon sam się zdefiniował: „Z założeniem, że operacja spełnia następujące warunki: odpowiedni teren, zaskoczenie i masowe zaangażowanie”. Co więcej – ostrzega – każda część składowa musi być z metalu, musi być wymienna, niezawodna, szybka i śmiertelna. Mimo masowego zaangażowania brakowało części składowych. Operacja się nie powiedzie.

Pozbawiona napędu stal musi się kiedyś zatrzymać i pokryć rdzą. (Telefon błaga: „Zmechanizowane posiłki!”). Uśmiechnięci tragarze hełmu z gwiazdą uniosą wysoko czerwony sztandar – tak jak sfilmował to R.Ł. Karmen. „Nie oddamy darmo ostatniej kuli”. Potem w pogrążonej w milczeniu i wywołanym walką wstrząsie Europie, „która jest stratą czasu i niweluje przewagę zaskoczenia”, w śniegu zakwitną kostnice i szpitale psychiatryczne. W jednym z nich, w pozbawionej okien telefonicznej niszy, siedzę przy biurku, bawiąc się łuską geco 7,65.

6

Co wprawiło w ruch miliony kierowanych i niekierowanych pocisków? Niektórzy mówią „Niemcy”. Inni mówią „Rosja”. Z całą pewnością nie zrobiła tego Europa, a już na pewno nie Centrala Europa, która zawsze była grzeczną i posłuszną dziewczynką. Powtarzam: Europa jest łagodną jałówką, pucołowatą dzieweczką, dziewiczą siuśmajtką gotową do miłości, aniołem i pokornym cielęciem. Europa to Lisca Malbran. Europa nigdy nie spaliła ani jednej czarownicy, nie tknęła żadnego Żyda. Jakże opisać jej klejnoty? Na przykład: w Pradze o świcie przez łukowe sklepienia okien dzwonnic widuje się niebo, a niebo to staje się bardziej godne pożądania, gdy oprawi się je w wodno-perłową ramę, której podstawa – palec wieży – wyłania się z miąższu miasta: z jego pokrytych kwiecistymi stiukami, wolutami i głowami lwów fasad, z jego murów i krętych uliczek o tak wielu oczach. Europa powinna uważać, gdyż gwałcono ją tyle razy! Gwałcono jej oczy i gwałcono okna, które mimo to wciąż lśnią blaskiem ulicznych latarni. Pierwsze metalowe wszy skaczą już po jej skórze, która jest brukiem o ciemnoszarych i jasnoszarych kokonach. Europa zniesie wszystko, unosząc upierścienione chmurami palce kościołów do nieba, aby ją poślubiono.

Co wprawiło w ruch stal? Świętej pamięci SS-Obersturmführer Kurt Gerstein doradzał mi, bym szukał odpowiedzi w Piśmie, przez co miał na myśli stare greckie Biblie Centrali Europa z czerwonymi inicjałami i drzeworytami przerażających mumii wydobywających się z wąskich sarkofagów: parę dziesiątków tych woluminów przetrwało wojnę. Dla Gersteina „naświetlenie sprawy” stało się magicznym naparem, mocniejszym niż ksylol, w którym nasi kryminolodzy zanurzali dowody osobiste wykopane w Lesie Katyńskim. (W tej kąpieli atrament rozpuszczony przez trupie płyny wraca do życia). Widzieliście kiedyś cysternę z benzyną wybuchającą od ostrzału pociskami zapalającymi? „Naświetlenie sprawy” świeci jeszcze jaśniej! Gerstein pytał siebie o to, o co nie ośmielił się pytać surowego ojca: po co, po co tyle śmierci? Czerwone od krwi Biblie powiedziały mu po co.

Dzwoni telefon. Mówi mi, że odpowiedź Gersteina została odrzucona, że Gersteina powieszono, zniszczono, bezwzględnie zmiażdżono. Na linii jest teraz feldmarszałek Paulus.

Paulus twierdzi, że rozwiązanie każdego problemu jest kwestią czasu i siły bojowej.

Zabieram się zatem w tę mroczną zimową noc do przygotowań do ataku na sens Europy. Potrafię tego dokonać. Na pewno mi się uda, jak wtedy, gdy stając przy dziurze w murach zrujnowanego rumuńskiego fortu, spojrzałem na drugą stronę, na gęste korony lip. Widziałem, jak falują, zbijając się w ciżbę, a potem w oddali opadają gwałtownie wzdłuż pól.
(…)
_
Przypisy:
* – Jeśli organizm rzeczywiście rezydował w Moskwie, powłokę czaszki zaczerpnął przypuszczalnie z sowieckiego duraluminium: doskonałej odmiany tworzywa, noszącej nazwę kolczugaliuminij i opracowanej przez inżynierów G. Muzalewskiego i S.M. Woronowa.

William T. Vollmann „Centrala Europa”
tłumaczenie: Jędrzej Polak
wydawnictwo: W.A.B.
ilość stron: 896

Opis: Zdobywca National Book Award. Panoramiczna powieść historyczna. Książka w bardzo nowatorski sposób traktuje o narodzinach dwóch totalitaryzmów: niemieckiego i rosyjskiego – ścierających się na polach tytułowej Europy Środkowej. „Centrala Europa” to blisko 40 opowieści połączonych w nazistowsko-sowieckie pary i podporządkowanych jednoczącej metaforze centrali telefonicznej, łączącej podsłuchane głosy licznych postaci historycznych, m.in.: Krupską, Lenina, Fanię Kapłan, Annę Achmatową, Romana Karmena, Stalina, Hitlera, marszałka Paulusa, generała Własowa i przede wszystkim Dymitra Szostakowicza – którego recenzent „New York Timesa” uznał wręcz za alter ego autora.

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek